W Oficynie

Daffodil

Mam 24 lata, skończyłam studia, w trakcie których zakochałam się, wzięłam ślub i urodziłam synka. W czasach liceum nigdy nie pomyślałabym, że tak będzie wyglądać moje życie... nawet nie próbowałam wyobrażać sobie przyszłości...dziś jestem szczęśliwa... wtedy zniechęcona do wszystkiego nie umiałam cieszyć się niczym, nie miałam na nic ochoty, unikałam ludzi, nie wierzyłam dosłownie w nic i na niczym mi nie zależało. Nie wierzyłam w Boga, chociaż widziałam wielkie serca osób wierzących i z rozpaczą żegnałam każdego szkolnego dnia ich życzliwe twarze i ręce niosące pomoc w każdej chwili. Nie wierzyłam w miłość ( prawie z pogardą patrzyłam na mijające mnie na ulicach pary czule trzymające się za ręce... z pogardą, bo byłam przekonana, że po prostu okłamują samych siebie). Nie wierzyłam w ludzi, nie wierzyłam w siebie. Nie wierzyłam, że trzeba w coś wierzyć, aby żyć... Nie cierpiałam dzieci za to, że od dawna nie byłam już dzieckiem... podobno przestajemy być dziećmi z chwilą gdy uświadomimy sobie, że kiedyś umrzemy. Bądź co bądź, nie umiałam dbać o siebie, nie byłam odpowiedzialna, nie umiałam niczego zorganizować... byłam pewna, że nie będę mieć dzieci, dla ich własnego dobra... ale życie potoczyło się zupełnie inaczej...teraz jestem szczęśliwa.

Mój synek- Mikołaj- w poprzednią niedzielę obchodził swoje pierwsze urodziny. Urządziliśmy dla niego przyjęcie, na które zaproszeni zostali wszyscy nasi bliscy- rodzina i przyjaciele. Przyjechała też Tereska- moja przyjaciółka z Łodzi, którą przypadkowo poznałam na jakimś koncercie w katowickim spodku, byłyśmy wtedy chyba w drugiej klasie ogólniaka.

Tereska miała przyjechać pociągiem pospiesznym... w zeszłą sobotę o 17.35 ... pojechałam ją odebrać, potem miałyśmy iść na herbatę do „Oficyny”.

Idąc przez dworzec poczułam się znów jak nastolatka, patrzałam na wszystko oczami, które przed kilkoma laty chłonęły wszystkie obrazy tworząc tragiczny, beznadziejny obraz świata. Przypuszczam, że uczucie to wróciło dlatego, że usłyszałam mimochodem urywek rozmowy jakichś ludzi ( bezdomnych?) usłyszałam słowa „ bo tam jest cieplej” ...

I od razu przypomniało mi się, że „najcieplej jest na trzecim”.

Pociąg Tereski miał przyjechać na trzeci peron, miałam jeszcze dwadzieścia minut. Weszłam schodami do góry i usiadłam na ławce, zupełnie tak jak dawniej... i nie wiem dlaczego tak bardzo się zamyśliłam.... odzwyczaiłam się myśleć przykrych sprawach ... moje oczy same odwróciły się do wewnątrz mnie, by obejrzeć film z mojej zbuntowanej przeszłości.

***

Zobaczyłam siedemnastoletnią dziewczynę. Ciemnoszara kurtka do połowy uda, beżowe sztruksy, skórzane buty, gruby brązowy szal, ciepła czapka, długie kasztanowe włosy. Siedziała na trzecim peronie, bo tam było podobno cieplej niż na innych. Siedziała i obserwowała ludzi... wmówiła sobie, że lubi patrzeć na wysiadających z pociągów, rzucających się na szyję tych, którzy już na nich czekali... albo na żegnających się, tęskniących za opuszczanym miejscem i osobami jeszcze zanim pociąg odjechał ... potrafiła tak siedzieć i obserwować kilka godzin dziennie, po szkole... po prostu przychodziła i patrzała.

Któregoś dnia z pociągu, który przyjechał z Warszawy, wylał się jak zwykle tłum podróżnych oraz on. Lat około trzydziestu, średniego wzrostu, w szarym płaszczu, zielonym berecie, ogromnej długości szaliku w paski i z niewielkim plecakiem niedbale przerzuconym przez ramię. Nikt na niego nie czekał. On porozglądał się trochę jakby zdziwiony tą sytuacją i zbiegł schodami do dolnego holu katowickiego dworca. Dziewczyna nie zauważyła tego człowieka, przypatrywała się powitaniom, uściskom, uśmiechom i nieopisanej radości.

Pociąg wkrótce odjechał, z głośnika popłynął komunikat, że pociąg z Gdańska ma opóźnienie i że przyjedzie na inny peron niż podano w rozkładzie i że przeprasza się podróżnych itd. Peron trzeci opustoszał, był środek zimy... dziewczyna zmarzła już nieco, ale nie miała ochoty wracać do domu.

„przeszkadzam?” – zapytał On. Widać wrócił na peron...nie wiadomo z jakiego powodu.

Dziewczyna nie odpowiedziała. Popatrzyła tylko na nieznajomego z nieukrywanym zdziwieniem i niepokojem.

„ czekasz na kogoś?” – zapytał po chwili

„ tak” – nie była przekonana, czy skłamała. W końcu zawsze czeka się na kogoś...

„ masz ładna czapkę... ale chyba niewiele przez nią widzisz, prawda?” – znów spróbował nawiązać rozmowę

„ a jakie to ma znaczenie?” – powiedziała.

„ chcesz żebym sobie poszedł?”

„ dokładnie”

I odszedł.

Kilka dni później zauważyła go w autobusie gdy wracała ze szkoły do domu. Nie miała w zasadzie nic do stracenia, ale zaczepianie ludzi ( a zwłaszcza mężczyzn) nie tyle nie leżało w jej naturze, co było jedną z tych rzeczy, której w głębi duszy chciała się nauczyć.

„ jesteś smutny” – zagadnęła niespodziewanie, gdy ten wypatrywał czegoś za zaparowaną szybą zatłoczonego autobusu.

„ nie... nie jestem”- odpowiedział na wpół rozbawiony, na wpół zaskoczony tym stwierdzeniem.

„ uśmiech na ustach a ból w oczach. Myślisz, że to da się ukryć?”

„ lubisz herbatę?” – zapytał, jakby chciał zmienić temat

„ pewnie”- odpowiedziała zupełnie bez przekonania

„ a znasz tu jakąś herbaciarnię? Wiesz, że nie jestem stąd i...”

„ znam, znam... „W Oficynie”, przy teatrze...”

„ więc chodźmy tam”

I spędzili popołudnie przy herbacie. Dziewczyna wróciła do domu cztery godziny po zakończeniu zajęć, rodzice zrobili jej awanturę, bo martwili się, w końcu nie powiadomiła ich, że wróci później. On- nie poszedł na spotkanie do wydawnictwa, które znając ekscentryczność i roztargnienie poetów, zgodziło się na ponowne spotkanie, by podpisać umowę o wydaniu jego trzeciego tomiku poezji.

Dziewczyna i starszy od niej o jedenaście lat mężczyzna ( Janusz, tak przynajmniej się przedstawił) w dziwny sposób rozmawiali najpierw o jego poezji ( dał jej jeden swój wiersz zapisany na skrawku papieru... kiedyś podobno opublikował go jakiś magazyn literacki) , potem o sztuce i literaturze, a potem o życiu... właściwie to o Życiu.

„Byłem kiedyś taki jak Ty, Mała – zwracał się tak do dziewczyny, nawet nie dlatego, że nie znał jej imienia, ona po prostu taka była – zagubiony, rozczarowany, nie nadążałem, nie wierzyłem, zamknięty w swej wyobraźni ( choć właściwie wyobraźnia granic nie ma) tworzyłem lepsze światy, tym piękniejsze im dalsze od szarej, schematycznej rzeczywistości. Każde zderzenie z „prawdziwym” światem bardziej zamykało mnie na niego, aż wkrótce przestałem się nim zajmować, przestało mnie wszystko obchodzić. Zwłaszcza ja sam, użalając się nad sobą nie tylko marnowałem czas ale i szansy, które od niego otrzymywałem. Ubolewałem nad tym, że nie umiem pisać. Świadomy tego, że nie mogę być wielki, nie chciałem jednocześnie być mały. Tak jak Ty nie miałem poczucia bezpieczeństwa, bo Ty nie czujesz się bezpieczna, Mała. Nie masz przyjaciół.”

„ skąd możesz to wiedzieć” – zapytała z lekką pretensją w głosie, jakby to stwierdzenie swoją prawdziwością demaskowało to, czego nie chciała dopuścić do własnej świadomości.

„ Gdybyś miała kogokolwiek, nie siedziałabyś sama na dworcu, a gdybyś miała poczucie bezpieczeństwa- siedząc na peronie czytałabyś książki w przerwach między przyjazdami pociągów, gdy i tak nie możesz obserwować ludzi. Boisz się ich... odrzucasz nawet najmniejszy przejaw sympatii, przekonana, że nikogo nie obchodzisz Ty, a jedynie to, co można Ci jeszcze odebrać. Nie akceptujesz siebie.”

„Nie prawda” – nie chciała przyznać mu racji

„ Mała... będziesz szczęśliwa, zobaczysz... zakochasz się kiedyś i poznasz inny świat. Nie wszystko udaje się od razu. Ja też szukam. Każdy szuka swojego miejsca. Mała... pamiętaj jedno... nie daj sobą pomiatać”

Dziewczyna z trudem powstrzymała łzy. On tego nie zauważył, a może zauważył ale nie chciał jej już o nic pytać. Opowiedział jej o sobie, dowiedział się wiele o niej i widział w jej zachowaniu, że rozmowa jest dla niej wielką zagadką i niecodziennym zaszczytem.

„ Odprowadzę Cię do domu”- powiedział

„ nie... dziękuję... poradzę sobie”

„ miło było Cię spotkać... gdy będę jeszcze przejazdem w Katowicach zadzwonię do Ciebie, spotkamy się tutaj...”

„ nie masz mojego numeru telefonu, nie znasz mojego imienia...”

„ nie powiesz mi?”

„ nie dziś”

„ więc spotkajmy się tu w pierwszą sobotę po pierwszym lutego, o 16.00”

„ dobrze... dziękuję za herbatę”

Całe to zdarzenie na jakiś czas wytrąciło dziewczynę z równowagi, dało jej do myślenia dopóki szarość dnia nie przykryła jej świeżych pomysłów i planów. Szukała poezji Janusza... niestety nikt nigdy nie słyszał o kimś takim, ani o tytułach tomików, o które pytała w księgarniach i antykwariatach.

W umówioną sobotę czekała W Oficynie, ale młody poeta nie pojawił się. Pewnie zapomniał...

A ona wkrótce przekonała samą siebie, że tamto przedziwne popołudnie było snem wyśnionym po to tylko, by na chwilę wydrzeć się rutynie.

***

„Iza! Iza!”

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Tereski.

„Już jestem! Wiem, pociąg się spóźnił ale ostatecznie to nie moja wina. Długo czekasz? Ojej… zmarzłaś... Oj Iza...Jak dobrze Cię widzieć”

Typowy dla Tereski słowotok zalał moje myśli. Uściskałyśmy się serdecznie i poszłyśmy do Oficyny na herbatę... miałyśmy sobie tyle do opowiedzenia.

„Ślicznie wyglądasz”- powiedziałam Teresce – „Zupełnie jakbyś była zakochana”

„ Zgadłaś, moja droga!”- odpowiedziała uradowana Tereska- „ Zaręczam się”

„ I nic nie powiedziałaś?!”

„To miała być niespodzianka. Nie gniewaj się”

„ Teresko... tak się cieszę... opowiadaj”

„ Nazywa się Janusz, poznałam go w Warszawie, wiesz... wtedy w czasie moich praktyk... Jest troszkę starszy ode mnie, ale jest wspaniały... no i niesamowicie przystojny; pracuje w wydawnictwie, pisze... i wiesz... kiedyś oglądaliśmy nasze zdjęcia z wakacji w Ustroniu, pamiętasz. I on, zobaczywszy Cię na jednym, powiedział, że skądś Cię zna ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Poczekaj sekundkę, mam gdzieś tu jego zdjęcie... ale by było, gdyby się okazało, że rzeczywiście się znacie”

Coś we mnie drgnęło, zwłaszcza, że jakieś pół godziny wcześniej przypomniałam sobie spotkanie z nieznajomym poetą i tamten okres w moim życiu, w który dziś trudno mi uwierzyć.

Tereska wygrzebała wreszcie zdjęcie z torebki.

„Troszkę się wygniotło... ale popatrz... to jak byliśmy na kajakach, pisałam Ci o tym, pamiętasz?”

„ Rzeczywiście” - powiedziałam uśmiechając się do Tereski, która z niewyraźną miną siedziała w kajaku i patrzała na mnie ze zdjęcia. Ten jej Janusz siedział za nią szczerząc się do obiektywu. Próbowałam doszukać się podobieństwa jego rysów z twarzą poety, z którym blisko siedem lat temu piłam herbatę w tej samej herbaciarni. Ale im bardziej się wpatrywałam tym bardziej upewniałam się, że to nie on.

„ Nie, Teresko- odpowiedziałam przyjaciółce, która od kilku chwil w milczeniu wyczekiwała ode mnie odpowiedzi, czy znam jej ukochanego- pierwszy raz widzę tego mężczyznę... ale, tak jak mówiłaś... jest niesamowicie przystojny”...

Daffodil
Daffodil
Opowiadanie · 22 listopada 2001
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    fdagadgrtgf
    eqqweeeeeeeeeeeeeeeefeqfcdsdbgtr hrt wshjheb hufhdnfusb shkd a ndbfh bhj huwdhfs fiuhsdkjnbfs uh

    · Zgłoś · 18 lat