W e r n i s a ż
Mżyło, północny wiatr przelatujący doliną Odry strącał z gałęzi drzew pozostałe
jeszcze na nich liście, ubrane przez jesień w purpury, oranże, żółcie ożywiające
swoimi kolorami miejski pejzaż. Spojrzał w okno na pędzone wiatrem zwisające
nisko, jakby przygniecione własnym ciężarem szare chmury i leżące na chodniku
wzdłuż kamienicy liście, tworzące barwny dywan. Pogoda w tym dniu nie sprzyjała
jego zamiarowi wyjścia do miejskiego muzeum, psuła uzyskanie odpowiedzi na
pytanie – jak na wystawie „Akwarelowe impresje” zostanie ukazany miejski pejzaż
przetworzony talentem i wyobraźnią artystów? Do tego wernisaż jest też niecodzienną
okazją, żeby wysłuchać zawierającej olbrzymi ładunek wiedzy, zajmującej prelekcji
autorki wystawy, a także jej racji o doborze obrazów.
Przed wyjściem odświeżył się pod prysznicem, ubrał biała koszulę, która przybrał w
niebieskim odcieniu krawatem z błyszczącą złotą spinką, wbił się w szary garnitur.
W jesionce z parasolem w ręce, zanurzył się w delikatny mrok ogarniający ulicę,
pozostawiany przez rozproszone światło latarni. Miał do przejścia spory kawałek
drogi z Nowych Zagród do muzeum na Starym Mieście i jak to bywa w małych
miastach o tej przedwieczornej porze, mijał się z nielicznymi szybko przemykającymi
przechodniami. Dotarł do granicy Starego Miasta, tu na Browarnej spotkał więcej
mieszkańców, odwiedzających mieszczące się tutaj małe sklepy, jak przystało na tę
część miasta. Po przejściu na Szopena, już z daleka dostrzegł ledwie widoczny zarys
masywnej gotyckiej bryły kościoła Św. Ducha, będącego od ponad stu lat jednym z
obiektów muzeum, mieszczącym wystawę.
Wszedł do hollu, powiesił płaszcz i odłożył parasol, wmieszał się w spora grupę
osób oczekujących na otwarcie. Przy tej okazji ukłonił się kilku znajomym i wymienił
porozumiewawcze uśmiechy. Z ciekawością sięgnął po wyłożoną ulotkę z biogramami
artystów, których obrazy wybrane z przebogatych zbiorów zostały zaprezentowane.
Pobieżnie przebiegł wzrokiem ulotkę, notując w pamięci, którzy z artystów ukończyli
krakowską Akademię, stworzoną przecież przez fenomenalnego akwarelistę Juliana
Fałata.
Nie miał czasu na dalsze rozmyślania, wsłuchał i zachwycił się piękną prelekcją
organizatorki wystawy, w której omawiała cel wystawy i definiowała istotę malarstwa
akwarelowego. Tadeusz wręcz chłonął jej słowa o tym, jak trudna jest to sztuka,
- 2 -
przynosząca obrazy pozwalające swoją zwiewną pastelową kolorystyką odtwarzać
postacie, budowle, a także ulotność zjawisk przyrody, subtelną grę światła i cienia.
Wspomniała też o walce, jaką musieli stoczyć akwareliści o równoprawne traktowanie
swej sztuki. Przy słowach lektorki – zaprezentowane obrazy w niepowtarzalny sposób
ukazują przetworzony talentem artystów pejzaż miasta i przyrodę okolicy… uwagę
Tadeusza przykuła intensywna mgła dobrych perfum, rozsiewana przez młodą kobietę,
która przybliżyła się i stanęła obok. Mimo woli z zainteresowaniem, jedynie lekko
odwracając głowę rozpoczął się jej przyglądać. Podświadomie, słuchając płynącego
tekstu w wyobraźni odtwarzał jej wygląd. Długie, błyszczące miedziane włosy
upięte w kok odsłaniały wysokie czoło. Dyskretny makijaż twarzy podkreślający
szeroko osadzone brązowe oczy, otulone zasłoną długich rzęs. Zasłuchana rozchyliła
wyraźnie zarysowane pokryte karminem usta. Z tego nie zamierzonego podziwu
nieznajomej, wyrwały go słowa - … teraz serdecznie zapraszam do zapoznania się
z ekspozycją.
Wraz z zebranymi ruszył oglądać wystawione obrazy. Za progiem sali, zatrzymał
się zaskoczony niedaleko drzwi, miała jedynie trzy ściany, na których rozwieszono
obrazy i otwierała się na południe na zewnętrzny mur, odgrodzona jedynie barierką
od części pozbawionej stropu i podłogi. W ten sposób ukazano cegły zewnętrznego
muru budynku, jego gotyckie sklepienie, a w dole przy ziemi, odsłonięte fragmenty
średniowiecznych fundamentów. Po zastanowieniu uznał, że w ten symboliczny
sposób, w jednej zamkniętej przestrzeni ukazano ciągłość w historii miasta, łącząc
odległą przeszłość ze współczesnością.
Tadeusz po tej refleksji, za przykładem pozostałych osób podszedł do ustawionego
stolika z napełnionymi kieliszkami wina i soku. Sięgnął też po pękaty, kuszący jasną
czerwienią gronowego wina. Wolno z nieukrywaną ciekawością zbliżył się do
pierwszych obrazów przedstawiających podmiejski pejzaż. Na nich artyści, cyzelując
zielenią, żółcią, oranżami przedstawili piękno otaczającej miasto przyrody. Ich widok
odsłonił w nim ukrytą głęboko furtkę zamglonych wspomnień z dzieciństwa. W tym
momencie wyraźnie przypomniał sobie czasy jak z rodzicami odbywał spacery do
miejskiego lasu, bytności w podmiejskim rezerwacie ptactwa, czy też jak na rowerach
przemierzali ścieżki wśród pól i po wałach Odry. Na dłużej zatrzymał się przed
- 3 -
akwarelą ukazującą śnieżny krajobraz. Natychmiast przywiodła wspomnienie, gdy
jako nastolatek ze starszym przyjacielem podczas jednej z niewielu śnieżnych zim,
które nawiedziły miasto, z nartami wyprawiali się na nieodległe wzniesienia. Jaką
żywą radość czerpał z tych wypraw. Zamyślił się, gdzie znikł ten przyjaciel? Co się
potem z nim stało? Te przeżycia przykryły codzienne zmagania, sprostanie coraz to
nowym wymaganiom. Odżyły na nowo tu przed widokiem zimowego pejzażu.
Wspominającego, ponownie ogarnął znajomy zapach perfum, nawet nie odwrócił
głowy.
-Od dłuższej chwili pana obserwowałam, dociekając co w tym obrazie wzbudziło
tak wyraźne pana zainteresowanie?
Bez zastanowienia odpalił - miłe wspomnienia. Zdziwiony swoją otwartością
natychmiast zapytał – dlaczego pani pyta?
-Zachwyciłam się jedynie odtworzonym pięknym zimowym pejzażem?
-Wolę rozmawiać ze znajomymi – skierował kieliszek w jej stronę – Tadeusz.
-Nie pozostawił mi pan wyboru – lekko dotknęła szkłem jego – Jola.
-Teraz mogę już rozmawiać jak ze znajomą i wracając do pani pytania, odpowiem
nie odsłaniając swych wspomnień, zamyśliłem się nad chwilą, która zauroczyła
artystę.
Z figlarnym uśmiechem spytała – pragnie mi pan schlebić?
-Już to zrobiłem.
-Ma pan elastyczny język, ale nie ukrywam, że będę wdzięczna jeśli po swojemu
skomentuje pan inny obraz, który mnie niezmiernie zaciekawił?
Ruszyła przodem wśród wolno przesuwających się osób pomiędzy rozwieszonymi
obrazami, półgłosem wymieniającymi zachwyty i uwagi. Przystanęła przed akwarelą
ukazującą miejski pejzaż, zatrzymał się obok. Mimo woli usłyszeli urywek rozmowy
odchodzącej od obrazu kobiety do towarzyszki – … stanowczo stwierdzam, że
takiego widoku nie ma w mieście.
-Pan na pewno usłyszał część wygłoszonej przed chwilą opinii, zgadza się pan z
takim osądem? – nie przebierając w słowach spytała Jola.
-Hm, pani pozwoli, że wpierw się przyjrzę, pomyślę – zamilkł, by po dłuższej
chwili zdecydowanie stwierdzić – uważam, że ta pani miała zupełną rację.
- 4 -
Wyraźnie ubawił ją swoją opinią, z figlarnymi ognikami w swych brązowych
oczach – oświeci mnie pan?
Zawahał się, jak zareagować na to pytanie, czy nie dostroić się do jej żartobliwego
tonu? Zdecydował, że odpowie poważnie – uważam – rozmyślnie cedził słowa –
tak myślę, przypuszczam, że artysta po zapoznaniu się z miastem, jego dziejami,
tradycjami, przedstawił na obrazie swoją wizję.
Jola w lot zrozumiała, że Tadeusz bardzo poważnie traktuje rozmowę, natychmiast
zmieniła ton – uważa pan, że to widoczne na pierwszym planie zgrupowanie
zaaferowanych ludzi, te dwa umieszczone centralnie jednorodzinne budynki, kościół
oraz …
Tadeusz bezceremonialnie wszedł jej w słowo – wyśmienicie odwzorowana
doskonała gotycka bryła kościoła św. Jakuba.
Ze zdziwieniem spojrzała na niego, czekając czy nie będzie mówił dalej, po chwili
dokończyła rozpoczętą myśl – w tle wieża kościoła farnego przysłonięta inną
zabudową, miałyby ilustrować historyczną mieszczańską przeszłość miasta?
-Świetnie pani to ujęła, obraz rozbudził pani wyobraźnię, wyraźnie moim zdaniem
podążyła pani za artystą.
Podbudowana słowami Tadeusza, postanowiła dalej mówić o obrazie – natomiast
przedstawione po bokach zgrupowanie bloków mieszkalnych, w tle komin fabryczny
jako obelisk naszej cywilizacji i zarysowane kontury dachów hal przemysłowych
nawiązują do współczesności. Zamilkła, wyraźnie oczekując na jego zdanie. Tą
chwilą milczenia schlebiła jemu. Uśmiechnął się i potwierdził – nie zaprzeczę pani.
W milczeniu komplementowali akwarelę.
Jola ponownie rozejrzała się po ekspozycji, postanowiła dalej poważnie rozmawiać
z Tadeuszem i zaproponowała - może zapoznamy się z jeszcze jednym miejskim
pejzażem?
-Jestem za – zgodził się z miejsca.
Zatrzymała się przy kolejnym obrazie – może ten? Przypadkiem spojrzała na
trzymany w ręku biogram artystów i natychmiast skomentowała – zupełnie
nieświadomie wybrałam akwarelę pana Jana Olendra, który część życia spędził
w naszym mieście. Jest zupełnie inna od oglądanej poprzednio, wręcz z fotograficzną
- 5 -
dokładnością przedstawia wybrany fragment miasta, tak jakby miał służyć do
dokumentowania zmian, które mogą zdarzyć się w tym miejscu. Artysta wiernie
odwzorował rzeczywistość, umieszczając w centralnym miejscu w blasku słońca
kościół św. Jakuba w otoczeniu całkiem nowoczesnych budynków.
-Proszę zwrócić uwagę na czas kiedy powstał obraz, być może malarz pragnął
pokazać powojenny zapał do odbudowy miasta, po wręcz katastrofalnych
zniszczeniach wojennych.
Zapatrzona w obraz po chwili stwierdziła – wie pan o tym nie pomyślałam.
-Może panią zainteresuje, mam wspomnienia związane z tym widokiem.
-Proszę opowiedzieć.
-W tym sklepie widocznym po lewej stronie kościoła na początku Odrzańskiej,
moja mama na początku lat sześćdziesiątych, przy wyjątkowym szczęściu, na
przedpłaty kupiła pralkę automatyczną. Wspominała o tym każdorazowo, gdy
przechodziliśmy tą ulicą.
Nie ukryła, że rozbawił ją tym wspomnieniem – mam uwierzyć, że zwykły zakup
urósł do rangi wydarzenia?
Zły na siebie, że niepotrzebnie o tym opowiedział, wzruszył jedynie ramionami,
ale postanowił, że poruszy ją ponownie - proszę zwrócić uwagę, że artysta w naszym
mieście nie tylko pracował i tworzył, ale podjął się edukowania młodzieży.
-Nie bardzo rozumiem, dlaczego podnosi pan ten aspekt jego działalności?
-Uważam, że w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku te sprawy były ważne,
ukazywały możliwość pokonywania powszechnie panującej szarzyzny. Myślę, że
także dzisiaj mają niebagatelne znaczenie. Artysta mógł w trakcie zajęć rozbudzać
wyobraźnię, wrażliwość na piękno, podkreślać znaczenie światła i kolorów, uczyć
myślenia. Jednym słowem, wprowadzał młodzież w zaczarowany świat sztuki.
-Trafnością tego spostrzeżenia mnie pan zaskoczył – z uznaniem podsumowała
jego wypowiedź – muszę jednak pana pożegnać, bo już jestem spóźniona na
umówione spotkanie.
Skłoniła lekko swą kształtną głowę, odwróciła się i wyszła ze sali. Nie zdążył
zareagować.
.