Pan Orzech jedzie do pracy

RaV.

     Pan Orzech jak w każdą środę o szóstej czterdzieści osiem, jechał do swojej pracy. Patrzył właśnie przez okno autobusowe, siedząc wygodnie na swoim ulubionym miejscu, na leniwie przesuwający się miejski krajobraz. Nasz bohater miał jeszcze do pracy około trzydziestu sześciu minut i jak co dzień mijając Ogrodową, zamykał oczy aby jeszcze chociaż na pół godziny pogrążyć się w błogim śnie. Jak zwykle, pan Orzech liczył na uprzejmość współpasażerów, na to, że obudzą go przed właściwym przystankiem, gdy nagle poczuł coś dziwnego. To coś było nawet bardzo dziwnym uczuciem.

- Aaauuuaa! - Wrzasnął. - Czyś pan już do reszty zdurniał? Po jaką cholerę mnie pan ugryzł?

- Taką mam już pracę. - Odpowiedział nieznajomy ze spokojem ale i z lekką nutką ironii w głosie.

- To wielce interesujące. - Nawet nie próbował ukryć oburzenia pan Orzech. - Jeździ pan autobusami i gryzie pan ludzi po rękach?!

- Po pierwsze - ripostował nieznajomy - to nie tylko po rękach ale czasem to i w łydkę albo w ucho. A po drugie, to nie ludzi tylko pana.

     Na potwierdzenie tych słów, nieznajomy ostentacyjnie, bez ostrzeżenia i dość boleśnie ukąsił Orzecha w lewe ucho.

- Dość!!! - Teraz pan Orzech zdenerwował się już nie na żarty. Świadczyła o tym jego, czerwona niczym dojrzały pomidor, twarz. - Tym razem to już pan przesadził! Za kogo pan się uważa? Przedstaw się pan chociaż, bo chciałbym wiedzieć, kogo morduję! - Mocno zacisnął pięści, tak że aż zbielały

- Nie poznaje mnie pan? - Zdziwił się z lekka nieznajomy. - W sumie nie jest to aż takie zastanawiające. Na szczęście, zbyt często się nie widujemy. Może mnie pan nie pamiętać. Jestem pańskim Sumieniem.

     Zdawało się, że dopiero w tej chwili, do pana Orzecha dotarły wydarzenia ostatnich kilku minut. Mina pogryzionego była w tej chwili co najmniej śmieszna.

- Pan... Pan raczy sobie żartować z poważnego człowieka. - Wydukał zmieszany pan Orzech.

- Ależ skąd. W tej chwili jestem śmiertelnie poważny. - Wystarczyło tylko spojrzeć na twarz Sumienia, aby się przekonać o prawdziwości tego, co mówi. Aż ciarki przechodziły po plecach.

- Ale po co? W jakim celu? Przecież nie mam nic na sumieniu. - Orzech zdał sobie sprawę z tego, że to ostatnie zdanie zabrzmiało co najmniej głupio. Przynajmniej w tych okolicznościach.

- Czyżby? A rozejrzyj się dookoła! - Nakazał Sumienie

     Pan Orzech potulnie wykonał polecenie. Obejrzał sobie dokładnie zaspane i znużone codziennością twarze współpasażerów. Obok pana Orzecha siedział jakiś starszy mężczyzna, kawałek dalej stała jakaś para. Trochę dalej stało trzech młodych chłopaków z plecakami, jakaś dziewczyna dosyć głośno powtarzała słówka z niemieckiego i jeszcze starsza kobieta trzymała się poręczy.

- I co? Już wiesz, o co chodzi? - Spytał Sumienie.

- Chodzi ci o tę staruchę? - Zastanawiał się pan Orzech.

- No. Nie głupio ci, że ty siedzisz a ona stoi? - Dalej pytał Sumienie.

- Głupio?! - Oburzył się pan Orzech. - Głupio?? Nic, a nic. Zawsze ilekroć siądę sobie w autobusie, jakaś stara baba stanie nade mną, zacznie się przepychać, wciskać... I ja mam takiej ustępować miejsca? O, co to, to nie. Mowy nie ma.

- A może jednak powinieneś? - Naciskał Sumienie.

- Nie ma mowy! Już powiedziałem. - Obruszył się pan Orzech. - Co, może teraz tak jak w tej książce, tego... no... jak mu tam było... Nieważne, zabierzesz mnie na wycieczkę w przyszłość i pokażesz, mi jak to będzie ze mną za pięćdziesiąt lat? - Drwił Orzech.

- Nie, wcale nie. - Odpowiedział Sumienie i znowu bardzo dotkliwie ugryzł go w przedramię.

- Aaaaauu! - Po raz kolejny dzisiejszego ranka pan Orzech zawył z bólu.

     Nagle wszystkie rozmowy w autobusie umilkły. Współpasażerowie tak się jakoś dziwnie wpatrywali w pana Orzecha, że ten nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.

- Wszystko w porządku, synku? - Troskliwie spytał się starszy pan siedzący obok.

     I już pan Orzech miał rzucić jakąś kąśliwą uwagę na temat tego, że nie jest jego synkiem i w ogóle, gdy nagle coś go tknęło. Pan Orzech bardzo uważnie rozejrzał się dookoła. Wszystko było w porządku. Ale... zaraz, zaraz. Gdzie się podział Sumienie? Jeszcze raz się rozejrzał ale Sumienia nie zauważył. Wyjrzał przez okno autobusu. Właśnie mijał Ogrodową. Przestraszył się, że przespał swój przystanek, zrobił jeden kurs i teraz jest w tym samym miejscu, co wtedy, gdy zasypiał. Spojrzał na zegarek. Była szósta czterdzieści dziewięć.

- Tak zdaje mi się, że wszystko w porządku. - Odpowiedział na pytanie zadane przed chwilą.

     Nagle pana Orzecha coś zaintrygowało. Podwinął rękaw marynarki a następnie koszuli, aż po sam łokieć. Jego oczom ukazał się piękny odcisk czyjejś szczęki.

- Może sobie pani usiądzie? - Spytał stojącą staruszkę wstając.

- Dziękuję ci bardzo, młody człowieku.

     Tak. Pomimo, iż pan Orzech już do najmłodszych nie należał, poczuł się o jakieś dziesięć lat młodszy.

RaV.
RaV.
Opowiadanie · 28 listopada 2001
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    kwaśniaczek
    I o co tu chodzi :/ Że sumienie przekonało tego fagasa,żeby ustąpił miejsca staruszce?? :/ Nie macie o czym pisać?? :/ Beznadziejne!! >>FATALNY

    · Zgłoś · 17 lat