Weekendowy bałwanek (opowiadanie dla dzieci)

Jola

Dawno temu zima była mroźna, a domy, drzewa, pola, ulice, wszystko wokoło pokryte było bardzo miękką, delikatną pierzynką.
Pewnego dnia śnieg padał i padał. Natalka, Marysia i Wojtek przygotowywały się do zabaw w śnieżnych zaspach. Dzieci mieszkały w małym, parterowym domku nieopodal rozciągającego się lasu. Drzewa o tej porze roku wyglądały cudownie niczym z bajki o królowej śniegu. Na gałęziach śnieżne czapy lśniły w słonecznych promieniach, mieniły się różnymi kolorami. Spadające gwiazdki wyglądały tak jakby uśmiechały się, nic dziwnego, że dzieci były podekscytowane na ich widok.
- W co dzisiaj będziemy bawić się? - zapytała Natalka, która była najmłodsza z rodzeństwa. 
- Ja mam pomysł, może ulepimy wspólnie bałwanka ! - wykrzyczała Marysia. Tak, tak - wtórował jej Wojtek.
- Dzieci ale zanim ulepicie bałwana, zapraszam na obiad - z kuchni doleciał głos mamy. 
Była sobota, więc dzień wolny od szkoły, od przedszkola.
Po obiedzie w domu zaczął się ruch. Każdy coś szukał, to rękawiczek, to czapki, kurtki itp. 
- Mamo, mamo nie mogę znaleźć rękawiczki ! - prawie z płaczem biegnie do mamy Natalka.
Po chwili wszyscy szukają małej, różowej z białymi naszytymi kwiatuszkami rękawiczki. 
- Gdzie może być ta rękawiczka, przecież pod ziemię się nie zapadła, dokładnie pamiętam, że miałam ją wraz z szalem, z czapką w szafie na dolnej półce - myślała roztargniona Natalka.
Nagle z góry słychać było głośne wołanie Wojtka. - Chodźcie tutaj...prędko. Biegną na górę mama, Natalka, Marysia i nawet tata, który w łazience przeczyszczał zatkaną umywalkę.
Ich oczom ukazał się słodki obraz. 
Na różowym kocyku smacznie chrapał sobie szczeniaczek, którego Natalka dostała w prezencie na piąte urodziny. Puszek tak twardo spał, że nawet nie usłyszał znajdujących się nad nim domowników.
Piesek między łapakami trzymał różową rękawiczkę Natalki.
- Jest, jest moja rękawiczka! - krzyknęła uszczęśliwiona dziewczynka. Puszek na ten odgłos zerwał się, chwycił w swój mały pyszczek rękawiczkę i w nogi. Biegał po całym domu, nie chciał oddać rękawiczki. W końcu zmęczył się, padł na dywan, obok niego leżała różowa zguba. - Oj Puszku, Puszku, nabiegałeś się - powiedziała mama. Natalka chwyciła swą zgubę, głaskając pieska mówiła - nie rób tak więcej mój pupilku. 
Po niespełna piętnastu minutach dzieci były gotowe do wyjścia.
Kiedy wybiegły na dwór, radość nie miała końca. Turlały się po śniegu, kładąc się na białym posłaniu odbijały wizerunek aniołka czy rzucały śnieżkami, a Puszek z nimi biegał, skakał wydając głośne okrzyki psiej radości.
Najstarsza Marysia przerwała zabawę. - Teraz bierzemy się do pracy, lepimy bałwana, coby zdążyć przed wieczorem.
Każde z dzieci zaczynało lepienie od malutkiej kulki, która z każdym ruchem stawała się coraz to większa.
Marysia miała przed sobą ogromną kulę. Średniej wielkości ulepił Wojtek, a najmniejszą Natalka. Dzieci ciężko się napracowały, turlanie śniegowych kulek nie jest jakby się zdawało łatwym zadaniem. Marysia pobiegła po rodziców. - Mamo, mamo prosimy o pomoc! - nawoływała stojąc w progu domu.
Co się stało córeczko? - zapytała mama. - Mamo lepimy bałwana, mamy już trzy kule i teraz chcemy wyłożyć jedną na drugą.
Mama i tata ubrali się ciepło i wyszli przed dom. Ich oczom ukazały się trzy śniegowe kule. - To bierzemy się do pracy - powiedział tata. 
Przy wspólnej pomocy powstał śniegowy bałwan. Natalka, aż piszczała z radości.
-Teraz moje kochane dzieciaczki, uruchomcie swoje móżdżki, rozwińcie wyobraźnię i sprawcie by ów bałwan stał się prawdziwym bałwanem - wyszeptał tata. 
Natalka nie bardzo zrozumiała co tata miał na myśli, ale starsze rodzeństwo dobrze wiedziało co robić dalej. Rodzice powrócili do swych obowiązków.
- Wojtuś, skocz do domu po marchewkę - ja pójdę do pomieszczenia gospodarczego, przyniosę kilka czarnych węgielków - powiedziała Marysia.
Po chwili ów bałwanek miał marchewkowy nos, węglowe oczka i guziki do samego spodu. 
Natalka jako najmłodsza z rodzeństwa ściągnęła z siebie swój czerwony szalik i podała Marysi, która była z nich najwyższa by uwiązała bałwankowi wokół szyi.
- Jeszcze coś na głowę, bałwan nie może być łysy - powiedział Wojtek. - Zaraz, zaraz kiedyś na strychu widziałem taki czarny kapelusz - ciągnął dalej. Nie zastanawiając się pobiegł na strych szukać owego kapelusza.
- Jest, jest ...- chłopiec biegnie uradowany. Bałwanek ma czarny kapelusz, czarne oczka, marchewkowy nos, czarne guziki od góry do spodu i czerwony szalik.
Czegoś jeszcze mu brakuje - mówi Marysia. 
Nagle Natalka wykrzykuje! - nasz bałwanek nie ma rączek.
Natalko - jesteś niesamowita...tak nasz bałwanek nie ma rączek - powtórzyła Marysia. 
Dzieci zastanawiają się z czego zrobić bałwankowi rączki.
Rozglądają się wokoło. Wojtek koło starej studni, już dawno nieużywanej coś zauważył. Chodźcie - rzekł. 
Podeszli bliżej. O starą studnię oparta była miotła. - W sam raz będzie pasować do naszego bałwanka - powiedział.
Wspólne dzieło dzieci nabierało coraz to piękniejszych wdzięków.
- Mamo, tato ! - wołają dzieci razem - chodźcie zobaczyć naszego bałwana. Rodzice wybiegli z domu. 
Spisaliście się na medal - powiedział tata.
- Uwaga, uwaga - dzieło jeszcze nieskończone - zauważyła mama.
- Dlaczego ten bałwanek jest taki smutny? - zapytała.
- Jejku, zapomnieliśmy o uśmiechu, nasz bałwanek nie ma ust - wyszeptała cicho Marysia. 
Mama wyciągnęła ze swego płaszcza czerwoną pomadkę i jednym ruchem namalowała czerwony uśmiech mówiąc - teraz dzieło jest ukończone. 
Wojtek bez chwili namysłu pobiegł jeszcze po coś do domu.
Po pięciu dosłownie minutach, przybiega z kartką, na której 
umieścił napis: Weekendowy bałwanek - praca Marysi, Wojtka, Natalki oraz mamy i taty.

 

        

Jola
Jola
Opowiadanie · 16 stycznia 2018