Występ

Adam Hrebeniak

 

                                               W y s t ę p

                                                                        „ te wszystkie chwile kiedyś prawdziwe

                                                                           w tę i tę drążone

                                                                           nanizane na sznur czasu

                                                                           uderzają w siebie”

                                                                                                Jacek Molenda

               Zasiedli z żoną o trzynastej, w kuchni przy nakrytym białym obrusem stole do

            niedzielnego tradycyjnego obiadu. Przez otwarte okno, przysłonięte firanką lał się

            żar od świecącego w nie prosto czerwcowego słońca. Kuchnię ogarnął smakowity

            zapach unoszący się od nalanego na talerze rosołu.

               Jedząc prowadzili spokojną rozmowę, Edward opowiadał o czekającym go

            występie razem z zespołem seniorów „Strzechy” w Domu Pomocy Społecznej

            położonym na obrzeżu miasta. W pewnej chwili Agata zapytała – kochanie

            zabierasz kogoś, wiesz jak się tam wszyscy dostaną, w niedzielę przecież rzadko

            kursują autobusy?

-Nikt mnie nie pytał, myślę, że wszyscy znaleźli możliwość dojazdu.

-Tylko wasz zespół wystąpi, czy też łącznie z innym? – zaspakajała swą

ciekawość.   

-Tak się złożyło, że sami wypełnimy program składanką tańców i pieśni

wyćwiczoną na próbach. Niezmiernie się cieszę, że możemy starszym od nas

przypomnieć na przekór rwącej rzece czasu, utrwalone dziedzictwo w tekstach

piosenek, które zaśpiewamy dzisiaj. Może pomożemy wydobyć z zakamarków

zastygłej pamięci zapomniane słowa, a także żywym tańcem, barwami strojów

ożywimy obrazy z minionej młodości i w ten sposób oderwiemy na chwilę od

trapiących ich niedomagań.  

   Edwarda wyraźnie ożywiła rozmowa, opisując występ mówił jeszcze, że

przypomną w pigułce, w wystylizowanej formie minione aspekty życia. Mówiąc

co chwilę sięgał po kęs pieczeni i ziemniaki, które Agata w międzyczasie ustawiła

na stole.

   Całą rozmowę i jedzenie mocno przeciągnęli w czasie. Wreszcie Edward spojrzał

na zegarek – Och! Już późno! – muszę się przebrać.

 

 

                                                                        -   2   -

-Dobrze, że wczoraj zdążyłam ci wyprasować koszulę – stwierdziła Agata.

   Przeszedł do pokoju i wyjął z szafy wieszak ze strojem, którego elementem była

biała płócienna koszula z szerokim kołnierzem i z takimi mankietami, wyprasowana

na sztywno, i gdy ją ubierał, to zachrzęściła delikatnie pod palcami. Następnie

ubrał żółte z grubej gładkiej tkaniny wełnianej spodnie, o prostych nogawkach i

westchnął przy tym głośno – będzie mi dzisiaj gorąco! Z butami z wysoką z

cienkiej skóry cholewką, nieco się namęczył nim założył na nogi. Całość przybrał

granatowym kaftanem bez rękawów, z niebieskimi wypustkami. Tak ubrany stanął

przed Agatą z pytaniem – mogę się tak pokazać?

-Jeszcze się pytasz – i zażartowała – wyglądasz jakbyś się zjawił z minionego

czasu, uważaj bo gotowa jestem powtórnie się zakochać.

   Żart sprawił mu widoczną przyjemność, gdyż w odpowiedzi uśmiechnął się

szeroko. Jeszcze przed wyjściem z mieszkania zapytał – masz jakieś plany,

wychodzisz gdzieś?

-Tak wybieram się porozmawiać z Marylą, będzie dzisiaj też sama, a ty przed

powrotem do domu daj znać.

   W ciągu niewielu minut dotarł samochodem przed Dom Pomocy stojący w

otoczeniu urządzonego zieleńca pełnego drzew, krzewów i klombów z  kwiatami.

Już dojeżdżając dostrzegł stojący przed wejściem i rozprawiający zespół odcinający

się od otaczającej go zieleni paletą barw, szczególnie widocznie się zaznaczały

spódnice i zapaski członkiń. Szybko ocenił wzrokiem ich liczbę i z wyraźną ulgą

westchnął głęboko – nie ma jeszcze wszystkich, nie przyjechałem ostatni.

Przystanął przy Agnieszce, swojej partnerce i postanowił, że przywita ją

komplementem – wyjątkowo ujmująco dzisiaj wyglądasz!

-Mógłbyś sobie odpuścić nie mam nastroju do przekomarzania – skwitowała go

z poważnym wyrazem twarzy.

   Zrozumiał, że wyskoczył z pochlebstwem nie w porę, zapragnął je uzasadnić –

wcale nie przesadziłem, widzę bowiem pod kolorową chustą białą bluzkę z

szerokimi bufiastymi rękawami, całkiem inną niż miałaś ostatnio i aplikacje na

kaftanie też wyglądają na wyrazistsze, bardziej ciekawie.

   Doceniła jego starania wybrnięcia z niezręcznej sytuacji, swoim staraniem

 

 

                                                                        -   3   -

poprawił jej nastrój. Przekornie rozpoczęła go naśladować w tym samym stylu –

nie zachwyciłeś się mazelonką, do której wszyłam z nowymi wzorami karbowane

falbany, a nawet całkiem nową zapaską.

   Mimo uszu przepuścił jej słowa i poważnie zapytał – co naprawdę popsuło ci

humor?

-Miałam kłopot, żeby wyrwać się z domu, stary dostał niespodziewanie gorączki,

a wiesz, że chłop nawet z małą gorączką jest bardziej rozkapryszony od małego

dziecka – zatrzepotała szybko powiekami powstrzymując łzy, żeby nie rozmazały

tuszu na rzęsach i z trudem nałożonego makijażu na policzkach, mówiła dalej –

musiałam szybko uprosić kuzynkę z mężem, żeby się nim zaopiekowali.

   Zgodził się z nią – miałaś trudną sytuację!

   Edward rozejrzał się po stojącym przed wejściem zespole gawędzącym

ściszonymi głosami i po raz pierwszy, gdyż nigdy dotychczas nie zwrócił uwagi i z

lekkim zdumieniem stwierdził, że członkinie widocznie przyciągają uwagę nie tylko

barwnymi strojami, ale także starannie ułożonymi fryzurami, Brygida dodatkowo

upiętym w blond loki grubym warkoczem, a wszystkie starannym makijażem, pod

którym ukryły niedoskonałości cery. Kobiety też sięgnęły po starą biżuterię matek

i ciotek, a niektóre to może i babciną, którą wyjęły z zakamarków przykrytych

pyłem zapomnienia, i nią się ozdobiły.

   W pewnej chwili Weronika, której oczekiwanie wejściem zbytnio się wydłużało

spytała najbliżej stojących – dlaczego nie wchodzimy, za chwilę mamy wystąpić?

   Na jej pytanie odpowiedział Piotr – nie przyjechali jeszcze Paula i Seweryn, bez

nich musielibyśmy wystąpić w okrojonym składzie.

   Nieomal w tej samej chwili, ktoś z zebranych z ulgą wykrzyknął – przyjechali!

   Już podchodząc do oczekujących Paula się tłumaczyła -  przepraszam was bardzo

za spóźnienie, ale nie spodziewanie dzisiaj w południe zjawił się syn z synową z

daleka, musiałam ich przekonywać, a oni uparcie nie mogli zrozumieć, żeby na

czas występu pozostali sami, trudno było im pojąć, że nasz udział w występie jest

konieczny.

   Do oczekującego przed wejściem zespołu wyszła dyrektorka domu witając –

jest mi niezwykle przyjemnie powitać państwa w naszym niecodziennym domu

 

 

                                                                        -   4   -

i zaprasić do występu. Ruszyła pierwsza do środka, za nią udał się zespół.

Przechodząc długim korytarzem do świetlicy mijali spóźnionych pensjonariuszy,

a to dwie mocno wiekowe staruszki trzymające się pod rękę, to widocznie

steranego życiem mężczyznę podpierającego się kulą, w takim też stanie kolejną

kobietę i tuż przed drzwiami wyprzedzali inwalidę na wózku.

   Ustawili się parami na przygotowanym kręgu zastępującym scenę, a siedzący

półkolem pensjonariusze przywitali ich umiarkowanymi oklaskami. Stojąc

przed zgromadzonymi zdawali sobie sprawę, że mają tym ludziom zapewnić

chwilę zapomnienia o wieku i trapiących chorobach, które ich zmusiły do wycofania

się z aktywnego życia, nie radzących sobie z pokonywaniem trudów codziennych

przeciwności. Często opuszczonych, pozbawionych jakiegokolwiek wsparcia ze

strony bliskich, tęskniących za prawdziwym życiem.

   Młodsi od siedzących przed nimi, owładnięci zachłanną pasją życia, której ujście

znaleźli w ludowym tradycyjnym tańcu i śpiewie, widocznie się skupili. Teraz

nieomal z profesjonalnymi uśmiechami na twarzy pragnęli umilić czas, zapewnić

słuchaczom chwile zapomnienia. Zabrzmiał melodyjnymi dźwiękami akordeon,

przygrywka przeniknęła do wnętrza tancerzy, rytm ich serc znacznie przyśpieszył. 

Wsłuchali się w melodię mistrzowsko odtwarzaną przez akordeonistę nim ruszyli

parami, z impetem, trzymając się mocno ramionami zawirowali odchyleni od siebie,

by za chwilę zrobić kilka tanecznych kroków następnej figury, a chwilę potem

obrócić się wzajemnie ze wzniesionymi ramionami, cały czas wybijając rytm

obcasami po posadzce. Tancerzy poniosły odtwarzane figury „Waloszek śląskich”,

tancerki zachwyciły słuchaczy barwami wirujących spódnic i zapasek. Cały czas

zmieniali tempo tańca i figury w rytm płynącej muzyki. Przy ostatnim akordzie 

zastygli w dwuszeregu, skłonieni obecnym.

   Tylko umilkły brawa, w ciszę ponownie popłynęły dźwięki akordeonu i ułożyły

się w znaną, ujmującą melodię „Wele Raciborza”. Zespół podjął słowa piosenki

napełniając salę śpiewem. Wielu obecnych zawtórowało nucąc po cichu:

                        „Wele Raciborza miasteczka

                         zazieleniła mi się

                         zazieleniła mi się troweczka”

 

 

                                                                        -   5   -

   Było widać, że piosenka z przed lat u wielu słuchaczy przywołała wspomnienia,

poruszyła zastygłe uczucia. Żywe reakcje zebranych towarzyszyły do końca

popisu, zespół żegnali brawami zebrani. Opuszczali wolno świetlicę wymieszani

wzajemnie.

    Weronika teraz w trakcie opuszczania sali, zbliżyła się do dalekiej krewnej,

którą dostrzegła podczas występu i zwyczajowo się odezwała – ciotko nie

spodziewałam się, że cię tu spotkam.

-Też się cieszę Wera, że widzę cię w dobrym zdrowiu, jestem pełna podziwu dla

waszej werwy, jak ci się teraz wiedzie?

-Od kilku lat jestem na emeryturze – żywo odpowiadała zapytana – a że zawsze

pociągał mnie taniec, dopiero na niej mogę zaspakajać swą pasję w zespole,

spędzam czas w sposób, który lubię, dostarcza mi satysfakcji.  

   Przystanęły pod ścianą korytarza, żeby nie przeszkadzać wychodzącym i dłużej

porozmawiać. Weronika bowiem spodziewała się wielu pytań od dawna nie

widzianej ciotki, która rzeczywiście napoczęła – powiedz jak się mają twoje dzieci?

Weronika zwięźle odpowiedziała. Następnie ciotka wręcz zasypała ją pytaniami –

to o zdrowie męża i pozostałych bliskich krewnych, których pamiętała. Interesowało

ją dosłownie wszystko – może wie jak się mają jej byli sąsiedzi, czy wyremontowali

dom, w którym mieszkała, a także spytała o mały sklep, w którym robiła zakupy?

Pragnęła zachłannie jak najwięcej się dowiedzieć o życiu toczącym się poza 

azylem, w którym znalazła schronienie.

   Dopiero po czasie ciotka się zorientowała, że pozostały same w długim korytarzu

i z zażenowaniem stwierdziła – ale cię przytrzymałam. 

   Weronika uprzejmie odniosła się nie chcąc sprawić przykrości krewnej – bardzo

miło się rozmawiało, szkoda, że mieliśmy tak mało czasu, który tak szybko płynie.

-Twoje przyjaciółki na pewno odjechały, jak się dostaniesz do domu?

-Myślę, że zabiorę się jakimś autobusem lub inną okazją. Zresztą ostatecznie to

mam zdrowe nogi, które zaniosą do domu – uspokoiła ją Weronika, cmoknęła w

policzek i pożegnała – Do zobaczenia! Do następnej okazji!

   Na Edwarda w mieszkaniu oczekiwała już Agata i natychmiast spytała –

jak się wam udał występ?

 

 

                                                                        -   6   -

-Uważam, że dobrze. Słuchacze pożegnali nas brawami i widocznymi uśmiechami

zadowolenia, ja też jestem rad z występu. Najważniejsze jest to, że umililiśmy

czas i odżywiliśmy wspomnienia ludziom oderwanym poprzez swój stan od

realnych spraw toczącego się życia. Tak też wypowiedziała się, żegnając nas

dyrektorka domu. 

      

     

 

 

  

     

 

 

         

  

 

 

 

 

 

 

 

 

  

                          

                                               

 

 

Adam Hrebeniak
Adam Hrebeniak
Opowiadanie · 14 lutego 2018
anonim