Tak sobie myślę... 7. Ostatnia Wola
enikita
7. Ostatnia Wola
Tak sobie myślę..., kto normalny w wieku 36 lat pisze testament?
Kolejny stereotyp w mojej głowie sprawia, że widzę starszego dziadka, na łożu śmierci, podłączonego pod tlen, i mówiącego do stojącego obok młodego adwokata — Cały majątek zapisuję swojej...
Jak zwykle, podeszłam do tematu rozsądnie, ale i z lekkim humorem. Zanim zaczęłam pisać, to sprawdziłam sobie na Googlach oczywiście - jak napisać testament? Nie wiedziałam, czy stosuje się tam tę samą technikę wstępu, rozszerzenia i zakończenia. Czy są jakieś zasady, by się nie okazało, że ja się tu na pocę a dokument będzie nieważny.
W ogóle to powinnam wytłumaczyć ci drogi czytelniku, czemu ten zamysł pisania tak ważnego dokumentu. Otóż poza ogólną potrzebą płynącą z serca i mojego zboczenia polegającego na myśleniu do przodu i martwieniu się na zapas, taka sugestia wypłynęła z poradnika, jaki otrzymałam odnośnie przeszczepu serca. A, że ja zawsze robię to, co mi każą, zwłaszcza lekarze, tak więc wypełniam zadanie wzorowo.
No i jeszcze jeden powód pisania. Pewnie wyda się śmieszny, ale ja często płacze oglądając ten program i nie mogę czasem uwierzyć, że człowiek człowiekowi może sprawić tyle bólu... Sprawa dla reportera — nie chciałabym by kiedyś ktokolwiek z moich bliskich czy znajomych, wylądował w tym programie tylko dlatego, że ja czegoś nie dopełniłam. Zatem pani Elu Jaworowicz, o nas reportażu nie będzie no, chyba że o Wielkiej Miłości :)
Wracając do porad znalezionych na Googlach, to zaskoczyło mnie to, że dokument ten powinien być napisany odręcznie, nie na komputerze. Ręka do góry, kto w tych czasach pisze odręcznie ? Ja jednak szykując się do pisania, miałam jakieś dziwne przeczucie, że powinnam to napisać właśnie długopisem albo piórem, tak po staroświecku, że doda to dramaturgii. Poza kilkoma przykładami testamentów, jakie były dostępne, tych z dziedziczeniem, wydziedziczeniem itp. taki dokument wyglądał dość pusto i smutno. Nie był to zwinięty w rulon, kawałek pożółkłego papieru, opalonego na krawędziach i przewiązanego złotym sznurkiem. Dosłownie 3 linijki, potwierdzenie danych z dowodu i tyle, by adwokat wiedział, że ja to ja, a mój mąż i syn to nie jakieś tam obce osoby.
Więc zaczęłam pisać. Myślałam, że będzie łatwo, wiedziałam co mam i co chce komu zostawić. Nie rozpisywałam się, że różową sukienkę to dla mamy a niebieska dla siostry, bo to oczywiste, że dziewczyny dostałyby w spadku całą moją kolekcję. Schody zaczęły się, gdy tak zupełnie na chłodno pomyślałam, że życie będzie toczyć się dalej dla moich chłopaków. Odchodząc z tego świata, zabieram na pewno ich jakąś cząstkę, ale oni któregoś dnia się otrząsną z tego. Mój mąż jest rozsądnym mężczyzną. Gdy patrzę na niego to wiem, że jest po prostu idealny. Będąc ze sobą ponad 13 lat, ja nie muszę się oszukiwać, on naprawdę jest moim księciem z bajki. Ale gdy mnie już nie będzie, on musi żyć dalej i zapomnieć o mnie. Bezpieczeństwo mojego syna jest dla mnie najważniejsze. Pragnę, by miał zapewnione wszystko, by nigdy nie musiał martwić się o swoją przyszłość. Nie chce go rozpieścić, ale dać mu wszystko to, co matka może dać synowi przez całe jego życie. A gdy mnie zabraknie, chcę by czuł i wiedział, że jestem zawsze gdzieś obok i że pamiętałam o nim i ze zawsze będę. I to wszystko, bez emocji trzeba nagle napisać na kawałku papieru, skrócić do kilku zdań i trzymać gdzieś w bezpiecznym miejscu, tak na wszelki wypadek.
Nie chciałam już później tego pisać, zaczynałam kilka razy. Kreśliłam, zamazywałam, zmieniałam, żeby było chronologicznie, ale to wszystko było zbyt emocjonalne.
Stwierdziłam, że muszę się ogarnąć, napisać, schować i zapomnieć o tym.
Tak też się stało.