Tak sobie myślę... 4. Najpierw masa, potem rzeźba
enikita
4. Najpierw masa, potem rzeźba
Tak sobie myślę, że ciało człowieka to jest fascynująca rzecz. Trudno nawet ‘To’ nazwać. Maszyna, budowla, futerał na dusze. Na pewno jednak wymaga konserwacji. W przypadku ludzi chorych na DCM (czyli ta moja kardiomiopatie), ważne jest zachowanie mięśni w dobrej kondycji. I nie tylko bicki się tu liczą, ale przede wszystkim serce. Powinno być sprężyste, bić równomiernie i ogólnie wyglądać zdrowo. Moje, to taki już zwiotczały balon. Pika sobie cichutko i tłoczy ta krew powoli jak “żółw ociężale”. Wiec mile panie z fizjo, zaleciły trening. No to myślę sobie, ekstra, w końcu będę mogla wrzucać sweet focie z siłki z opisem “dzisiaj trenuje nogi”, ale rzeczywistość wyglądała inaczej.
Pierwsze wrażenie?! Chciało mi się śmiać. Autentycznie. Widząc moją klasę, czyli dziadki 65+ myślałam, że wybuchnę śmiechem. Ja wystrojona w sportowe legginsy, bluzkę z angielskim napisem, coś o skopaniu komuś tyłka, adidaski i sportowa torba pod kolor, no i oczywiscie szpanerska butelka wody mineralnej. Nagle staje naprzeciw dziadka (nazwijmy go Józek), ubranego jak na wycieczkę na grzyby, który ma problemy z rozróżnieniem prawej od lewej strony. I ja mam się z nim mierzyć? Tu cię zaskoczę czytelniku. Józek miał więcej pary od pani business analyst. Moje serducho nie miało siły pompować tego całego tlenu do moich mięśni rąk i nóg. Kilka tygodni w szpitalu po założeniu defibrylatora też zrobiło swoje. Moja kondycja była bliska 0. I jak to bywa w takich sytuacjach, szczególnie u kobiet miesiączkujących, emocje puściły. Na przemian śmiech i płacz. I to pytanie ciągłe wirujące w mojej głowie… Dlaczego ja?!
Gdyby jednak życie było tylko równią pochyłą, to by tej opowieści nie było. Dziewczyny z fizjo postawiły mnie na nogi, ustawiły mi żagle pod wiatr, i jak ruszyłam na siłce 65+, tak zatrzymałam się prawie (prawie robi różnice) z 6-scio pakiem na brzuchu. A tak poważnie, chyba nie byłam w lepszej formie od lat. Uświadomiłam to sobie pewnego dnia, gdy oswajając się z nowymi limitami w swoim życiu, dotarło do mnie, że ostatnie 7 lat spędziłam, siedząc co naj mniej 10 godzin dziennie na pupie przed laptopem, a moja aktywność fizyczna, jaką była jazda konna, to tak naprawdę sprzątanie stajni. Sama się zaskoczyłam, jak kiepska była moja kondycja.