Weekend

Adam Hrebeniak

 

                                     W e e k e n d

               We wczesne sobotnie popołudnie szli wolno chodnikiem w piekącym

            mocno sierpniowym słońcu. Oplatające Antoniego ciepło rozleniwiło go do

            tego stopnia, że stracił cały zapał do jakiejkolwiek rozmowy z towarzyszącymi 

            kobietami, przez myśl mu przemknęło – sprowokuję je do gadania i rzucił tak

            od niechcenia – wyjątkowo mało ludzi wyległo z domów i samochodów też

            niewiele.

-Oczywiście zapomniałeś, że wczoraj rozpoczął się weekend – z wyjątkowym

rozdrażnieniem w głosie odpowiedziała mu Mariola – ludzie doceniający

wartości jakie niesie wypoczynek, wyruszyli z miasta, my tylko z nielicznymi

wystawiamy się na ciepło bijące od słońca wśród nagrzanych murów i asfaltu,

oddychamy zużytym, zanieczyszczonym powietrzem. Na dobrą sprawę banalny

powód zatrzymał nas w mieście, sprawy by nie uciekły, mogliśmy je omówić w

kiedy indziej.

   Halina przyjęła w milczeniu przydługi, niespodziewany wybuch rozżalonej

córki, jedynie nieznacznie się uśmiechnęła, myśląc – ciekawie, jak zareaguje

Antoni? Ten nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, Mariola mu dopiekła i

teraz gorączkowo myślał jak zgrabnie wybrnąć z sytuacji – jest prawdą, że

wczoraj i dzisiaj przed obiadem zarzuciłem was moimi sprawami, byłem nimi

tak pochłonięty, że nie byłem w stanie myśleć o czymś innym – bił się w piersi –

ale przyrzekam, że to się nie powtórzy.

   Przeszli spory kawałek drogi nim Mariola się uspokoiła i zdobyła się na

odpowiedź, być może trafił jej do przekonania – ze względu na zdrowie mamy,

najbardziej odpowiedni byłby wypad w pobliże, do miejsca pozwalającego

na urozmaicone spędzenie czasu. Wątpię jednak czy takie znajduję się blisko,

gdyż sama wyjeżdżałam w miarę daleko.

   Po kilku minutach milczenia w czasie, których Antoni się zastanowił rozpoczął:

-Przemyślałem sprawę, proponuję spędzenie przyszłego weekendu w Rudach

i okolicy. Możemy się zakwaterować przy szosie wiodącej z Gliwic w urokliwym

hotelu położonym malowniczo na dużej polanie wśród lasów. Z niego jest kilka

minut jazdy samochodem do wielofunkcyjnego ośrodka wypoczynkowego,

 

 

                                                                        -   2   -

świetnie zagospodarowanego mnóstwem atrakcji. Jadąc w przeciwną stronę

tyle samo czasu dotrzemy do Rud, gdzie naszą uwagę przyciągną, zresztą jak

całą masę innych odwiedzających - bazylika uznawana za najstarsze sanktuarium

maryjne na Śląsku, pałac po cysterski przebudowany na siedzibę przez książąt

raciborskich otoczony rozległym parkiem z wieloma starymi drzewami. Jeżeli

poniesie nas fantazja, to będziemy mogli odbyć krótką wycieczkę kolejką

wąskotorową zbudowaną w końcu XIX wieku.

-Żartujesz! Te możliwości zapewnią nam przyjemny bez stresowy pobyt, mamy

w to wszystko uwierzyć – nie ukrywała zdziwienia Mariola.

-Nigdy nie byłam w tej okolicy, chętnie ją zwiedzę – Halina poparła Antoniego.

-Skąd znasz te miejsca? – rozpoczęła dociekać Mariola.

-Bywałem w nich – uciął krótko i korzystając z poparcia Haliny dodał –

zrozumiałem, że się decydujecie. Zaraz w poniedziałek zarezerwuję dwa pokoje

w hotelu – tu zastrzegł się – jeśli będą wolne miejsca.

-Wprawdzie obawiam się rozczarowania, ale jak z mamą postanowiliście, to nie

mam innego wyjścia – zrezygnowana, zgodziła się z propozycją Mariola.

   W poniedziałek natychmiast po przyjściu do pracy, przed przystąpieniem do

załatwiania spraw, poganiany pragnieniem udowodnienia swych racji z wyraźnym

niepokojem wykręcił numer hotelu, żeby zarezerwować dwa pokoje na weekend.

Trudno orzec czy miał szczęście, ale recepcjonistka bez jakichkolwiek uwag

przyjęła jego zamówienie. Po rozmowie odetchnął z wyraźną ulgą i postanowił

-  teraz mogę ułożyć program, który zadowoli kobiety, a głównie niedowierzającą

Mariolę. Dopiero po kolacji przemyślawszy dokładnie sprawę wyjazdu wystukał

numer Marioli. 

-Dobry wieczór kochanie!

-Późno dzwonisz – przywitała go  z wyraźną pretensją w głosie.

-Kochanie dzwonię z najważniejszą wiadomością – pominął jej zgryźliwość i

referował – załatwiłem rezerwację noclegów w hotelu, o którym opowiadałem.

Doba u nich rozpoczyna się o czternastej i jeśli zjawimy się punktualnie, to

będziemy mogli spędzić całe popołudnie w urokliwym otoczeniu.

-Ja natomiast miałam cichą nadzieję, że ci się nie uda, a tak będziemy musiały

 

 

-   3   -

            się z mamą przygotować do wyjazdu – zupełnie bez entuzjazmu go skwitowała i

            nie tracąc nic ze swego praktycznego podejścia spytała – kiedy się zjawisz?

-Przyjadę w piątek w samo południe, żebyśmy zdążyli punktualnie na rozpoczęcie

doby w hotelu.

-Dobrze, będziemy ciebie oczekiwać. Do zobaczenia! Pa! – Mariola pożegnała

go pośpiesznie.

   Tak jak się umówili, w piątek po trzynastej, mknąc z kobietami szosą wśród

sosnowego boru, Antoni przerwał panujące od dłuższej chwili milczenie – 

za chwilę będziemy na miejscu.

-Przecież otacza nas wokół gęsty las? – zdziwiła się mocno Halina.

   W tym momencie za oknami samochodu otworzył się widok na rozległą polanę

na tle wysokiego sosnowego lasu, na której stał piętrowy budynek w otoczeniu

małej architektury oraz krzewów i kwiatów. Antoni zatrzymał samochód na

parkingu przed wejściem. Kobiety wysiadając rozglądały się ciekawie dookoła, a

Mariola z miejsca zgodnie z prawdą stwierdziła – widok jest ujmujący!

Po zameldowaniu, Antoni w towarzystwie kobiet, sam radząc sobie z bagażami

zaniósł je do z gustem urządzonych pokoi na pierwszym piętrze. Umywszy ręce

zeszli do stylowo urządzonej restauracji, w której o tej porze były jeszcze wolne

miejsca, ale się nie zatrzymali i przeszli na otwarty taras z widokiem na przyległy

hotelowy park z zasadzeniami ozdobnych drzew, krzewów i kwiatów, poprzecinany

wyżwirowanymi alejkami. Ten widok na tle wysokich sosen pobudził ich

plastyczną wyobraźnię, wręcz oczarował. Zajęli miejsca przy stoliku w pełni

ocienionym rozległym parasolem, nakrytym, przygotowanym na przyjęcie gości.

Halina rozpoczęła rozmowę – opowiadając o hotelu wcale nie przesadziłeś, mnie

otoczenie zachwyciło.

-Pomimo lejącego się z nieba żaru, bardzo lekko oddycham, nie odczuwam 

panującego upału – dodała Mariola.

-Kochanie to zasługa otaczających nas lasów, które ze swej istoty schładzają

wokół powietrze, produkując jednocześnie duże ilości tlenu i olejków eterycznych,

tworząc w ten sposób mikroklimat danego miejsca – pośpieszył z wyjaśnieniem

Antoni, rad z zadowolenia kobiet.

 

 

                                                                        -   4   -

   Podeszła do nich kelnerka i podała karty, Mariola pochylając się nad swoją

głośno wyjawiła – w tej chwili poczułam, że jestem szalenie głodna.

-Moje panie – wyjedziemy stąd, żeby zobaczyć okolicę, czy też pozostajemy na

miejscu i zaliczymy po kielichu?

-Nawet gdybyś mnie miał zabić, nie ruszę się z miejsca – uśmiechając się

zażartowała Halina.   

-Zgadzam się z mamą, gdy słońce przestanie przypiekać, jest tu sporo miejsca na

relaksujący spacer – dodała Mariola.

   Wysłuchawszy kobiety Antoni zamówił - jako napój sok ze świeżych pomarańczy,

a z potraw polecony przez kelnerkę schab faszerowany morelami z kluskami

śląskimi oraz zieloną sałatę. Nie zapomniał także poprosić o butelkę czerwonego

półsłodkiego wina.

   Za chwilę zaskoczyła ich kelnerka, która zjawiła się z dużą tacą, mówiąc -  

przepraszam państwa dostosuję nakrycie stolika do państwa zamówienia – i

odłożyła tacę na sąsiednim stoliku. Wpierw rozpoczęła odkładać z gracją całą

zastawę stojącą przed wolnym krzesłem, następnie podeszła z prawej strony

do Haliny i tu zdjęła z zastawy głęboki talerz, dwa kieliszki i ze sztućców łyżkę,

nóż, dwa widelce. Tę czynność powtórzyła także przy Marioli i Antonim. Podczas,

gdy kelnerka zdejmowała nakrycia siedzieli w milczeniu, ale natychmiast po jej

odejściu Mariola zauważyła – nie wiem jak wy, ja poczułam się jako gość

dowartościowana, swoją uwagą kelnerka owinęła mnie jakby kokonem, sprawiając

przyjemność.

   Nie czekając długo otrzymali całe zamówienie. Jedząc wolno i po drodze

wychylając dwa toasty za udany pobyt, wymieniali okolicznościowe uwagi o

miejscu, do którego dotarli. Po tym przedłużonym obiedzie, rozmowę przerwał

Antoni – moje panie ruszamy na spacer, słońce już widocznie przechyliło się ku

zachodowi.

   Ruszyli alejką podziwiając rosnące przy niej różnokolorowe róże, hortensje,

czerwone owoce głogu szypułkowego, zieleń innych krzewów i karłowatych

drzew. Sycili się aromatycznym powietrzem, chłonęli ciszę otoczenia.

   Późno już w nocy, Mariola wychodząc spod prysznica świadomie sprowokowała

 

 

                                                                        -   5   -

Antoniego – jest tak ciepło i przyjemnie, że szkoda piżamą psuć wrażenie.

-Zupełnie się z tobą zgadzam – podszedł i oburącz zamknął ją w uścisku.

   W sobotę wstali na tyle wcześnie, żeby przed dziesiątą zjeść śniadanie. Zmiatając

z talerza z widocznym apetytem jajecznicę na boczku – widocznie zadowolona

Mariola z szerokim uśmiechem spytała – drogi cicerone jakie atrakcje dzisiaj

zaserwujesz?    

-Proponuję zaraz po śniadaniu wyjazd kilka kilometrów dalej, do ośrodka

wypoczynkowego. Oczywiście zabieramy cały przygotowany ekwipunek , żeby

przynajmniej w części wykorzystać możliwości jakie on zapewnia.

-Ja nie będę miała problemów, zawczasu przygotowałam słomkowy kapelusz,

krem do opalania i przeciwsłoneczne okulary – zadeklarowała Halina.

-Moje rzeczy spakowałam do dużej niebieskiej torby plażowej i jak będziesz

zabierał swoje manele, to nie zapomni o niej – dodała Mariola.

   Nie tracąc czasu załadowali się do samochodu i w krótkim czasie dojechali do

ośrodka. Oczywiście Antoni wysiadł obładowany torbami i dodatkowo kocem, 

a także leżakiem dla Haliny. Przystanęli niedaleko wejścia, wśród ogarniających

ich, łaknących wypoczynku dorosłych i dzieci. Rozglądając się wokół nie

zdecydowana Mariola spytała – od czego rozpoczynamy?

-Proponuję od lodów na tarasie restauracji, skąd będziemy mogli wybrać

najlepsze miejsce do biwakowania – podpowiedział Antoni.

   Zajadając się lodami za chwilę Mariola wyciągniętą ręką wskazała – tam pod

tym pojedynczym klonem, po drugiej stronie basenu, uważam, że jest to

odpowiednie miejsce dla mamy. Dokończyli deser i szybko przeszli w wskazane

miejsce. Halina kładąc się na leżaku stwierdziła – tu na będzie mi dobrze, nawet

nie razi gwar dzieci dobiegający z basenu.

-Popływamy – zaproponował wpatrzony jak zahipnotyzowany w taflę wody

Antoni.

-Tylko się przebiorę.

   Wróciła z kabiny w upinającym ciasno jej zgrabną postać, błękitnym, skąpym

bikini. Antoni wpatrując się w nią, półgłosem stwierdził – nie mogę oderwać

wzroku od ciebie.

 

 

                                                                        -   6   -

   Nie odpowiedziała, jedynie się szeroko uśmiechnęła. Ujął ją za rękę i pociągnął

za sobą. 

-Trochę się krępuję – odezwała się, gdy zmierzali do wody – gdyż wydaje mi się,

że wszyscy na mnie zaglądają, bo nie jestem opalona, mogłam przed wyjazdem ze

dwa razy zaglądnąć do solarium.

-Tylko ci się wydaje, tylko na deptaku oceniają wygląd – uspokoił ją Antoni.

   Prawie całą godzinę pływali i dokazywali w wodzie, wrócili zmęczeni i ułożyli

się na kocu, żeby obeschnąć.

-Jeśli już wróciliście, to się przejdę i pooglądam ośrodek – zdecydowała Halina.

   Po czasie Antoni się ocknął – zabrałem aparat, a jeszcze nie zrobiłem żadnych

zdjęć.     

-Jak się przygotujesz, to powiedz, ustawię się, żeby ujęcia dobrze wyszły –

upomniała go Mariola. 

   Potem przeszli do cienia, gdyż słońce im mocno przypiekło, zaniepokojona

Mariola rozpoczęła się rozglądać dookoła – nie widzę nigdzie w pobliżu mamy?

-Niepotrzebnie się denerwujesz, za chwilę na pewno się zjawi – uspokajał ją

Antoni.

   Nie trwało długo, gdy podeszła do nich Halina z życzeniem – słońce całkiem

mnie wysuszyło. Antoni natychmiast podał jej butelkę z wodą i miał zapytać –

jak znalazła to miejsce? Wyprzedziła go i sama rozpoczęła składać relację:

-Przeszłam ośrodek dookoła i zobaczyłam, że jest on otoczony z dwóch stron

sosnowym lasem, przed którym zbudowano zgrabne domki campingowe,

pozostawiając przed nimi pas zielonej murawy, stanowiącej doskonałe miejsce do

zabawy dla dzieci lub opalania. Z tamtej strony – wskazała ręką – rozciąga się

rozległy staw z pobudowanym na wyspie bufetem i pływającymi po nim kajakami,

i rowerami wodnymi. Przy przeciwległym brzegu dostrzegłam pływające stado

szarych kaczek.

   Zamilkła, żeby zaczerpnąć tchu, skwapliwie to wykorzystał Antoni – po obiedzie

chętnie popływałbym rowerem wodnym, zapewnia doskonały relaks.

-Nie mieszaj, pozwól, żeby mama dokończyła opowiadać – wstrzymała go przed

dalszym gadaniem Mariola.

 

 

                                                                        -   7   -

-Przeszłam jeszcze raz obok lokalu – rozpoczęła mówić – aby zobaczyć jak jest

zaaranżowany i rozsiane wokół niego bufety pozwalające na szybką obsługę

pragnących tego gości. Rozglądając się spojrzałam na przebiegającą z tej strony

szosę i tuż za nią zupełnie zaskoczył mnie widok ocienionego terenu wiekowymi

sosnami, po którym spacerowały piękne konie. Wpatrzyłam się w te zwierzęta i

wówczas z zakamarków pamięci, z pod pokrywy czasu z całą siłą wypełzły

wspomnienia. Będąc młodą dziewczyną, w pewnym okresie, być może pod

wpływem lektury powieści Mniszkówny, opanowało mnie nie racjonalne w tym

czasie marzenie bycia amazonką. Przez długi czas fantazjowałam, że w pełnym  

zjednoczeniu z gniadym koniem z rozwianą czarną grzywą, szczęśliwa,

przemierzam w pełnym galopie bezkresne pola. Rozmarzona wspomnieniem,

spojrzała ponad ich głowami. 

   Mariola odczekała chwilę, nim się odezwała – nigdy nie wspominałaś o swym

dziewczęcym zafascynowaniu, może teraz, gdy są warunki mogłabyś wrócić do

tego niespełnionego marzenia?

-Dziecko, jest już za późno – Halina uśmiechnęła się smutno.

   Antoni zdecydował się przerwać tę niespodziewaną chwilę wspomnień – drogie

panie nie wiem jak wy, ale jestem już wściekle głodny.

-Dobrze głodomorze, wciągnę bluzkę i szorty i możemy ruszyć, zresztą tobie

też radzę włóż koszulę i spodnie – zgodziła się z nim Mariola.

-Co zrobimy z naszymi rzeczami? – zaniepokoiła się Halina.

-Nie ma sprawy, poproszę państwo siedzące obok, żeby zwrócili uwagę – zaraz

uspokoił ją Antoni.

   Mieli szczęście, zajęli miejsca na tarasie przy przed chwilą zwolnionym stoliku.

            Jedna z uwijających się jak w ukropie kelnerek, dostrzegła ich szybko i wręczyła

            menu.

-Mam ochotę na konkretne jedzenie – przeglądając kartę zagadał Antoni –

zjadłbym placki z gulaszem.

-Masz niezły pomysł – podchwyciła Halina, wcale nie przejmując się tym, że

to raczej ciężkie danie.

   Marioli nie pozostało nic innego, jak zgodzić się z nimi. Antoni ciężko westchnął –

 

 

                                                                        -   8   -

wielka szkoda, że nie mogę zamówić sobie piwa, które dzisiaj doskonale

zgasiłoby moje pragnienie.

-Nie rozklejaj się moja podporo – zażartowała Mariola – poświęcę się i zawiozę

was do hotelu. 

-Jesteś cudowna!

-Uważaj bo w tym słońcu ci się rozpłynę.

   Halina na mgnienie oka wymieniła spojrzenie z Mariolą i z przymilnym

uśmiechem też zażyczyła sobie – mnie też zamów małe z malinowym sokiem.

   Na rozmowach, żartach i przekomarzaniu się czas im zadowolonym szybko

upłynął. Słońce mocno przechyliło się ku zachodowi, wydłużając cienie. Halina

zaproponowała – może wrócimy już do hotelu. Tak mamo, wprawdzie czuję się

świetnie ale masz rację, wracamy – z żalem w głosie, zgodziła się z nią Mariola.

   W niedzielę do śniadania znów zajęli miejsce na tarasie, owiewał ich rześki,

delikatny letni wiatr. Jedząc małymi kęsami Halina głośno zastanawiała się –

wprawdzie nie zabrałam ze sobą dużego wyboru, ale jestem niezdecydowana co

dzisiaj włożyć?

-Cały dzień będziemy w ruchu, najbardziej przydadzą się wygodne buty –

podnosząc głowę z nad talerza doradził Antoni.

-Ja nie mam problemu, włożę białe spodnie i błękitną z rękawem do łokcia

bluzeczkę - swój zamiar wyjawiła Mariola.

-Dobrze pomyślałaś, podobnie się ubiorę, tak będzie wygodnie – zdecydowała

Halina.

-Pamiętaj, dzisiaj będziesz miał okazję do wielu ciekawych ujęć, zabierz aparat –

upomniała partnera Mariola.

   Halina skorzystał z przerwy w rozmowie – muszę wam powiedzieć, że mimo

przebywania wczoraj tak długo na słońcu dzisiaj czuję się świetnie.

   W niecałe pół godziny po tym wyruszyli samochodem do Rud, prowadził Antoni

i będąc już we wsi skręcił w ocienioną wyniosłymi, starymi lipami drogą w kierunku

dobrze urządzonego, rozległego parkingu, zapełnionego o tej wczesnej porze

znaczną ilością samochodów. Z parkingu roztaczał się widok na barokową fasadę

i jedno ze skrzydeł odnowionego, imponującego pałacu. Gdy tylko wyszli ze

 

 

                                                                        -   9   -

samochodu, Antoni zaproponował – rozpocznijmy zwiedzanie od pocysterskiej

bazyliki i jak będziemy mieli szczęście to trafimy na początek mszy. Tak jak

przewidział, msza ledwie się rozpoczęła, po niej pozostali w świątyni, żeby ją

zwiedzić. Tak jak oni pozostała także spora wycieczka z przewodnikiem,

przyłączyli się do niej i wsłuchali się co mówi – początki tej bazyliki mniejszej

pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny sięgają czternastego

wieku. Jest ona uznawana za najstarsze sanktuarium maryjne na Śląsku ze względu

na słynący łaskami obraz Matki Boskiej Pokornej – mówił cicho i nie wszystko      

dobiegało do ich uszu - …dla cudownego obrazu dobudowano kaplicę. Wskazał

ją ręką… W siedemnastym wieku w czasach dobrej prosperity, cystersi

przebudowali kościół i klasztor nadając im barokowy charakter, a także wznieśli

pałac opacki. Na początku dziewiętnastego wieku akt sekularyzacyjny rządu

pruskiego zamknął historię opactwa. Przestali słuchać przewodnika i potem sami

podziwiali w skupieni wystrój kościoła. Po wyjściu na zewnątrz Mariola spytała –

gdzie skierujemy się teraz?

-Nie śpiesz się tak bardzo, wpierw utrwalę świątynię i nas na kilku fotografiach –

zmitygował ją Antoni.

   Ruszyli w ślad za spacerującymi, ufając, że w ten sposób dotrą we właściwe

miejsca.

-Nie spodziewałam się, że spotkamy tu tak wiele ludzi – zdziwiła się Halina.

-Przed weekendem, czytając przypomniałem sobie nieco o tych miejscach –

pochwalił się Antoni -  stojące przed nami obiekty znajdują się na rozległym

szlaku cysterskim obejmującym całą okolicę. Pałac przy, którym się znajdujemy

jest własnością diecezji Gliwickiej i funkcjonuje łącznie z kościołem jako

Pocysterski Zespół Klasztorno – Pałacowy z sanktuarium Matki Boskiej Pokornej.

Po wyrugowaniu cystersów, tę magnacką rezydencję stworzono dla księcia

von Ratibor przebudowując pałac opacki i w trakcie przebudowy utworzono w

nim sto dwadzieścia sal, gabinetów i pokoi gościnnych. Będący od końca wojny

w ruinie pałac odbudowano w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i na

początku obecnego. Aktualnie stanowi on jeden z najcenniejszych i najczęściej

odwiedzanych zabytków architektonicznych Górnego Śląska. Turyści przy okazji

 

 

                                                                        -   10   -

spacerują po przylegającym doń dużym parku urządzonym w stylu angielskim.

   Antoni zamilkł, a oni zmierzali wolno dalej wyżwirowaną parkową alejką

sycąc wzrok wyglądem kolejnego skrzydła pałacu i wewnętrznego dziecińca,

oraz rosnącej naprzeciw nich kępy wiekowych drzew. Tę alejkę obsadzono także

młodymi dąbkami.

-Ona prowadzi dalej – zakomunikował im Antoni - do pomnika przyrody

pięćsetletniego podtrzymywanego podporami o imponującej średnicy dębu

szypułkowego „Cysters”.

   Rozmawiając zanurzali się w ogarniającą ich zieleń tworzoną przez drzewa,

z których wiele uznawano za godne obiekty. Tu osłonięci wysokimi koronami,

w cieniu, nie odczuwali ciepła sierpniowego dnia, skupiska krzewów tłumiły

dźwięki, niosła się cisza przerywana jedynie melodyjnym świergotem ptaków.

W pewnej chwili Halina stwierdziła – odnoszę wrażenie, że mogłabym wędrować

w nieskończoność, absolutnie nie odczuwam zmęczenia.

-Mamo świetnie, że otoczenie tak dobrze ci służy – ucieszyła się Mariola. 

   Krocząc z nogi na nogę dotarli otoczonej zaroślami rzeki Rudy płynącej przez

park. Mariola zapatrzyła się w strugę przeźroczystej wody toczonej przez rzekę

i się zachwyciła – popatrzcie jak czysta płynie woda, tylko nie wiadomo dlaczego

dno prześwituje na brązowo.

-Właśnie, że wiadomo – z miejsca odpowiedział Antoni – bowiem piasek dna

barwi ruda darniowa, z której cystersi w oparciu o węgiel drzewny wytapiali

w pierwszym na Śląsku wielkim piecu surówkę żelaza -  zaraz też dodał – zakonnicy

prowadzili także inne dziedziny gospodarki, wpływając na istotny rozwój całej

okolicy, oczywiście przy tej okazji zasilając klasztorny skarbiec i budując

wspaniałą świątynię.

   Wysłuchawszy go, Mariola zagadała – nie wiem jak wy, ale ja po tym długim

spacerze mocno zgłodniałam.

   W odpowiedzi Antoni stwierdził – świetnie się składa – tu wskazał ręką – bo ta

skręcająca alejka doprowadzi nas w pobliże pałacowej restauracji.

   W lokalu zajęli miejsca przy jednym przy nich zwolnionym stoliku. Halina i tu

mocno się zdziwiła – nie spodziewałam się tak wielu osób!  

 

 

                                                                        -   11   -

-Nie powinnaś się dziwić, znajdujemy się wewnątrz tłumnie odwiedzanego

zabytku – wyjaśnił Antoni.

   Po zamówieniu Fanty i kaczki nadziewanej jabłkami z kluskami śląskimi i

modrą kapustą, czas oczekiwania skracali rozmową, dzieląc się wrażeniami i

odkryciami przyrodniczych niespodzianek. W trakcie niejako ją podsumowała

Mariola – przed wyjazdem miałam duże obawy, a dzisiaj wręcz jestem zachwycona.

Antoni przyjął jej słowa z uśmiechem, jako zasłużony komplement.

  

 

 

 

 

 

 

 

 

                                                                       

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    

                  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                                                                       

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    

                  

 

 

   

  

 

 

    

 

                                                                       

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    

                  

 

 

   

  

 

 

    

           

 

 

  

 

               

 

  

 

 

 

 

 

                                                                       

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    

                  

 

 

 

 

 

 

 

 

    

                  

 

 

   

  

 

 

    

 

 

 

 

                                                                       

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    

                  

 

 

   

  

 

 

    

           

 

 

  

 

    

                  

 

 

   

  

 

 

    

           

 

 

  

Oceń ten tekst
Adam Hrebeniak
Adam Hrebeniak
Opowiadanie · 21 listopada 2017
anonim