Tak sobie myślę... 8. La Mia Famiglia

enikita

 

8. La Mia Famiglia

 

Tak sobie myślę... Rodzina, taka prawdziwa jak na włoskich filmach.

Wielki stół, dookoła mnóstwo ludzi, ciasno posadzonych, jeden obok drugiego. Podają sobie półmiski z jedzeniem, panuje gwar. Gdzieś pod stołem dzieciaki zrobiły sobie bazę i mają ubaw z dziadkowych bamboszy. Właśnie tak to widzę. Dużo szczęśliwych ludzi.

 

A jak to wygląda teraz?

No może czasy robienia bazy pod stołem już minęły — teraz dzieciaki siedzą ściśnięte na kanapie, każdy ze smartfonem, nawet ze sobą nie gadają.

Rodzinne obiadki, też już raczej są przeszłością, każdy ma swój własny dom. Po ciężkim dniu pracy tylko marzy, by się ułożyć na kanapie z kubkiem kawy albo ziółek.

Nie mieszkając 'na kupie' trudno się tak zorganizować by cała rodzina była razem.

Święta cóż, podobnie. Jedni w jeden dzień świąt, drudzy w drugi, część w Wigilie, część na Sylwestra. Suma summarum odhacza się wszyscy.

 

Uwielbiam święta i pewnie, że lubię, jak jest cała rodzina i choinka i w ogóle, ale wypad do polandii na Boże Narodzenie, to jak wyrobienie miesięcznego targetu w tydzień. Mamy z mężem zawsze taką listę, gdzie, kiedy i kogo odwiedzimy w 7 dni. I czasem jest trudno, bo gdy rodzinka wie, że przyjeżdżamy to każdy chce, byśmy chociaż wpadli na herbatkę, a nie da się tak logistycznie wszystkich odwiedzić. Wiec staramy się na pewno spotkać z babciami. Babcie i rodzice są najważniejsi.

 

No a u mnie to też troszkę inaczej. Będąc na obczyźnie ciężko się tak ze wszystkimi widywać. Chociaż muszę przyznać, że okres wiosenny i jesienny jest dość obfity w wycieczki rodzinne. Bilety są wtedy tańsze i ogólnie sam okres na podróże, dość spokojny.

A wizyty rodzinne u nas... no to szal. Tu dopiero jest plan układany. Siadamy zazwyczaj wieczorem z kartką papieru i piszemy sobie: jedzenie, zwiedzanie. Jedzenie ogarnia mąż. Plan jak na stołówce (śniadanie, obiad, kolacja) plus alkohole. Zwiedzanie i tzw. entertainment ogarniam ja (tu się czasem nie zgadzamy), bo ja najchętniej to bym powoziła wszystkich wszędzie, nawet do północnej Irlandii, ale mój opanowany mąż zawsze mnie studzi i przelicza ile to godzin siedzenia w aucie i że w sumie się nie opłaca, bo tamte widoki są podobne do tych tu obok nas...bla bla bla.
Ale zawsze staramy się ugościć naszych gości, tak by mieli wspaniałe wspomnienia.

 

.


 

Gdybym miała opisywać każdą z osób w mojej rodzinie, to ten rozdział zająłby chyba ze 100 stron. Nie dlatego że mama i tata mają dużo rodzeństwa itd. ale dlatego, że dla mnie rodzina to też ludzie niespokrewnieni ze mną, a jednak będący przy mnie blisko w trudnych momentach i ogólnie sprawiających wrażenie jakby mnie znali od dziecka.

Dlatego by nikt nie poczuł się odrzucony i niewspomniany z imienia i nazwiska, to będę pisać o wartościach, jakie zostały mi przekazane i nie będzie to w jakiejś konkretnej chronologii... patrzę przez okno szpitalne i po prostu pisze.

 

Nadzieja, mam jej tyle, że mogę oddawać wiaderkami. Skąd aż tyle? Bo nawet gdy było źle, to potem było dobrze. Kiedy były łzy, to potem była radość, kiedy były problemy, to potem już ich nie było. Proste. Wystarczyło mieć nadzieje, że będzie lepiej.

Szacunek był zawsze w mojej rodzinie. Czasem mniejszy czasem większy, ale był. Ja staram się szanować ludzi, mimo że czasem ich po prostu nie lubię. Ale patrzeć jak szybko może zmienić się czyjeś życie, warto pamiętać, że kiedyś ktoś zupełnie obcy, może stać się twoim przyjacielem do końca.

Zaufanie i szczerość, bez tego nie można mówić o prawdziwej miłości i szczęściu. Trzeba umieć zaufać, nawet gdy zostało się skrzywdzonym. Myślę, że zaufanie odczuwa się wtedy, kiedy samemu się zawiedzie, a ktoś nam ponownie zaufa. Dopiero wtedy można stwierdzić, czym naprawdę jest. A szczerość to najlepszy kumpel zaufania. Razem to jak bracia Hemsworth

Wolność, nie będę się rozpisywać. Byłam tzw. szkodnikiem, ale wszyscy dawali mi odczuć tę wolność, to że mogę robić co chce - oczywiście istniał system nagród i kar i dotarło do mnie po jakimś czasie że mogę wszystko, ale w dupę czasem dostanę jak się za bardzo rozbrykam. Ale mogłam sama przekraczać limity i to mnie dużo nauczyło.

Wiara, taka pojmowana zupełnie ludzko i ta Chrześcijańska. Trzeba wierzyć, trzeba czuć, że się da radę. Czasem można robić to samemu, czasem potrzebny jest ktoś, na kim możemy oprzeć swoje ramię i dalej ruszyć, czasem wystarczy pogadać do Pana, który tam siedzi na górze i zarządza tym całym życiem. To pomaga, wiedząc, że można się komuś wygadać, czasem i obwinić, tak żeby samemu poczuć się lepiej. To dla mnie dość nowe doświadczenie, ale na drodze stanęła osoba z tej 'doczepianej' rodziny i do listy wartości mogę dopisać tę wiarę w Boga.

Intelekt, Mądrość - oczywiście, w dużych ilościach, aż się czasem sama sobie dziwie, że mam tego aż tak dużo.

Wrażliwość, tak, mogę śmiało stwierdzić, że wychowano mnie w duchu bycia wrażliwym na krzywdę, ale i piękno. Ludzie mnie otaczający wykazują dużo wrażliwości. To uczy mnie traktowania wszystkiego dookola nas z szacunkiem i miłością. Nigdy nie wiemy, co nas w życiu spotka i wiec warto być dobrym i wrażliwym dla wszystkich.

Tolerancja, Lojalność, bywa różnie. Nie będę tu oszukiwać, że jestem zawsze lojalna, tolerancyjna też zależy od sytuacji. Pewnie, jestem bardziej tolerancyjna niż większość moich znajomych i rodziny, ale palne czasem coś takiego, że aż mi głupio.

No i pewnie jest jeszcze kilkadziesiąt wartości, które zawdzięczam moim bliskim.

Przede wszystkim zawsze mogę na nich liczyć. Nie tylko w tym obecnym trudnym okresie, ale od początku mojego życia.

I, mimo że czasem się zawiodłam, czasem straciłam na chwile nadzieje, czasem nie okazałam szacunku, zabrakło mi zaufania i sama zawiodłam, nie byłam szczera, zabrałam komuś wolność, utraciłam wiarę, zachowałam się głupio, nie okazałam wrażliwości, byłam nielojalna i nietolerancyjna, to znam znaczenie tych wartości, i bije się w pierś za każdym razem, gdy popełniam błąd. Bo mam tego świadomość. Staram się potem wszystko naprawić i mieć pewność, że moje dziecko będzie znało te wartości i żyło zgodnie z nimi.

 

Ten rozdział dedykuje mojej kochanej mamie i tacie, mimo kilku ciężkim chwilom, zawdzięczam im to, kim teraz jestem.

Moim siostrom, tym małym i dużym. Babci za bycie wiele razy moja mama i Dziadkowi, który był taki mądry i zawsze na wszystko mi pozwala, a potem skarżył się babci, że coś napsułam. Ciociom i wujkom za wiele rzeczy, za wygłupy w tramwaju, za nauczenie mnie szycia ubranek dla lalek, za podtrzymywanie mnie na duchu i bycie ciotkami klotkami. Dla moich drugich rodziców, którzy ponownie dali szczęście moim rodzicom. Dla kuzynostwa, bez którego wspólne wakacje i burze nad Wartą są zawsze fajnie wspominane. Dla mojej nowej rodziny, za to, że czuje się ich częścią, ze mnie rozpieszczają i traktują jak własne dziecko, siostrę, wnuczkę... I dla całej przyszywanej rodziny, tych przyjaciół, którzy są ze mną, mimo że znamy się tak krótko.

 

Ostatnia i szczególną dedykacją jest dla mojego wspaniałego męża i syna. To oni są motorem wszystkiego, to dla nich walczę, bo nie umiem wyobrazić sobie bez nich życia. Są dla mnie wszystkim i są w tym wspaniali. To moje aniołki!

Kocham Was !!!!

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Dobry 1 głos
enikita
enikita
Opowiadanie · 9 października 2018
anonim