Nibigły, takie tatuaże na ciele, raz sobie je zrobisz i możesz zapomnieć o spokojnym powrocie do domu. Nic cię nie śledzi, nikt nie podsłuchuje, a jednak masz coś za uszami, może to ta dziewczyna z przystanku nie powiedziała ci dzień dobry, krzywo spojrzałeś na kelnera w knajpie, pojawia się nagły głód i chęć chodzenia tam gdzie nie trzeba. Do apteki po lek na utratę świadomości, nie ważne, recepta i tak jest przedawniona. Wtedy często kładę się spać i szukam pomocy. Nie słyszę jej, zagłusza ją natłok myśli, o tym, czy to, co robie na co dzień, wystarczy na opłacenie rachunków. Głęboki oddech, staram się uporządkować głowę pełna myśli. Zadaję pytanie, czym są Nibigły, to coś na kształt iglaty, tak myślę, wyglądają jak tatuaż, ale są trójwymiarowe, wtedy się budzę i wiem że to nie jest takie proste, kiedy nie wiesz jakie pytanie zadać. Teraz je czuję, trudno to porównać do jakieś emocji to nie strach, bo się nie boję, radość, dawno straciłem uśmiech, jest coś w tym z ambicji, chęci, dążenia do czegoś. Nie pamiętam, kiedy odczułem to pierwszy raz, może byłem za bardzo pochłonięty praca żeby zobaczyć człowieka który mi to zrobił. Z pozoru to nic złego być naznaczonym przez los, bycie innym podobno nawet się popłaca. Wystarczy spojrzeć na tych wszystkich bystrzaków od Hi-Tech. Jestem jednak zły, bo trudno mi złapać oddech przy ciągłym uczuciu, głodu.