-Chuchnij!- powiedziała do niego podając mu zaciśniętą pięść i wspinając się przy tym na palcach z powodu jego wzrostu.
Najpierw uśmiechnął się do niej czule, a potem zrobił to czego chciała. Wtedy ona otworzyła pięść i zobaczył na jej dłoni motyla. Zawsze go ciekawiło czym się stanie szczęśliwość. Chyba nie było już nic co mogłoby go zaskoczyć. Motyl był piękny, błękitne skrzydła łapały wiatr, zaraz zacznie się lot. Potem nastąpi cisza na końcu której jest płacz.
***
Nigdy nie potrafiła zrozumieć dlaczego akurat ją musiało spotkać to co normalnie się nie zdarza. I choć pytała się o to wiele razy, rozkładając swoje ja na czynniki pierwsze podczas wizyt u psychologów, pijackich wywodów, modlitw pytanie pozostawało wciąż bez odpowiedzi. Właśnie dlatego, że nie znała odpowiedzi postanowiła, że do końca życia pozostanie sama. Wolała żyć tak, żeby nie cierpieć z powodu straty kogokolwiek. Żadnego męża, dzieci, z dala od rodziców i bez przyjaciół jak pustelnik zamknięty w pustynnej grocie. Owszem, czasami nie było jej łatwo wytrwać w swoim postanowieniu, czasami robiła krok do przodu. Nawiązywała jakąś relację, głównie z powodu uporu z jakim ktoś inny dobijał się do niej, ale potem jakby zapadała się w swoje ja i pozostawała wierna oddaleniu. Nie było chwili, w której żałowała by swojego wyboru.
***
Antoś nie spał. Antoś nie spał. Antoś nie spał. Miał zamknięte oczy i wyglądał jak aniołek, ale z całą pewnością nie spał. Może spał tylko nie potrafił się już obudzić. Może lekarz, który wypisywał kartę zgonu nie miał pojęcia czym jest twardy sen dziecka. Co może wiedzieć dorosły człowiek o śnie człowieka żyjącego czterdzieści cztery dni. Czemu więc jej ciepłe usta, zimne łzy, drżące dłonie nie budzą go ze snu. On śpi. On śpi. On śpi.
***
Błękitne skrzydła za którymi szedł zaprowadziły go do nowej matki. To matka pokazała mu wszystko. Nauczyła kochać światy niezależne, dostrzegać konsekwencje nieprzerywania zdarzeń pewnych – śmierci i życia. Był zawieszoną pomiędzy zdarzeniami cząstką boga.
-Chuchnij!- powiedziała matka.