Wielka Pustka

Jakub Mateja

Przyszło, gdy nikt się tego nie spodziewał, a potęga jego nie miała sobie równych. Jedno po drugim padały miasta na północy i północnym zachodzie imperium. Pierwsza była Nienawiść.

Ruiny przetrwały do dziś, choć obecnie zamieszkują je tylko piaskowe formy życia i pustynne demony. Przypominają o tym, że Zło może przyjść z nikąd. W każdej chwili.

Miasto Nienawiść położone było przy granicy świata poznanego i niezbadanej przestrzeni, zwanej od niepamiętnych czasów Wielką Pustką. Wybudowano je dawno temu jako najbardziej wysunięty na północ bastion poznania. Z trzech stron otaczała je kamienista pustynia, poznaczona bezdennymi przepaściami i postrzępionymi czerwonymi pasmami górskimi, pomiędzy którymi wiły się wyschnięte koryta rzek, natomiast na północy otwierała się tajemnicza i przerażająca nicość Wielkiej Pustki. Miasto służyć miało jednemu wyłącznie celu. Stąd wyruszały kolejne wyprawy w głąb Wielkiej Pustki, tej martwej, rozległej przestrzeni, rozciągającej się na północy świata.

Ekspedycje regularnie zagłębiały się w nieznane, ale nie odnajdywano niczego. Wielka Pustka rządziła się swymi własnymi prawami. Nie kryła żadnych form życia i nie podlegała prawom fizycznym; nie było tam dnia i nocy, pogody, ciepła czy zimna, nie było zapachów ani czegokolwiek, co by można dotknąć – tylko wszechobecna, milcząca nicość.

Lata mijały, a kolejne ekspedycje wracały – o ile w ogóle wracały – z pustymi rękoma, wycieńczone, schorowane i pewne co do jednego: że Wielka Pustka jest nieskończonością, martwą, niepłodną sferą, w której nie sposób przeżyć dłużej, niż starczają zapasy.

Najdłuższa z wypraw trwała dwadzieścia osiem lat. Brało w niej udział ponad sześciuset silnych mężczyzn i trzy razy tyle zwierząt jucznych i pociągowych. Po ponad ćwierćwieczu do Nienawiści wróciła zaledwie garstka na wpół szalonych, podupadłych na ciele i duchu kalek. Po raz kolejny nie natrafiono na żaden ślad życia; nie natrafiono na nic.

Po tym niepowodzeniu zaprzestano dalszych wypraw w kosmos nicości. Ale wbrew temu, co zdawało się teraz tak oczywiste, Nienawiść przetrwała.

Miasto już dawno straciło swój prowizoryczny charakter z czasów podbojów. Przez ostatnie wieki z pokolenia na pokolenie coraz bardziej się rozrastało, a zamieszkujący je ludzie przyzwyczajali się zarówno do trudności życia w ciężkich warunkach jak i do mrocznej obecności tajemnicy. Niewielu zdobyło się na opuszczenie tego miejsca.

Przez wiele lat życie Nienawiści toczyło się swoim trybem, dyktowanym przez pogodę, czas i podstawowe potrzeby. Ludzie nie zapomnieli o Wielkiej Pustce, ale zanikły w nich strach i niepewność, jakie budzi bliska obecność czegoś nieznanego.

Czas płynął. Płynął, nie zważając ani na smutek, który po sobie zostawiał, ani na szczęście, które darował, płynął, nie zważając na śmierć którą niósł i życie, które powoływał, płynął nie obracając się za siebie, obojętny i ślepy, a świat wokół niego się zmieniał.

Minęło wiele lat odkąd w Nienawiści przestano z niepokojem spoglądać w stronę falującej na północy Wielkiej Pustki.

Jednego poranka mieszkańców miasta obudziło bliskie dudnienie. Coraz głośniejszym echem regularnie rozbrzmiewało pośród skał pustyni. Zaniepokojeni mieszkańcy wybiegli na mury i oto co zobaczyli wśród wzniesionych chmur czerwonego kurzu: Z Wielkiej Pustki wyłaniała się potężna armia. Powoli sunęła w kierunku Nienawiści.

środa, 10 października 2001

Jakub Mateja
Jakub Mateja
Opowiadanie · 2 grudnia 2001
anonim