Trójgłowa ucieczka

Anna Siudak

Obrabowałam dzisiaj bank.Obrabowałam i wyszłam. Policja mnie nie zatrzymała. Po prostu zniknęłam z ich pola widzenia. Nie, nie noszę ze sobą plecaka. Wychodzę zawsze w pośpiechu. Tym razem też wyszłam, ale jakieś nędzne prosiaki zalazły mi drogę, więc nie weszłam. Nie wywołałam kolejnej wojny o nic. Nie wyszłam naprzeciw ciebie, który stałeś już gotowy żeby do mnie strzelić.

Miałam przy sobie milion funtów kiedy cię poznałam. Byłam twoją ewentualną kandydatką na dobre i złe chwile. Zatrzymałam, więc w pewnym momencie proces wzrostu gopodarczego i poddałam się twojej inkwizycji.

Poznaliśmy się w czasach, które nie przynosiły nic pozytywnego poza obiecywanymi pieniędzmi. Zachód upadał – tak mówili. Na wschodzie jeszcze gorzej – wojna.

Decyzja, która odmienia życie i staje się niepodważalną. Urodzaj - tak można nazwać ten moment kiedy wiesz, że za chwilę podejmiesz największe ryzyko. Tak było ze mną. Spakowałam się i wyjechałam do znanego mi ośrodka uchodźców.

Poznaliśmy się w trakcie przeprowadzania inwazji na ludzkie ciała. Ty mieszkałeś w Polsce, a ja w Zjednoczonym Królestwie Ogólnego Zamieszania. Byliśmy wszędzie. Przenikaliśmy swoją obecnością każdy kwadrat tego zaludnionego kontynentu.

Poznała nas ze sobą nasza wspólna znajoma. Nagle doszła do wniosku, że pasujemy do siebie. Do dziś nie wiem na jakiej podstawie. Byliśmy, albo inaczej, jesteśmy zupełnie różni. Poszła w ślady starej tradycji, mówiącej o tym, że przeciwieństwa się przyciągają. Grzecznie posłuchałam i postanowiłam zaryzykować. Maszyna ruszyła. Wysłałeś mi zaproszenie na najpopularniejszym portalu społecznościowym. Wystarczyło krótkie spojrzenie na twoje zdjęcie żeby pójść o krok dalej. Szybka akceptacja, po której posypały się pierwsze wiadomości. Różnice widać było od początku. Twój patriotyzm kłócił się z moim kosmopolitycznym podejściem do sprawy. Mimo tego, bardzo dobrze nam się ze sobą rozmawiało. Nie pamiętam, w którym momencie zorientowałam się, że nie mogę znieść kolejnego dnia bez rozmowy z tobą. Mijały tygodnie, po których postanowiliśmy się spotkać.

Przyjechałeś do znienawidzonego z powodu Enigmy i innych zakłamań kraju. Mówiłeś, że robisz to tylko dla mnie. Tych kilka dni razem zbliżyło nas do siebie jeszcze bardziej. Nie mogliśmy się rozstać na dłużej niż kwadrans. Nie mogło wydarzyć się nic lepszego, bo to co miało być, już się wydarzyło. Po tych pierwszych dniach, spędzonych razem przyszedł czas na rozstanie. Obiecaliśmy sobie, że nie na długo i dotrzymaliśmy słowa. Szybko zabukowałam kolejny bilet, który wyznaczał moją obecność w punkcie oznaczonym literą P. 'Trudno mi mi opisać to co czuję. Jestem bardzo szczęśliwy' – tak napisałeś kiedy dałam do zrozumienia, że za chwilę będę u ciebie i znowu połączymy się w jakimś niezaprzyjaźnionym klimacie. To była jedna z tych wiadomości, które wywołują radość pomieszaną ze strachem. Zmieszanie tak mocne, że wywołuje ból głowy. Kolejna decyzja. Kiedy już popłyniesz nie ma odwrotu. Popłynęłam. Zapukałam, a ty otworzyłeś mi drzwi jak kolejną szansę, którą daje się marnotrawnemu.

W ciągu tych kilku dni namawiałeś mnie żebym została w kraju. Chciałam, ale wtedy zwyciężył strach. Kolejne rozstanie. Wróciłam, nie wiem po co. Chyba po to, żeby zobaczyć jak daleko sięgnę ręką. Nie pomogło. Postawiłeś warunek – albo z tobą, albo z nimi. Chciałam tylko ciebie, więc wybrałam. Złożyłam wypowiedzenie z pracy tak samo szybko, jak moje meble z Ikei. Oddałam wszystko co miałam. Zostawiłam siebie z kilkoma milionami funtów i jeszcze większymi długami wdzięczności. Wyszłam i zatrzasnęłam drzwi za sobą. Z prędkością światła doleciałam do ciebie. Już miało być pięknie, gdyby nie ten cholerny dzień i jeszcze bardziej popieprzony wieczór. Rozmawialiśmy, ale najwidoczniej powinniśmy wtedy milczeć. Zaparzyłam kawę, kiedy ty jeszcze byłeś oblany krwią. Zapytałam:

  • Co się stało?

  • To nic.

  • Jak to nic? Nie ukrywaj niczego przede mną. - emocje rosły z minuty na minutę.

  • I tak nie zrozumiesz.

  • Co masz na myśli?

  • Był marsz i jakiś pieprzony lewak podszedł, twierdząc, że jest mądrzejszy ode mnie. Jego mądrość nie wykraczała poza granicę liberalnych teorii. Nie wytrzymałem. Nie mogłem dłużej pozwalać na to, żeby to on prowadził nasz naród w kierunku bliżej nieokreślonym.

  • Więc w ramach patriotyzmu postanowiłeś go pobić?

  • W ramach patriotyzmu powiedziałem mu prawdę, ale on najwidoczniej nie zrozumiał.

  • Więc musiałeś mu to wytłumaczyć?

  • Nic nie rozumiesz. Jest lód? Pójdę się umyć.

  • Najpierw mi coś wyjaśnij. Zamierzasz tępić wszystkich, którzy są inni?

  • Nic nie rozumiesz.

  • Jak to?

  • Jestem patriotą.

  • A ja kim jestem według ciebie? Uciekinierką? Zasraną zarazą, którą trzeba wyplewić? Poza tym, co to za patriotyzm, w którym zabija się za jedno źle użyte słowo, lub za złą interpretację czegokolwiek? Gdzie tam jest miejsce dla tego twojego boga? Jesteście puści jak lalki sklepowe. Patriotyzm w waszym wydaniu wygląda ładnie tylko na witrynach sklepowych. Dno. Nie spodziewałam się tego po tobie. Jak mogłeś pobić tego chłopaka?

  • Nie będę tego komentował. Nie rozumiesz mnie i nigdy nie rozumiałaś. Co masz mi do przekazania? Kolejne ważne prawdy, mówiące o moralności, miłości, szczęściu lub pokoju? Po cholerę marnujesz kolejny dzień ze swojego życia? - nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc podsumowałam całe wydarzenie słowami, wygłoszonymi niczym w niedzielne południe:

  • Jesteś trójgłowym pająkiem, zatem nie oszczędzaj mi szczegółów. Nie pozostawaj obojętny na obrót tego świata, który jest przecież niekonsekwentny i niemoralny. Widzieli nas razem jak zbieraliśmy bańki na mszę za kościół, który chylił się ku upadkowi. Za monstrancję, która podobno przewlekła za nas te wszystkie lata. Jesteś trójgłowym pająkiem i nie liczysz się z nikim, kto nie pozostaje w twojej sferze wyjścia. Nie akceptujesz mnie, bo podobno mam zbyt szerokie pole manewru.

  • Nie uważasz chyba, że tylko ty masz rację? Przecież każdy z nas ma rację, która przekracza wszelkie racje bytu. Ironia, jak zawsze. Jestem dla ciebie zbyt skrajny? Powalczymy dalej czy się poddajesz?

  • Gdybym nie chciała tego związku, nie ratowałabym twojego nastawienia do rzeczywistości. To wszystko jest takie trudne. To zbyt skomplikowane. Proste jest tylko nasze uczucie.

  • Zbyt dobrze to wiem, żeby móc dalej ciągnąć ten temat.

  • Zapadnie cisza.

  • Ona juz zapadła gdzieś w nas.

  • Tylko jedno pozozstaje.

  • Kocham cię.

  • Ja ciebie też, ale teraz będzie lepiej kiedy po prostu przestaniemy.

  • Ok. - na tym zakończyła się ta farsa w sobotni wieczór. Kawa wystygła. Pomyślałam wtedy: 'Nie pozostaje mi nic innego jak uciąć ci głowę i odejść. Mam przecież swoje zdanie i raczej go nie zmienię.' Duma, która zabiła nas już na samym początku. Wyszłam na miasto i po kilku kieliszkach straciłam kontrolę nad sobą i swoją częstotliwością.

Co za porażka - ten karzeł, który własnie przebiegł mi drogę i spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie. Wpatrywał się we mnie jakby mnie znał wcześniej. Może się spotkaliśmy tam, gdzie nigdy nie pada. To jest takie szczególne wyobcowanie. Miejsce, do którego wracam kiedy pragnę niskobudżetowej rozrywki lub popołudniowej drzemki. Pozostaję wierna i niezmieniona, tak jak ta małpa w gaju oliwnym, która rzekomo wypiła spirytus, a który okazał się być octem. Tak się okazało w tej przypowieści. Wracając do karła, przeszłam się z nim. Nie chciałam tego robić, ale on mnie zmusił. Zapłaciłam za wszystko kartą kredytową. Inaczej nie mogłam, nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Beznadzieja zdarzeń. Konklawe głupców i rozpustników. Dzisiaj rano w łóżku ponownie postanowiłam się poddać.

Zagraj to. Zagraj mi na nodze, na ręce lub na udzie. Tak pięknie grasz. Spróbuj jeszcze raz, a ja pójdę już z tym krasnalem. Zwykły cham i prostak. Idiota, ale go wezmę. Idiotyzm to oczywiście rzecz względna, opisująca istotę żyjącą w danym społeczeństwie. Nie, nie ma idiotów, są tylko zagubieni. Tacy jak ja, którzy starają się na siłę wpasować w jakiś odłamek społeczeństwa.

Po doświadczeniach z karłem pozostały wyrzuty sumienia, które jak szpilki wbijały się w każdy skrawek mojego ciała. Jedna głupia chwila, poprzedzona alkoholem zadecydowałą o mojej przyszłości. Musiałam odejść. Tak się mówi w takich sytuacjach. Nie odważyłam się z tobą porozmawiać, więc kiedy byłeś w pracy, napisałam list:

Nie widzisz ucieczki i nie podoba ci się to jak traktują więźniów. Byliśmy kiedyś młodzi - tak bedziesz kiedyś powtarzał. Ja teraz powiem – to koniec. Na pewno się zdziwisz kiedy to przeczytasz, ale musiałam to zrobić. Pamiętasz sobotnią kłótnię? Bez sensu. Po co pytam? Na pewno pamiętasz. Nie będę się głupio tłumaczyć, tak jak to robią niektórzy. Banalnie wyjaśniają powody, dla których zniszczyli swój związek. Zdradziłam cię. Nic mnie nie wyjaśnia. Musiałam napisać ten list. Teraz rozumiesz. Nie umiem spojrzeć ci w oczy. Odchodzę i nic więcej poza mna nie pozostaje. Tylko te rysunki ode mnie. Wodzowie sąsiadujących państw nadal nas pilnują. Nigdy i zawsze będę cię kochać. Pamiętaj o mnie. Twoja zawsze.

Może nie tak miało być.

Może tak właśnie powinno sie wydarzyć.

Miałam rzucić monetą, żeby to stwierdzić? Po prostu musiałam przestać w ten sposób myśleć.

Nie odezwałam się więcej do ciebie. Nie spotkaliśmy się tamtego dnia. Spakowałam walizki, odeszłam wcześnie rano i w sumie nikt tego nie widział.

Mówili dziś w wiadomościach, że ona będzie następna, jeśli tylko jej się uda. Widziałam milion możliwości i swoją twarz w telewizji. Ukradłam księżyc. Poznałam pośredników którzy barwią słońce. Doznałam szczytów, tych skierowanych do dorosłego odbiorcy.

Między nami nic nie było. Cholera, chyba jutro się ochłodzi. Nie, nie wino w butelce. Pieprzone słodycze, które grubną kilogram po kilu, z kila nad kiloramy. Nie wychodź. Bystrość za nami. Między nami nic nie było. Tylko czasem jakieś smuty. Nic nie dają. Smalec suchy z chlebem tłustym, pełnoziarnistym. Nie, nic nie było między nami. Nie ma cholernej dławicy ani żadnej źrenicy. Nie ma żadnej innej i nie będzie. Między nami nic nie było. Tylko ta cholerna choroba przyszła jakby z nienacka. Wysoka na sto metrów i długa jak kaleson. Ty byłeś wysoki, przystojny. Taki jeden, który był kruchy i słaby. Zgniotłam go. Poznasz innym razem znajomego, którego modła nakierowała na suchą skórę i wygniotła z niego parmezan. Między nami nic nie było. Tylko jakieś paskudne i obrzydliwe drzeworyty. Niebylejakie. Słonowodne. Tylko po cholerę mi jakieś drzeworyty, skoro nie ma cię tutaj? Wszystko jedno. Posiedzę i poczekam; a ty już nie przyjdziesz i będziesz i nie będziesz. Wszystko będzie. Nijak nie będzie. Wszystko mija. Nawet spadochron. Rozbija się o ziemię i znika. Nic nie.... a co było? Co było przed nami? Jakaś pustka. Teraz też jest pustka. Ciebie nie ma, bo ty nigdy nie istniałeś. Żyłeś stworzony moją imaginacją, która wyssała z ciebie ostatki człowieczeństwa. Nie było cię tam. Tam gdzie się rodziłam i umierałam. Nie było cię tam, gdzie się dochodzi do kilku orgazmów naraz. Nie było cię tam. Nigdzie cię nie było. Wyjęta ze spadochronu. Odjęta od niego. Odcięta od świata. Podpuszczona i znienawidzona. Cykliczny slang, który nie przedstawia argumentujących. Kocham cię. Znienawidzony i odpuszczony jak grzech bezpański. Patrioto na zgubę siebie i całego świata. Kocham twoje zasady i wady, którymi karmisz cały zblazowany świat. Uniknęłam ciebie, a teraz mi ciebie brakuje. Każdego dnia powtarzam tę samą modlitwę jedenastu. Dwunasty już nie woła. Tylko pierwszy krzyczy. Jedenasty mówi szeptem. Idę dalej. Muszę iść, bo się spóźnię na kolejny kabaret arcyksiążąt i kapłanów. Mój jedyny, odsłonięty w piżmowej sadzawce. Zaorany i przewleczony przez wieki mikrokosmos idzie spać.

Chciałam dzisiaj sprawdzić czy są jakieś listy od ciebie. Sprawdzę jutro, żeby nie marnować czasu. Wydawało mi się, że zobaczyłam cię za oknem. Nie, to tylko jakiś kolejny obcy.

Anna Siudak
Anna Siudak
Opowiadanie · 21 marca 2018
anonim