W y s t ę p
„ te wszystkie chwile kiedyś prawdziwe
w tę i tę drążone
nanizane na sznur czasu
uderzają w siebie”
Jacek Molenda
Zasiedli z żoną o trzynastej, w kuchni przy nakrytym białym obrusem stole do
niedzielnego tradycyjnego obiadu. Przez otwarte okno, przysłonięte firanką lał się
żar od świecącego w nie prosto czerwcowego słońca. Kuchnię ogarnął smakowity
zapach unoszący się od nalanego na talerze rosołu.
Jedząc prowadzili spokojną rozmowę, Edward opowiadał o czekającym go
występie razem z zespołem seniorów „Strzechy” w Domu Pomocy Społecznej
położonym na obrzeżu miasta. W pewnej chwili Agata zapytała – kochanie
zabierasz kogoś, wiesz jak się tam wszyscy dostaną, w niedzielę przecież rzadko
kursują autobusy?
-Nikt mnie nie pytał, myślę, że wszyscy znaleźli możliwość dojazdu.
-Tylko wasz zespół wystąpi, czy też łącznie z innym? – zaspakajała swą
ciekawość.
-Tak się złożyło, że sami wypełnimy program składanką tańców i pieśni
wyćwiczoną na próbach. Niezmiernie się cieszę, że możemy starszym od nas
przypomnieć na przekór rwącej rzece czasu, utrwalone dziedzictwo w tekstach
piosenek, które zaśpiewamy dzisiaj. Może pomożemy wydobyć z zakamarków
zastygłej pamięci zapomniane słowa, a także żywym tańcem, barwami strojów
ożywimy obrazy z minionej młodości i w ten sposób oderwiemy na chwilę od
trapiących ich niedomagań.
Edwarda wyraźnie ożywiła rozmowa, opisując występ mówił jeszcze, że
przypomną w pigułce, w wystylizowanej formie minione aspekty życia. Mówiąc
co chwilę sięgał po kęs pieczeni i ziemniaki, które Agata w międzyczasie ustawiła
na stole.
Całą rozmowę i jedzenie mocno przeciągnęli w czasie. Wreszcie Edward spojrzał
na zegarek – Och! Już późno! – muszę się przebrać.
- 2 -
-Dobrze, że wczoraj zdążyłam ci wyprasować koszulę – stwierdziła Agata.
Przeszedł do pokoju i wyjął z szafy wieszak ze strojem, którego elementem była
biała płócienna koszula z szerokim kołnierzem i z takimi mankietami, wyprasowana
na sztywno, i gdy ją ubierał, to zachrzęściła delikatnie pod palcami. Następnie
ubrał żółte z grubej gładkiej tkaniny wełnianej spodnie, o prostych nogawkach i
westchnął przy tym głośno – będzie mi dzisiaj gorąco! Z butami z wysoką z
cienkiej skóry cholewką, nieco się namęczył nim założył na nogi. Całość przybrał
granatowym kaftanem bez rękawów, z niebieskimi wypustkami. Tak ubrany stanął
przed Agatą z pytaniem – mogę się tak pokazać?
-Jeszcze się pytasz – i zażartowała – wyglądasz jakbyś się zjawił z minionego
czasu, uważaj bo gotowa jestem powtórnie się zakochać.
Żart sprawił mu widoczną przyjemność, gdyż w odpowiedzi uśmiechnął się
szeroko. Jeszcze przed wyjściem z mieszkania zapytał – masz jakieś plany,
wychodzisz gdzieś?
-Tak wybieram się porozmawiać z Marylą, będzie dzisiaj też sama, a ty przed
powrotem do domu daj znać.
W ciągu niewielu minut dotarł samochodem przed Dom Pomocy stojący w
otoczeniu urządzonego zieleńca pełnego drzew, krzewów i klombów z kwiatami.
Już dojeżdżając dostrzegł stojący przed wejściem i rozprawiający zespół odcinający
się od otaczającej go zieleni paletą barw, szczególnie widocznie się zaznaczały
spódnice i zapaski członkiń. Szybko ocenił wzrokiem ich liczbę i z wyraźną ulgą
westchnął głęboko – nie ma jeszcze wszystkich, nie przyjechałem ostatni.
Przystanął przy Agnieszce, swojej partnerce i postanowił, że przywita ją
komplementem – wyjątkowo ujmująco dzisiaj wyglądasz!
-Mógłbyś sobie odpuścić nie mam nastroju do przekomarzania – skwitowała go
z poważnym wyrazem twarzy.
Zrozumiał, że wyskoczył z pochlebstwem nie w porę, zapragnął je uzasadnić –
wcale nie przesadziłem, widzę bowiem pod kolorową chustą białą bluzkę z
szerokimi bufiastymi rękawami, całkiem inną niż miałaś ostatnio i aplikacje na
kaftanie też wyglądają na wyrazistsze, bardziej ciekawie.
Doceniła jego starania wybrnięcia z niezręcznej sytuacji, swoim staraniem
- 3 -
poprawił jej nastrój. Przekornie rozpoczęła go naśladować w tym samym stylu –
nie zachwyciłeś się mazelonką, do której wszyłam z nowymi wzorami karbowane
falbany, a nawet całkiem nową zapaską.
Mimo uszu przepuścił jej słowa i poważnie zapytał – co naprawdę popsuło ci
humor?
-Miałam kłopot, żeby wyrwać się z domu, stary dostał niespodziewanie gorączki,
a wiesz, że chłop nawet z małą gorączką jest bardziej rozkapryszony od małego
dziecka – zatrzepotała szybko powiekami powstrzymując łzy, żeby nie rozmazały
tuszu na rzęsach i z trudem nałożonego makijażu na policzkach, mówiła dalej –
musiałam szybko uprosić kuzynkę z mężem, żeby się nim zaopiekowali.
Zgodził się z nią – miałaś trudną sytuację!
Edward rozejrzał się po stojącym przed wejściem zespole gawędzącym
ściszonymi głosami i po raz pierwszy, gdyż nigdy dotychczas nie zwrócił uwagi i z
lekkim zdumieniem stwierdził, że członkinie widocznie przyciągają uwagę nie tylko
barwnymi strojami, ale także starannie ułożonymi fryzurami, Brygida dodatkowo
upiętym w blond loki grubym warkoczem, a wszystkie starannym makijażem, pod
którym ukryły niedoskonałości cery. Kobiety też sięgnęły po starą biżuterię matek
i ciotek, a niektóre to może i babciną, którą wyjęły z zakamarków przykrytych
pyłem zapomnienia, i nią się ozdobiły.
W pewnej chwili Weronika, której oczekiwanie wejściem zbytnio się wydłużało
spytała najbliżej stojących – dlaczego nie wchodzimy, za chwilę mamy wystąpić?
Na jej pytanie odpowiedział Piotr – nie przyjechali jeszcze Paula i Seweryn, bez
nich musielibyśmy wystąpić w okrojonym składzie.
Nieomal w tej samej chwili, ktoś z zebranych z ulgą wykrzyknął – przyjechali!
Już podchodząc do oczekujących Paula się tłumaczyła - przepraszam was bardzo
za spóźnienie, ale nie spodziewanie dzisiaj w południe zjawił się syn z synową z
daleka, musiałam ich przekonywać, a oni uparcie nie mogli zrozumieć, żeby na
czas występu pozostali sami, trudno było im pojąć, że nasz udział w występie jest
konieczny.
Do oczekującego przed wejściem zespołu wyszła dyrektorka domu witając –
jest mi niezwykle przyjemnie powitać państwa w naszym niecodziennym domu
- 4 -
i zaprasić do występu. Ruszyła pierwsza do środka, za nią udał się zespół.
Przechodząc długim korytarzem do świetlicy mijali spóźnionych pensjonariuszy,
a to dwie mocno wiekowe staruszki trzymające się pod rękę, to widocznie
steranego życiem mężczyznę podpierającego się kulą, w takim też stanie kolejną
kobietę i tuż przed drzwiami wyprzedzali inwalidę na wózku.
Ustawili się parami na przygotowanym kręgu zastępującym scenę, a siedzący
półkolem pensjonariusze przywitali ich umiarkowanymi oklaskami. Stojąc
przed zgromadzonymi zdawali sobie sprawę, że mają tym ludziom zapewnić
chwilę zapomnienia o wieku i trapiących chorobach, które ich zmusiły do wycofania
się z aktywnego życia, nie radzących sobie z pokonywaniem trudów codziennych
przeciwności. Często opuszczonych, pozbawionych jakiegokolwiek wsparcia ze
strony bliskich, tęskniących za prawdziwym życiem.
Młodsi od siedzących przed nimi, owładnięci zachłanną pasją życia, której ujście
znaleźli w ludowym tradycyjnym tańcu i śpiewie, widocznie się skupili. Teraz
nieomal z profesjonalnymi uśmiechami na twarzy pragnęli umilić czas, zapewnić
słuchaczom chwile zapomnienia. Zabrzmiał melodyjnymi dźwiękami akordeon,
przygrywka przeniknęła do wnętrza tancerzy, rytm ich serc znacznie przyśpieszył.
Wsłuchali się w melodię mistrzowsko odtwarzaną przez akordeonistę nim ruszyli
parami, z impetem, trzymając się mocno ramionami zawirowali odchyleni od siebie,
by za chwilę zrobić kilka tanecznych kroków następnej figury, a chwilę potem
obrócić się wzajemnie ze wzniesionymi ramionami, cały czas wybijając rytm
obcasami po posadzce. Tancerzy poniosły odtwarzane figury „Waloszek śląskich”,
tancerki zachwyciły słuchaczy barwami wirujących spódnic i zapasek. Cały czas
zmieniali tempo tańca i figury w rytm płynącej muzyki. Przy ostatnim akordzie
zastygli w dwuszeregu, skłonieni obecnym.
Tylko umilkły brawa, w ciszę ponownie popłynęły dźwięki akordeonu i ułożyły
się w znaną, ujmującą melodię „Wele Raciborza”. Zespół podjął słowa piosenki
napełniając salę śpiewem. Wielu obecnych zawtórowało nucąc po cichu:
„Wele Raciborza miasteczka
zazieleniła mi się
zazieleniła mi się troweczka”
- 5 -
Było widać, że piosenka z przed lat u wielu słuchaczy przywołała wspomnienia,
poruszyła zastygłe uczucia. Żywe reakcje zebranych towarzyszyły do końca
popisu, zespół żegnali brawami zebrani. Opuszczali wolno świetlicę wymieszani
wzajemnie.
Weronika teraz w trakcie opuszczania sali, zbliżyła się do dalekiej krewnej,
którą dostrzegła podczas występu i zwyczajowo się odezwała – ciotko nie
spodziewałam się, że cię tu spotkam.
-Też się cieszę Wera, że widzę cię w dobrym zdrowiu, jestem pełna podziwu dla
waszej werwy, jak ci się teraz wiedzie?
-Od kilku lat jestem na emeryturze – żywo odpowiadała zapytana – a że zawsze
pociągał mnie taniec, dopiero na niej mogę zaspakajać swą pasję w zespole,
spędzam czas w sposób, który lubię, dostarcza mi satysfakcji.
Przystanęły pod ścianą korytarza, żeby nie przeszkadzać wychodzącym i dłużej
porozmawiać. Weronika bowiem spodziewała się wielu pytań od dawna nie
widzianej ciotki, która rzeczywiście napoczęła – powiedz jak się mają twoje dzieci?
Weronika zwięźle odpowiedziała. Następnie ciotka wręcz zasypała ją pytaniami –
to o zdrowie męża i pozostałych bliskich krewnych, których pamiętała. Interesowało
ją dosłownie wszystko – może wie jak się mają jej byli sąsiedzi, czy wyremontowali
dom, w którym mieszkała, a także spytała o mały sklep, w którym robiła zakupy?
Pragnęła zachłannie jak najwięcej się dowiedzieć o życiu toczącym się poza
azylem, w którym znalazła schronienie.
Dopiero po czasie ciotka się zorientowała, że pozostały same w długim korytarzu
i z zażenowaniem stwierdziła – ale cię przytrzymałam.
Weronika uprzejmie odniosła się nie chcąc sprawić przykrości krewnej – bardzo
miło się rozmawiało, szkoda, że mieliśmy tak mało czasu, który tak szybko płynie.
-Twoje przyjaciółki na pewno odjechały, jak się dostaniesz do domu?
-Myślę, że zabiorę się jakimś autobusem lub inną okazją. Zresztą ostatecznie to
mam zdrowe nogi, które zaniosą do domu – uspokoiła ją Weronika, cmoknęła w
policzek i pożegnała – Do zobaczenia! Do następnej okazji!
Na Edwarda w mieszkaniu oczekiwała już Agata i natychmiast spytała –
jak się wam udał występ?
- 6 -
-Uważam, że dobrze. Słuchacze pożegnali nas brawami i widocznymi uśmiechami
zadowolenia, ja też jestem rad z występu. Najważniejsze jest to, że umililiśmy
czas i odżywiliśmy wspomnienia ludziom oderwanym poprzez swój stan od
realnych spraw toczącego się życia. Tak też wypowiedziała się, żegnając nas
dyrektorka domu.