Zdarzenie pokojowe

ElminCrudo

 

Zdarzenie pokojowe


Nie przetaczała się wojna, nie mówiono o bezpośrednich zagrożeniach.

W pomieszczeniu, które wypełniono osiemnastoma metalowymi łóżkami

stało kilkuletnie dziecko. Obudziło się i nie wiedziało, czy już może wyjść,

i kogo prosić o pozwolenie na oddalenie się do brzydkiej toalety obok łazienki.

Patrzyło na śpiące postacie, zastanawiało się: dlaczego znowu ubyło o osobę?

Nie znało jeszcze tak wielu słów, by bulwersującą sytuację odpowiednio opisać,

określić swój stan, umieć o nagłym braku opowiadać, składnie zadawać pytania,

na które może ktoś dorosły udzieli wyczerpującej odpowiedzi, wytłumaczy noc.

 

 

Nie było bezpośrednich zagrożeń, dlatego poza pomieszczeniem, za murem,

za płotem udekorowanym kolczastym drutem - ludzie doceniali spokojne życie.

Inne od tego, które było udziałem patrzącego i widzącego dziecka. Bo za płotem

babcie czytały dzieciom bajki, dziadkowie kruszyli skorupki orzechów, mamy gotowały

zupę i drugie dania, i nosiły w kieszeniach smakołyki, a ojcowie śpieszyli się do pracy.

Prozaicy układali długie zdania przelewając na kartki rzekę wódki, porośniętą sitowiem,

wypełnioną węgorzami wymykającymi się za to morze, w którym pławią się i żerują rekiny.

Subtelne poetki zatrzymywały w znaku miłości ogromne lub drobne zauroczenia, nośne

od tęczowych przymierzy z lirą i bałałajką, smaczne, jak herbata z konfiturami z wiśni.

Tęgie głowy decydowały: co dobre i złe, kogo nagradzać i wyposażać w książeczki.

Albo ilu i dokąd wyprawiać, jak skutecznie oprawiać. O dwunastej kołysały się dzwony,

hejnał regulował zegarki i budziki na jednaki czas. Pomykały po szynach tramwaje.

Otwierały się małe okienka, topniały ogonki pod kioskiem. W gazetach o froncie robót,

a w fabrykach surówka do kadzi, w kopalniach urobek do wagoników, w stoczni wodowanie.

Wtedy Barbara szła po wodzie, po lodzie, z dobrą nowiną, z prognozami na świeckie lata.

 

 

Czas pokoju, żadnych zagrożeń. Z ulicy nie widać oczu dziecka za parkanem, za murem,

w pomieszczeniu z osiemnastoma łóżkami ze stali. Ale ono istnieje, patrzy na puste miejsce.

Czuje chłodny nurt, który nie wiadomo kiedy przemieszcza się przez materace i sprężyny.

Widzi zwiniętą pościel i dobrze wie, że za kilka dni inne ciało okryje szary koc w kopercie.

Tutaj nikt nie pisze eseju, wiersza, nie mówi o śpiącej dziewczynce lub chłopcu. Przecież

nie udziela się odpowiedzi na pytanie, jakiego nie zada człowiek z małym zasobem słów.

Dziecko milczy, wypiera strumień. Stoi we własnej kałuży i martwi się, że będzie ukarane. 

 

 

 

 

 

 

/Zielona Góra - grudzień - 2012/

 

 

 

ElminCrudo
ElminCrudo
Opowiadanie · 6 kwietnia 2016