Wernisaż

Adam Hrebeniak

 

                                                W e r n i s a ż

               Mżyło, północny wiatr przelatujący doliną Odry strącał z gałęzi drzew pozostałe

            jeszcze na nich liście, ubrane przez jesień w purpury, oranże, żółcie ożywiające

            swoimi kolorami miejski pejzaż. Spojrzał w okno na pędzone wiatrem zwisające

            nisko, jakby przygniecione własnym ciężarem szare chmury i leżące na chodniku

            wzdłuż kamienicy liście, tworzące barwny dywan. Pogoda w tym dniu nie sprzyjała

            jego zamiarowi wyjścia do miejskiego muzeum, psuła uzyskanie odpowiedzi na

            pytanie – jak na wystawie „Akwarelowe impresje” zostanie ukazany miejski pejzaż

            przetworzony talentem i wyobraźnią artystów? Do tego wernisaż jest też niecodzienną

            okazją, żeby wysłuchać zawierającej olbrzymi ładunek wiedzy, zajmującej prelekcji 

            autorki wystawy, a także jej racji o doborze obrazów.

               Przed wyjściem odświeżył się pod prysznicem, ubrał biała koszulę, która przybrał w

            niebieskim odcieniu krawatem z błyszczącą złotą spinką, wbił się w szary garnitur.

            W jesionce z parasolem w ręce, zanurzył się w delikatny mrok ogarniający ulicę,

            pozostawiany przez rozproszone światło latarni. Miał do przejścia spory kawałek

            drogi z Nowych Zagród do muzeum na Starym Mieście i jak to bywa w małych

            miastach o tej przedwieczornej porze, mijał się z nielicznymi szybko przemykającymi

            przechodniami. Dotarł do granicy Starego Miasta, tu na Browarnej spotkał więcej

            mieszkańców, odwiedzających mieszczące się tutaj małe sklepy, jak przystało na tę

            część miasta. Po przejściu na Szopena, już z daleka dostrzegł ledwie widoczny zarys

            masywnej gotyckiej bryły kościoła Św. Ducha, będącego od ponad stu lat jednym z

            obiektów muzeum, mieszczącym wystawę.

               Wszedł do hollu, powiesił płaszcz i odłożył parasol, wmieszał się w spora grupę

            osób oczekujących na otwarcie. Przy tej okazji ukłonił się kilku znajomym i wymienił

            porozumiewawcze uśmiechy. Z ciekawością sięgnął po wyłożoną ulotkę z biogramami

            artystów, których obrazy wybrane z przebogatych zbiorów zostały zaprezentowane.

            Pobieżnie przebiegł wzrokiem ulotkę, notując w pamięci, którzy z artystów ukończyli

            krakowską Akademię, stworzoną przecież przez fenomenalnego akwarelistę Juliana

            Fałata.

               Nie miał czasu na dalsze rozmyślania, wsłuchał i zachwycił się piękną prelekcją

            organizatorki wystawy, w której omawiała cel wystawy i definiowała istotę malarstwa

            akwarelowego. Tadeusz wręcz chłonął jej słowa o tym, jak trudna jest to sztuka,

 

                                                                        -   2   -

            przynosząca obrazy pozwalające swoją zwiewną pastelową kolorystyką odtwarzać

            postacie, budowle, a także ulotność zjawisk przyrody, subtelną grę światła i cienia.

            Wspomniała też o walce, jaką musieli stoczyć akwareliści o równoprawne traktowanie

            swej sztuki. Przy słowach lektorki – zaprezentowane obrazy w niepowtarzalny sposób

            ukazują przetworzony talentem artystów pejzaż miasta i przyrodę okolicy… uwagę

            Tadeusza przykuła intensywna mgła dobrych perfum, rozsiewana przez młodą kobietę,

            która przybliżyła się i stanęła obok. Mimo woli z zainteresowaniem, jedynie lekko

            odwracając głowę rozpoczął się jej przyglądać. Podświadomie, słuchając płynącego

            tekstu w wyobraźni odtwarzał jej wygląd. Długie, błyszczące miedziane włosy

            upięte w kok odsłaniały wysokie czoło. Dyskretny makijaż twarzy podkreślający

            szeroko osadzone brązowe oczy, otulone zasłoną długich rzęs. Zasłuchana rozchyliła

            wyraźnie zarysowane pokryte karminem usta. Z tego nie zamierzonego podziwu

            nieznajomej, wyrwały go słowa - … teraz serdecznie zapraszam do zapoznania się

            z ekspozycją.

                Wraz z zebranymi ruszył oglądać wystawione obrazy. Za progiem sali, zatrzymał

            się zaskoczony niedaleko drzwi, miała jedynie trzy ściany, na których rozwieszono

            obrazy i otwierała się na południe na zewnętrzny mur, odgrodzona jedynie barierką

            od części pozbawionej stropu i podłogi. W ten sposób ukazano cegły zewnętrznego

            muru budynku, jego gotyckie sklepienie, a w dole przy ziemi, odsłonięte fragmenty

            średniowiecznych fundamentów. Po zastanowieniu uznał, że w ten symboliczny

            sposób, w jednej zamkniętej przestrzeni ukazano ciągłość w historii miasta, łącząc

            odległą przeszłość ze współczesnością.

               Tadeusz po tej refleksji, za przykładem pozostałych osób podszedł do ustawionego

            stolika z napełnionymi kieliszkami wina i soku. Sięgnął też po pękaty, kuszący jasną

            czerwienią gronowego wina. Wolno z nieukrywaną ciekawością zbliżył się do

            pierwszych obrazów przedstawiających podmiejski pejzaż. Na nich artyści, cyzelując

            zielenią, żółcią, oranżami przedstawili piękno otaczającej miasto przyrody. Ich widok

            odsłonił w nim ukrytą głęboko furtkę zamglonych wspomnień z dzieciństwa. W tym

            momencie wyraźnie przypomniał sobie czasy jak z rodzicami odbywał spacery do

            miejskiego lasu, bytności w podmiejskim rezerwacie ptactwa, czy też jak na rowerach

            przemierzali ścieżki wśród pól i po wałach Odry. Na dłużej zatrzymał się przed

 

 

                                                                        -   3   -

            akwarelą ukazującą śnieżny krajobraz. Natychmiast przywiodła wspomnienie, gdy

            jako nastolatek ze starszym przyjacielem podczas jednej z niewielu śnieżnych zim,

            które nawiedziły miasto, z nartami wyprawiali się na nieodległe wzniesienia. Jaką

            żywą radość czerpał z tych wypraw. Zamyślił się, gdzie znikł ten przyjaciel? Co się

            potem z nim stało?  Te przeżycia przykryły codzienne zmagania, sprostanie coraz to

            nowym wymaganiom. Odżyły na nowo tu przed widokiem zimowego pejzażu.

               Wspominającego, ponownie ogarnął znajomy zapach perfum, nawet nie odwrócił

            głowy.  

-Od dłuższej chwili pana obserwowałam, dociekając co w tym obrazie wzbudziło

tak  wyraźne pana zainteresowanie?

   Bez zastanowienia odpalił - miłe wspomnienia. Zdziwiony swoją otwartością

natychmiast zapytał – dlaczego pani pyta?

-Zachwyciłam się jedynie odtworzonym pięknym zimowym pejzażem?

-Wolę rozmawiać ze znajomymi – skierował kieliszek w jej stronę – Tadeusz.

-Nie pozostawił mi pan wyboru – lekko dotknęła szkłem jego – Jola.

-Teraz mogę już rozmawiać jak ze znajomą i wracając do pani pytania, odpowiem

nie odsłaniając swych wspomnień, zamyśliłem się nad chwilą, która zauroczyła

artystę.

   Z figlarnym uśmiechem spytała – pragnie mi pan schlebić?

-Już to zrobiłem.

-Ma pan elastyczny język, ale nie ukrywam, że będę wdzięczna jeśli po swojemu

skomentuje pan inny obraz, który mnie niezmiernie zaciekawił?

   Ruszyła przodem wśród wolno przesuwających się osób pomiędzy rozwieszonymi

obrazami, półgłosem wymieniającymi zachwyty i uwagi. Przystanęła przed akwarelą

ukazującą miejski pejzaż, zatrzymał się obok. Mimo woli usłyszeli urywek rozmowy

odchodzącej od obrazu kobiety do towarzyszki – … stanowczo stwierdzam, że

takiego widoku nie ma w mieście. 

-Pan na pewno usłyszał część wygłoszonej przed chwilą opinii, zgadza się pan z

takim osądem? – nie przebierając w słowach spytała Jola. 

-Hm, pani pozwoli, że wpierw się przyjrzę, pomyślę – zamilkł, by po dłuższej

chwili zdecydowanie stwierdzić – uważam, że ta pani miała zupełną rację.

 

 

                                                                        -   4   -

   Wyraźnie ubawił ją swoją opinią, z figlarnymi ognikami w swych brązowych

oczach – oświeci mnie pan?

   Zawahał się, jak zareagować na to pytanie, czy nie dostroić się do jej żartobliwego

tonu? Zdecydował, że odpowie poważnie – uważam – rozmyślnie cedził słowa –

tak myślę, przypuszczam, że artysta po zapoznaniu się z miastem, jego dziejami,

tradycjami, przedstawił na obrazie swoją wizję. 

   Jola w lot zrozumiała, że Tadeusz bardzo poważnie traktuje rozmowę, natychmiast

zmieniła ton – uważa pan, że to widoczne na pierwszym planie zgrupowanie

zaaferowanych ludzi, te dwa umieszczone centralnie jednorodzinne budynki, kościół

oraz …

   Tadeusz bezceremonialnie wszedł jej w słowo – wyśmienicie odwzorowana

doskonała gotycka bryła kościoła św. Jakuba.

   Ze zdziwieniem spojrzała na niego, czekając czy nie będzie mówił dalej, po chwili

dokończyła rozpoczętą myśl – w tle wieża kościoła farnego przysłonięta inną

zabudową, miałyby ilustrować historyczną mieszczańską przeszłość miasta?

-Świetnie pani to ujęła, obraz rozbudził pani wyobraźnię, wyraźnie moim zdaniem

podążyła pani za artystą.   

   Podbudowana słowami Tadeusza, postanowiła dalej mówić o obrazie – natomiast

przedstawione po bokach zgrupowanie bloków mieszkalnych, w tle komin fabryczny

 jako obelisk naszej cywilizacji i zarysowane kontury dachów hal przemysłowych   

nawiązują do współczesności. Zamilkła, wyraźnie oczekując na jego zdanie. Tą

chwilą milczenia schlebiła jemu. Uśmiechnął się i potwierdził – nie zaprzeczę pani.

W milczeniu komplementowali akwarelę.

   Jola ponownie rozejrzała się po ekspozycji, postanowiła dalej poważnie rozmawiać

z Tadeuszem i zaproponowała - może zapoznamy się z jeszcze jednym miejskim

pejzażem?

-Jestem za – zgodził się z miejsca.

   Zatrzymała się przy kolejnym obrazie – może ten?  Przypadkiem spojrzała na

trzymany w ręku biogram artystów i natychmiast skomentowała – zupełnie

nieświadomie wybrałam akwarelę pana Jana Olendra, który część życia spędził

w naszym mieście. Jest zupełnie inna od oglądanej poprzednio, wręcz z fotograficzną

 

 

                                                                        -   5   -

dokładnością przedstawia wybrany fragment miasta, tak jakby miał służyć do

dokumentowania zmian, które mogą zdarzyć się w tym miejscu. Artysta wiernie

odwzorował rzeczywistość, umieszczając w centralnym miejscu w blasku słońca

kościół św. Jakuba w otoczeniu całkiem nowoczesnych budynków.

-Proszę zwrócić uwagę na czas kiedy powstał obraz, być może malarz pragnął

pokazać powojenny zapał do odbudowy miasta, po wręcz katastrofalnych

zniszczeniach wojennych.

   Zapatrzona w obraz po chwili stwierdziła – wie pan o tym nie pomyślałam.

-Może panią zainteresuje, mam wspomnienia związane z tym widokiem.

-Proszę opowiedzieć.

-W tym sklepie widocznym po lewej stronie kościoła na początku Odrzańskiej,

moja mama na początku lat sześćdziesiątych, przy wyjątkowym szczęściu, na

przedpłaty kupiła pralkę automatyczną. Wspominała o tym każdorazowo, gdy

przechodziliśmy tą ulicą.

   Nie ukryła, że rozbawił ją tym wspomnieniem – mam uwierzyć, że zwykły zakup

urósł do rangi wydarzenia?

   Zły na siebie, że niepotrzebnie o tym opowiedział, wzruszył jedynie ramionami,

ale postanowił, że poruszy ją ponownie -  proszę zwrócić uwagę, że artysta w naszym

mieście nie tylko pracował i tworzył, ale podjął się edukowania młodzieży.

-Nie bardzo rozumiem, dlaczego podnosi pan ten aspekt jego działalności?

-Uważam, że w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku te sprawy były ważne,

ukazywały możliwość pokonywania powszechnie panującej szarzyzny. Myślę, że

także dzisiaj mają niebagatelne znaczenie. Artysta mógł w trakcie zajęć rozbudzać

wyobraźnię, wrażliwość na piękno, podkreślać znaczenie światła i kolorów, uczyć

myślenia. Jednym słowem, wprowadzał młodzież w zaczarowany świat sztuki.

-Trafnością tego spostrzeżenia mnie pan zaskoczył – z uznaniem podsumowała

jego wypowiedź – muszę jednak pana pożegnać, bo już jestem spóźniona na

umówione spotkanie.

   Skłoniła lekko swą kształtną głowę, odwróciła się i wyszła ze sali. Nie zdążył

zareagować.

    

      

 

 

 

.

      

 

 

 

 

      

 

                       

             

                 

                           

                          

 

Adam Hrebeniak
Adam Hrebeniak
Opowiadanie · 26 września 2016
anonim