Od dłuższego czasu szukała ciemnej, sportowej spódnicy o niebanalnym kroju i niekoniecznie mini. Gdy już zaczęła tracić nadzieję, wreszcie ją wypatrzyła w jednym z markowych sklepów . Piękny, "ołówkowy" krój, efektowne wykończenie, podwyższona talia i szeroki pasek z klamrą z oksydowanego metalu, wszyty na linii bioder. Tkanina: ciemnoniebieski jeans - zawsze modny. OSTATNIA sztuka. "Szczęściara ze mnie" - pomyślała, widząc łakome spojrzenie młodej dziewczyny stojącej obok i spoglądającej w napięciu ze wzrokiem pod tytułem: "zmieści się czy nie?" Ha! Jaa? No ba! Noszę rozmiar 36, a jak się sprężę to nawet i w 34 się wcisnę. To dlaczego mam w nią się nie zmieścić?" - pomyślała, uśmiechając się do dziewczyny szeroko i znikła wraz z wymarzoną spódnicą za drzwiczkami przymierzalni.
Próbowała założyć spódnicę na obcisłe spodnie, które miała na sobie, a potem zsunąć je do kostek, bo po prostu nie miała ochoty zdejmować wysokich, sznurowanych butów. No i zaczęło się. Spódnica zaklinowała się w połowie uda i ani rusz wyżej. No to ona - nie bez wysiłku - gacie w dół, spódnica w górę. Też nic z tego. Z ledwością udało jej się ją zsunąć z powrotem w dół. Wtedy przypomniała sobie, że niektóre kobiety zakładają spódnicę przez głowę. Niewiele myśląc, zrobiła to samo. Spódnica była uszyta z jeansu. Takiego prawdziwego, bez dodatku stretchu. Czyli NIE ROZCIĄGAJĄCEGO SIĘ. Gdy to do niej dotarło, usztywniany pasek spódnicy dotarł już w okolicę łokci i ani w tę ani wewtę... A ona stała z wyciągniętymi w górę ramionami, owinięta spódnicą od pasa w górę i kombinowała, jak tu się wyswobodzić z tego jeansowego uścisku. Była już spocona jak mysz i w pewnym momencie zaczęła nawet postękiwać z wysiłku. "Ciiicho..." - skarciła sama siebie w duchu. "Jeszcze ktoś usłyszy i pomyśli nie wiadomo co." Jak dobrze, że te drzwiczki z papieru mają chociaż zasuwkę. Nikt mi tu nie zajrzy. Dalej, do roboty. Skoro wlazła, to i zlezie." Mocowała się od nowa z tym jeansowym kaftanem bezpieczeństwa, którego najwęższa część była tam, gdzie nie powinna się znaleźć. Powoli, centymetr po centymetrze... "Tylko nie panikować, nie panikować. Dam radę. Jeszcze tylko troszkę, odrobinkę... i będę wolna."
Za drzwiami jakiś szum. "No tak. Pewnie długo już tu ślęczę. Może zrobiła się kolejka." - pomyślała, przykładając ucho do drzwiczek i nasłuchiwała chwilę.
- Co się tam dzieje? Wstydu nie mają ci młodzi. Żeby w p r z y m i e r z a l n i...?
- A skąd pani wie, że to młodzi? Mogłaby się pani zdziwić!
- Jak tak można? Wstydu nie mają.
- Może ktoś źle się poczuł? Te jęki...
- Haha... Albo robi kupę.
- No wie pan!
- No co, no co? Takie odgłosy, jakby...
"O rany! Ale wdepnęłam". - pomyślała w lekkiej panice.- "Zaraz mi tu kogoś z ochrony przyprowadzą. Szybko, szybciej..!" Była już naprawdę wkurzona. Zaraz ten jeans rozedrze i tyle. Ha! Marzenie. To najmocniejsza tkanina na świecie. A ta, którą miała na sobie, jest nią z pewnością. Poza tym to technicznie niemożliwe, bo ręce byłyby tu bardzo przydatne. "Litości... Kiedy to się skończy? Nie mam już siły. Zaraz sklep mi zamkną." No i uskutecznia ten dziwaczny aerobic, robiąc skłony, przysiady i wymachując rękoma, jak tonący. Słabnie.
Za drzwiami cisza. "Poszli sobie wreszcie. To dobrze. Chwila spokoju." Zagryza zęby. Walczy dzielnie. Po kilku nieudanych próbach, sporej ilości wylanego potu i steku przekleństw, szeptanych pod nosem...w innej sytuacji można by powiedzieć, że "ręce jej opadły". Jednak w tym przypadku nie mogło być o tym mowy, bowiem jej obie kończyny górne nadal były wzniesione ku górze jak u skazańca, którego zaraz mają rozstrzelać. Chciało jej się płakać i śmiać jednocześnie. Pomimo że była w lustrzanej kabinie, nie mogła nawet zobaczyć idiotycznej sytuacji, w której się znalazła. Mogła jedynie wyobrazić sobie ten tragikomiczny widok. W akcie desperacji chciała nawet wybiec z tej cholernej kabiny z okrzykiem "RATUNKU!" na ustach, ale jakoś brakło jej odwagi na bieganie w majtkach po sklepie pełnym ludzi, ze spódnicą na głowie i wystającymi z niej rękoma. Zresztą gdyby nawet znalazł się jakiś samarytanin, który spróbowałby jej pomóc, z pewnością razem z nieszczęsną spódnicą zdjąłby z niej całą resztę odzieży, którą jeszcze miała na sobie. "No i po co mi to było?" - myślała zrozpaczona. "Teraz tkwię tu, szamocząc się jak ryba w sieci, resztkami sił łapiąc oddech. Zaraz, zaraz... Oddech..! Jedyna rzecz, którą mogę jeszcze kontrolować. EUREKA!!!" - ucieszyła się swoim nagłym odkryciem.
Po czym, na tyle, na ile to tylko było możliwe w tej dramatycznej sytuacji, nabrała dużo powietrza w płuca i, wstrzymując oddech, powoli wysuwała swoje umęczone ramiona ze spódnicowego jarzma. Uff. Victoria!!! Co za kunszt! Houdini by się nie powstydził. Już nigdy nie spojrzy na wąską, jeansową spódnicę. Przenigdy. Never ever.