Debilizm – najlżejsza postać niedorozwoju umysłowego, przy którym (mimo braku zdolności do abstrakcyjnego myślenia) można uzyskać wykształcenie podstawowe (nauczyć się czytać, pisać i rachować) i wykonywać prostsze zawody.
Radosław był szczupłym mężczyzną. Studiował na wydziale Socjologii Społecznej i Nauk Socjologiczno-Społecznych. Specjalizować zamierzał się w relacjach między-ludzkich i wpływie tychże relacji na proces myślenia i zachowania młodych ludzi w wieku reprodukcyjnym. Obracał się w środowiskach o zbliżonym poglądzie na świat, życie i procesy kopulacyjno-społeczne. Był na czwartym roku studiów. Jeden z jego miłych kumpli zażartował raz z niego jak to się stało, że zaszedł tak daleko będąc studentem, delikatnie mówiąc, myślącym prosto jak strzała i dostrzegającym jedynie wyraźny zarys konkretnych wydarzeń i nie wnikającym w strukturę problemu zbyt głęboko. Jednak na rok czwarty dobrnął i wielce kontent spędzał czas w bibliotekach studiując zawartość mądrych książek opisujących proces myślenia młodych ludzi. Życie trudne dla niego nie było. Będąc na trzecim roku znalazł się na ciepłej posadce urzędnika, a raczej należałoby powiedzieć asystenta jednego z urzędników państwowych. W tłusty czwartek firma wysyłała go po pączki, a w urodziny dzielił się z współpracownikami słodkościami. Biegał po kawę, kserował dokumenty i zajmował się jeszcze z tuzinem równie interesujących i pożytecznych zajęć.
Była zima. Semestr zimowy trwał w najlepsze, a Radosław stał przed gabinetem jednego ze swoich profesorskich zwierzchników z którym uzgodnić miał temat pracy, którą zobowiąże się napisać w przeciągu najbliższego roku, a odda przed końcem semestru letniego. Drzwi gabinetu profesora otworzyły się.
- No, to ja myślę, że się rozumiemy. – Odprowadzał głosem profesor Jan Maria Buchalter, swojego wychodzącego właśnie gościa. Gdy tamten oddalił się profesor zwrócił się do Radosława – Pan do mnie? Zapraszam.
- Dzień dobry. – Skulony Radosław wybełkotał spod nosa wchodząc.
- W jakiej pan sprawie? – Zapytał profesor, poczym jakby dopiero teraz zauważył formułę grzecznościową swojego ucznia. – Dzień dobry.
- Ja w sprawie pracy rocznej.
- Aha...?
- Chciałem się zapisać no i uzgodnić temat.
- Dobrze. – Profesor usiadł wygodnie w fotelu. – Generalnie to interesują mnie sprawy powiązane z polityką, wie pan kultura mnie w ogóle nie interesuje.
- Ja mam...
Rozmowa z profesorem Janem przebiegała w sposób miły i przyjemny. Ustalono wreszcie temat pracy, przedmiot obserwacji i wiele spraw pośrednio lub bezpośrednio powiązanych z obszarem zainteresowań młodego badacza. Profesor Jan poświęcił jedną gładką kartkę na zapisanie informacji o kolejnym studencie piszącym u niego pracę roczną i umieścił ją w otoczeniu kartek innych nieszczęśników.
- Co do bibliografii, zanim pan zacznie pisać, powinien mi pan ją przedstawić i dokonamy wyboru wartościowszych pozycji. Proszę szukać według, wie pan, drukowanych czy to w czasopismach czy to w innych pozycjach bibliografii dotyczących zagadnień socjologicznych. Zresztą „Socjolog społeczny” drukował swego czasu bibliografię do której warto by było zajrzeć.
- Jasne, oczywiście. – Przytaknął Radosław na wskazówkę mentora.
Była wiosna. Minęło już trochę czasu od ostatniego spotkania Radosława z profesorem. Nadszedł czas na zaprezentowanie mentorowi efektu swoich poszukiwań.
- Pan do mnie? – Zapytał profesor wchodząc do gabinetu z pakietem dokumentów.
- Tak, ja w sprawie bibliografii.
- Proszę. – Profesor wskazał otwarte drzwi.
- Pozwolę sobie zapytać, z czego pan korzystał tworząc ową bibliografię. – To proste z pozoru pytanie stało się jak się później okazało przyczynkiem do klęski duchowej i naukowej nieświadomego jego konsekwencji Radosława.
- Otóż podstawę, że tak powiem, dla moich poszukiwań stanowiły cztery biblioteki z których to zbiorów starałem się skorzystać i wydobyć pozycje najlepsze dla tego właśnie konkretnego ujęcia problemu.
- Tak, jasne, a z jakich bibliografii oprócz tego pan korzystał?
- To znaczy... – Radosław spuścił wzrok.
- Był pan skazany jedynie na zasoby owych bibliotek. – Profesor zapalił papierosa. – Przecież zbiory te nie musiały być kompletne...
- No tak.
- Zatem proszę przygotować bibliografię wg jakiejś dotyczącej całości zagadnień socjologicznych... – Profesor zamyślił się. Na twarzy Radosława pojawiło się zdziwienie. Widząc to profesor z nutą nieśmiałości w głosie zapytał, tak dla spokojnego sumienia. - Wie pan co to jest bibliografia, jakie pan zna...?
- Bibliografia Historii Polskiej, Bibliografia Historii Polski...
- No, to są akurat historyczne, ale oczywiście ma pan rację. Proszę znaleźć właśnie taką bibliografię, oczywiście dotyczącą socjologii i stawić się w przeciągu kilku tygodni.
- Dobrze.
- No to by było na tyle, do widzenia.
- Do widzenia.
Radosław wyszedł. Tymczasem profesor ze sterty kartek zgromadzonych w białej, wiązanej teczce, na których znajdowały się informacje o piszących u niego studentach, wydobył tę na której widniały dane nieświadomego niczego Radosława. Przejrzał ją pokrótce, dopisał kilka zdań i odłożył na bok. Następnie z białej teczki wydobył jeszcze kilka takich kartek. Teczkę zamknął i schował. Kartki zgromadzone na boku, nie było ich dużo, raptem kilka sztuk, jeszcze raz przejrzał, zaaprobował spojrzeniem sensowność dokonanego wybory, a następnie podszedł do szafy i wyciągnął z niej teczkę, dość grubą, otworzył i do jej zawartości dodał uprzednio wydobyte kartki. Wszystko schował na miejsce. Wyciągnął buteleczkę koniaku, nalał kieliszek i paląc papierosa relaksował się przed kolejnym wykładem. Wykład miał odbyć się za czterdzieści minut. Teczka do której przeniósł dane personalne tych kilku nieszczęśników nosiła tytuł „Debile”.
Julek "Jules" Konczalski
jassiejames@wp.pl