- Aaauuuaa! - Wrzasnął. - Czyś pan już do reszty zdurniał? Po jaką cholerę mnie pan ugryzł?
- Taką mam już pracę. - Odpowiedział nieznajomy ze spokojem ale i z lekką nutką ironii w głosie.
- To wielce interesujące. - Nawet nie próbował ukryć oburzenia pan Orzech. - Jeździ pan autobusami i gryzie pan ludzi po rękach?!
- Po pierwsze - ripostował nieznajomy - to nie tylko po rękach ale czasem to i w łydkę albo w ucho. A po drugie, to nie ludzi tylko pana.
Na potwierdzenie tych słów, nieznajomy ostentacyjnie, bez ostrzeżenia i dość boleśnie ukąsił Orzecha w lewe ucho.
- Dość!!! - Teraz pan Orzech zdenerwował się już nie na żarty. Świadczyła o tym jego, czerwona niczym dojrzały pomidor, twarz. - Tym razem to już pan przesadził! Za kogo pan się uważa? Przedstaw się pan chociaż, bo chciałbym wiedzieć, kogo morduję! - Mocno zacisnął pięści, tak że aż zbielały
- Nie poznaje mnie pan? - Zdziwił się z lekka nieznajomy. - W sumie nie jest to aż takie zastanawiające. Na szczęście, zbyt często się nie widujemy. Może mnie pan nie pamiętać. Jestem pańskim Sumieniem.
Zdawało się, że dopiero w tej chwili, do pana Orzecha dotarły wydarzenia ostatnich kilku minut. Mina pogryzionego była w tej chwili co najmniej śmieszna.
- Pan... Pan raczy sobie żartować z poważnego człowieka. - Wydukał zmieszany pan Orzech.
- Ależ skąd. W tej chwili jestem śmiertelnie poważny. - Wystarczyło tylko spojrzeć na twarz Sumienia, aby się przekonać o prawdziwości tego, co mówi. Aż ciarki przechodziły po plecach.
- Ale po co? W jakim celu? Przecież nie mam nic na sumieniu. - Orzech zdał sobie sprawę z tego, że to ostatnie zdanie zabrzmiało co najmniej głupio. Przynajmniej w tych okolicznościach.
- Czyżby? A rozejrzyj się dookoła! - Nakazał Sumienie
Pan Orzech potulnie wykonał polecenie. Obejrzał sobie dokładnie zaspane i znużone codziennością twarze współpasażerów. Obok pana Orzecha siedział jakiś starszy mężczyzna, kawałek dalej stała jakaś para. Trochę dalej stało trzech młodych chłopaków z plecakami, jakaś dziewczyna dosyć głośno powtarzała słówka z niemieckiego i jeszcze starsza kobieta trzymała się poręczy.
- I co? Już wiesz, o co chodzi? - Spytał Sumienie.
- Chodzi ci o tę staruchę? - Zastanawiał się pan Orzech.
- No. Nie głupio ci, że ty siedzisz a ona stoi? - Dalej pytał Sumienie.
- Głupio?! - Oburzył się pan Orzech. - Głupio?? Nic, a nic. Zawsze ilekroć siądę sobie w autobusie, jakaś stara baba stanie nade mną, zacznie się przepychać, wciskać... I ja mam takiej ustępować miejsca? O, co to, to nie. Mowy nie ma.
- A może jednak powinieneś? - Naciskał Sumienie.
- Nie ma mowy! Już powiedziałem. - Obruszył się pan Orzech. - Co, może teraz tak jak w tej książce, tego... no... jak mu tam było... Nieważne, zabierzesz mnie na wycieczkę w przyszłość i pokażesz, mi jak to będzie ze mną za pięćdziesiąt lat? - Drwił Orzech.
- Nie, wcale nie. - Odpowiedział Sumienie i znowu bardzo dotkliwie ugryzł go w przedramię.
- Aaaaauu! - Po raz kolejny dzisiejszego ranka pan Orzech zawył z bólu.
Nagle wszystkie rozmowy w autobusie umilkły. Współpasażerowie tak się jakoś dziwnie wpatrywali w pana Orzecha, że ten nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.
- Wszystko w porządku, synku? - Troskliwie spytał się starszy pan siedzący obok.
I już pan Orzech miał rzucić jakąś kąśliwą uwagę na temat tego, że nie jest jego synkiem i w ogóle, gdy nagle coś go tknęło. Pan Orzech bardzo uważnie rozejrzał się dookoła. Wszystko było w porządku. Ale... zaraz, zaraz. Gdzie się podział Sumienie? Jeszcze raz się rozejrzał ale Sumienia nie zauważył. Wyjrzał przez okno autobusu. Właśnie mijał Ogrodową. Przestraszył się, że przespał swój przystanek, zrobił jeden kurs i teraz jest w tym samym miejscu, co wtedy, gdy zasypiał. Spojrzał na zegarek. Była szósta czterdzieści dziewięć.
- Tak zdaje mi się, że wszystko w porządku. - Odpowiedział na pytanie zadane przed chwilą.
Nagle pana Orzecha coś zaintrygowało. Podwinął rękaw marynarki a następnie koszuli, aż po sam łokieć. Jego oczom ukazał się piękny odcisk czyjejś szczęki.
- Może sobie pani usiądzie? - Spytał stojącą staruszkę wstając.
- Dziękuję ci bardzo, młody człowieku.
Tak. Pomimo, iż pan Orzech już do najmłodszych nie należał, poczuł się o jakieś dziesięć lat młodszy.