To, że się kocham w Zofii, nie oznacza, niestety, że jestem mędrcem. Zofia podoba mi się miejscami, miły jest mi też humor Zofii i jej żywotność. Wczoraj w parku z małpami zapytała mnie, czy jestem filozofem, czy zoofilem. Żałowałem, że pawiany nie są łabędziami, a Zosia nieznanym przechodniem. Pytanie o obiekt kochania zawstydziło mnie mocno, bo nie uczę się na błędach, za to kocham mojego psa Puzona. Jednym słowem zoofil… jeśli upierać się przy miłosnych deklaracjach. W Zofii kocham się od piątku, więc trudno tu mówić o caritas.
Zofia cisnęła mnie jeszcze w sprawie Puzona. Ustaliliśmy, że karmię go, poję i prowadzam po trawnikach. Uprawiam z nim zapasy, drapię po brzuchu i głaszczę przed snem. To jeszcze nie miłość, to troska, zawyrokowała Zosia. Odetchnąłem. Nie jestem zoofilem.
Czy będę kiedyś umiał kochać Zofię i Puzona? Radośnie oddawać życie? Za nią przede wszystkim. Oczywiście. Darmowe lekcje – kanał czwarty, bądź coś koło tego – Kochanie na śniadanie.
Amen.
Albo chociaż raz na dwa dni
:-)))))