6 sierpnia
Nowe odkrycie muzyczne: Pete Namlook & Lorenzo Montana LP. Labyrinth.
30 sierpnia
Miasto kontra las. Motywy powtarzalne. Skomasowana nienawiść. Zły głos zewsząd. Nierozżalona sympatia do brunatnej suczki, w której wszystkie jaśniejsze uczucia. W lesie: stabilność poszycia, fenomenologiczny dystans. Z oddali: zagadkowe trąby – echo; dzikie silniki samolotów, żałoba gałęzi. Przestrzeń spełniona, przestrzeń doskonała. Na szlaku: zbyt wielu tych, którzy chodzą. Wysoki facet w białej koszuli o wyglądzie doktora na odwyku; bez plecaka, zupełnie jakby miasto było tuż... lekko chwiejący się, długi krok, cienie na mchu. Zaraz potem: dwóch młodych, jeden z głową pełną dredów, drugi bezbarwny, płaski, z puszką piwa w dłoni. Z oddali, spoza lasu syreny pogotowia ratunkowego – sobota żyje, sobota zderza istoty śmiertelne. Słowa jak oddech! Tak spragniony pisania jak wywierzysko spragnione wody. Kto spragniony? Kto rzeczywisty? Rosyjskie piwo w ręku jasnego młodzieńca w koszuli w kratę, raźny krok, słowotok w telefon komórkowy – a więc jest zasięg słów. Iglaste poszycie kołysze stopy, rytmicznie i celowo. Nad głową: dzięcioł. Skąd zły głos zewsząd? Umysł – tajemnica nie do przecenienia. Umysł zjadający myśli, umysł negujący, umysł konfliktowy. Kto dał mu boleść sprzeczności? W lesie: umysł deliryczny. W lasach: szelesty, pokwirkiwania; nic czego nie byłoby tysiące lat temu. Chłodny kamień ogrzewany w dłoni. Ciepła kora drzewa. Nowy matecznik o krok od czarnego szlaku. Ziemniaki z papierowej torby. Gliniana młodość, która odpłynęła. Koronacja zmierzchu w sośniaku.
1 września
Zamglone okna września.
7 września
Pomysł: zakupić okulary detektywistyczne, obserwować zdarzenia okiem ukrytej kamery; w domu analizować – jak pamiętam a co zupełnie inaczej się zapisało na karcie pamięci.
14 września
Zapach jesieni zmieszany z wonią drzewa sandałowego, trociczek i lakieru; dym z papierosa. Lekkość.
15 września
Nowy lokator zza ściany zgłasza pretensje: za głośno słucham telewizora w nocy.
16 września
Oczy psa wpatrzone we mnie; brązowe, wierne. Mój bezsens istnienia topnieje, ciurka cienką stróżką ku wycieraczce.
19 września
Chodzę na palcach.
23 września
Samotność jest jak śmierć.
24 września
Bestia we mnie jątrzy.
26 września
Ciepłe powietrze.
27 września
Cudownie zwiewna i lekka płyta Harolda Budda i Briana Eno „The Plateaux of Mirror” z 1980 roku.
29 września
Szelestny przewód liści.
3 października
Na skrzynce rozdzielczej TV pod rynną u poddasza mały ptaszek szemrająco migruje – cichutko przylatuje i łopocząco odlatuje. Na tej samej skrzynce gdzie kolejną wiosną tego roku miał gniazdko.
6 października
Na cmentarzu w Gdańsku jesienna kamizelka liści. Pstrokaty cokół. Oczekiwanie na zmartwychwstanie.
8 października
Tomik wierszy Henryka Gały „Biały blues” (Ossolineum 1972 r.).
11 października
Wymiana przedniego błotnika w Centrum rowerowym w Gdańsku-Wrzeszczu.
18 października
Las – biblioteka ciszy.
22 października
W najgorszym razie wrócimy do źródła.
25 października
Zewsząd niepewność. Chłód.
26 października
Bezpostaciowość.
3 listopada
Statyka nieprzespanej nocy.
6 listopada
Zmierzch w parku. Ogólne ściemnianie się powietrza. Emancypacja molekuł. Świat zakopuje pazury.
10 listopada
Niski pułap chmur. Pełzam.