Dziennik 2014

Marek Kielgrzymski

6 sierpnia

  Nowe odkrycie muzyczne: Pete Namlook & Lorenzo Montana LP. Labyrinth.

 

30 sierpnia

   Miasto kontra las. Motywy powtarzalne. Skomasowana nienawiść. Zły głos zewsząd. Nierozżalona sympatia do brunatnej suczki, w której wszystkie jaśniejsze uczucia. W lesie: stabilność poszycia, fenomenologiczny dystans. Z oddali: zagadkowe trąby – echo; dzikie silniki samolotów, żałoba gałęzi. Przestrzeń spełniona, przestrzeń doskonała. Na szlaku: zbyt wielu tych, którzy chodzą. Wysoki facet w białej koszuli o wyglądzie doktora na odwyku; bez plecaka, zupełnie jakby miasto było tuż... lekko chwiejący się, długi krok, cienie na mchu. Zaraz potem: dwóch młodych, jeden z głową pełną dredów, drugi bezbarwny, płaski, z puszką piwa w dłoni. Z oddali, spoza lasu syreny pogotowia ratunkowego – sobota żyje, sobota zderza istoty śmiertelne. Słowa jak oddech! Tak spragniony pisania jak wywierzysko spragnione wody. Kto spragniony? Kto rzeczywisty? Rosyjskie piwo w ręku jasnego młodzieńca w koszuli w kratę, raźny krok, słowotok w telefon komórkowy – a więc jest zasięg słów. Iglaste poszycie kołysze stopy, rytmicznie i celowo. Nad głową: dzięcioł. Skąd zły głos zewsząd? Umysł – tajemnica nie do przecenienia. Umysł zjadający myśli, umysł negujący, umysł konfliktowy. Kto dał mu boleść sprzeczności? W lesie: umysł deliryczny. W lasach: szelesty, pokwirkiwania; nic czego nie byłoby tysiące lat temu. Chłodny kamień ogrzewany w dłoni. Ciepła kora drzewa. Nowy matecznik o krok od czarnego szlaku. Ziemniaki z papierowej torby. Gliniana młodość, która odpłynęła. Koronacja zmierzchu w sośniaku.

 

1 września

  Zamglone okna września.

 

7 września

  Pomysł: zakupić okulary detektywistyczne, obserwować zdarzenia okiem ukrytej kamery; w domu analizować – jak pamiętam a co zupełnie inaczej się zapisało na karcie pamięci.

 

14 września

  Zapach jesieni zmieszany z wonią drzewa sandałowego, trociczek i lakieru; dym z papierosa. Lekkość.

 

15 września

 Nowy lokator zza ściany zgłasza pretensje: za głośno słucham telewizora w nocy.

 

16 września

 Oczy psa wpatrzone we mnie; brązowe, wierne. Mój bezsens istnienia topnieje, ciurka cienką stróżką ku wycieraczce.

 

19 września

 Chodzę na palcach.

 

23 września

 Samotność jest jak śmierć.

 

24 września

 Bestia we mnie jątrzy.

 

26 września

 Ciepłe powietrze.

 

27 września

 Cudownie zwiewna i lekka płyta Harolda Budda i Briana Eno „The Plateaux of Mirror” z 1980 roku.

 

29 września

 Szelestny przewód liści.

 

3 października

 Na skrzynce rozdzielczej TV pod rynną u poddasza mały ptaszek szemrająco migruje – cichutko przylatuje i łopocząco odlatuje. Na tej samej skrzynce gdzie kolejną wiosną tego roku miał gniazdko.

 

6 października

 Na cmentarzu w Gdańsku jesienna kamizelka liści. Pstrokaty cokół. Oczekiwanie na zmartwychwstanie.

 

8 października

 Tomik wierszy Henryka Gały „Biały blues” (Ossolineum 1972 r.).

 

11 października

 Wymiana przedniego błotnika w Centrum rowerowym w Gdańsku-Wrzeszczu.

 

18 października

 Las – biblioteka ciszy.

 

22 października

 W najgorszym razie wrócimy do źródła.

 

25 października

 Zewsząd niepewność. Chłód.

 

26 października

 Bezpostaciowość.

 

3 listopada

 Statyka nieprzespanej nocy.

 

6 listopada

 Zmierzch w parku. Ogólne ściemnianie się powietrza. Emancypacja molekuł. Świat zakopuje pazury.

 

10 listopada

 Niski pułap chmur. Pełzam.

Marek Kielgrzymski
Marek Kielgrzymski
Opowiadanie · 23 listopada 2018
anonim