Był stary. Wiek co prawda nie miał większego znaczenia, gdyż jego mózg pracował nadal na najwyższych obrotach, ale jednak ciało wyglądało marnie. Ubrany był w biały fartuch, zupełnie podobny do tych jakich używają lekarze. W prawej dłoni trzymał tlącego się papierosa Marlboro, którego dym, podobnie jak rzeka wił się gdzieś w swoją stronę, pozostawiając specyficzny zapach tytoniu. Była prawie północ i czuł się zmęczony. Siwe włosy, trochę za długie, spadały mu na oczy, drażniąc zmęczony wzrok. W tle leciała jakaś piosenka The Ramones „Baby I love you”. Zaciągnął się papierosem, potem go zgasił w stojącej obok popielniczce i zaczął pracować. Miał przed sobą prawdziwą piękność, dzieło sztuki i czuł jak rozpiera go duma. Jeszcze tylko musi je podpisać i wszystko będzie gotowe. Tym razem powinno się udać. Tym razem wszystko powinno być takie jak chciał. Identyczne. Nie do odróżnienia przez nikogo, nie do odróżnienia przez niego. Czuł się jak fałszerz, który miał pewność, że jego dzieło nigdy nie będzie oryginałem, ale też nikt nie będzie wstanie rozróżnić oryginału od kopii.
***
22052069. Właśnie kończył wypalać numer kiedy uzmysłowił sobie, że popełnił błąd. Istotny na tyle, że nie mógł przestać o tym myśleć. Nie miał żadnych wątpliwości, że musi go naprawić. Teraz, nie za kilka dni. Było to silniejsze od niego.
-Fuck! - Pomyślał, dlaczego nie wstawiłem ósemki zamiast dziewiątki? Przecież kolejna liczba była oczywista. Zwłaszcza gdy naprzeciwko stał 22052067, który tydzień wcześniej został odłączony i dziś robił za wieszak na fartuch. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Musiał poprawić ten numer. Teraz. Pod skórą czuł, że jest związek pomiędzy tymi liczbami, a doskonałością maszyny. Nad ranem temat był zamknięty. Nowa, błyszcząca i niewiarygodnie piękna 22052068 stała właśnie przed nim czekając aż ją uruchomi dokonując rozruchu próbnego. Wszystkie elementy były dokładnie takie jak chciał. Oczy, usta, uszy, nos idealnie odpowiadały oryginałowi. Cała twarz, podobnie jak ciało, a nawet zapach były nie do odróżnienia z tą, która nigdy nie była jego, a której poświęcił swoje życie, próbując stworzyć jej wierną kopię. Dalej wszystko wyglądało tak jak poprzednio. Robot nr 22052068 po włączeniu baterii otworzył oczy, rozejrzał się, a potem wyciągnął obie dłonie wprost do niego i szepnął.
-Chodź do mnie, kochany.
To był jej głos. Jej spojrzenie. Jej sposób mówienia. Podszedł do niej i złapał za obie dłonie. Łapał w nozdrza jej zapach. Była taka młoda. Bezwzględnie piękna. Taka jaką ją pamiętał. Oryginał mógł już nie istnieć, od wielu lat nie miał z nim kontaktu, zresztą nawet już tego nie chciał, gdyż wystarczyło mu to, że pamiętał jak wygląda. Jak hologram wyryta w jego mózgu twarz przez wiele lat nie dawała mu spać spokojnie, nie pozwalała nie myśleć, drażniła go zabierając mu dobre chwile z innymi kobietami, kiedy próbował wyrwać się ze świata własnych pragnień i niespełnionych snów. Nie dawało mu to poczucia komfortu, ale nauczył się przez te wszystkie lata o tym nie myśleć i koncentrować na stworzeniu tego czego nigdy nie miał mieć. To była jego trzecia droga. Teraz, kiedy myślał, że skończył, ważne było tylko to, co stanie się za chwilę, kiedy odważy się nacisnąć swój własny przycisk „GO” i sprawdzi ile warte jest to co zrobił. Dotknął jej włosów, które wciąż jeszcze były wilgotne. Spojrzał w błękitne oczy, które wydawały się czekać na jego spojrzenie. Program działał bez zarzutów. Czuł jak pod fartuchem drżą jego stare mięśnie.
-Cześć – powiedział.
-Witaj, – odpowiedziała 22052068 – cieszę się, że przyszedłeś. Tak długo kazałeś mi na siebie czekać. Za długo, kochany.
Były to słowa, na które czekał. Zrobił krok do przodu i pocałował ją w usta. Program 22052068 odpowiedział w sposób nienaganny. Jej reakcje były poprawne. Temperatura ciała podniosła się, udający serce system przyspieszył, a oczy zaczęły błyszczeć chwilę przed tym jak je zamknęła. Chwilę potem wylądowali w łóżku. To był naprawdę dobry seks. 22052068 była bliska ideału. Problem polegał na tym, że w bliskość była odległością nie do zaakceptowania. Po raz kolejny poniósł porażkę. Wiele lat pracy za chwilę przestanie istnieć. Chciało mu się płakać. Chciało mu się wyć bo wiedział, że któregoś dnia przegra ze swoją starością i że być może nigdy nie skończy swojego działa. Uległość. Tego nie pamiętał. To ona stanowiła różnicę. Program wymagał zasadniczej korekty, podkręcenia charakteru, zmiany podejścia, odwrócenia zasadniczych kwestii. Potem odłączył wszystkie funkcje. 22052068 przestała istnieć. Musiał tworzyć dalej.
- Kiedyś to znajdziesz, - powiedział - potem nastąpi koniec.