Dziennik 2005

Marek Kielgrzymski

10 września

 Mój mózg, z którym ostatnio jestem skłócony, mści się. Poezja przestała być pomostem przerzuconym ku ludziom, jest tylko notatką stanów ducha; niczym więcej. Proza... strzępi się. Pozostał niepokój, z którym gram w kręgle; gałki kuchenki gazowej, lina wspinaczkowa, nożyki do papieru. Samotność... podła i subtelna gra światła.

 

12 września

 Wycieczka rowerowa jako podróż metafizyczna w głąb siebie (w trakcie siebie, wobec siebie...). Za bardzo skupiam się na sobie!

 

13 września

  Stanisław Tymiński w programie II Polskiego Radia namawia mnie, abym na niego głosował; straszne.

 

14 września

  Sztuczne światło (dobry tytuł na powieść lub słuchowisko!) onieśmiela, depersonifikuje.

 

15 września

  1754  Spacer wokół terenu byłej jednostki wojskowej w Jelitkowie; puste, betonowe skorupy budynków okolone świerkami i drutem kolczastym. Urokliwe.

 

16 września

  1635 Odkurzanie samochodu. Sztywność rąk i nóg.

  O 2000 w Kinoplexie „Broken flowers” Jima Jarmuscha; kojące.

 

18 września

  Napisałem nad ranem wiersz, ale – mimo chwilowego zachwytu, że wreszcie, po tylu miesiącach flauty, coś! – teraz odczuwam niechęć do tego słownego tworu mojej głowy...

 

20 września

  Chmurność. Świat jakiś w poprzek, niewymiarowy i brunatny. Akapity dnia lepkie i nieznośne – jednak lekkość i swoboda... Nieprzejmowalność. Słucham tego, czego nie słyszy ludzkość. Jutro wyjazd nad jeziora kaszubskie, kilka dni chłodnej odmiany.

 

21 września

  Leczyć się lasem, kurować się szumem drzew, odnaleźć spokój – który w gałęziach tkwi.

 

 

22 września

  Bezsens nad jeziorem Ostrzyckim; czarny bezcel: obeschły, zakrzepły.

Resztki komarów wirują wokół głowy; skrzypiący żałośnie rower wodny wypożyczony z ośrodka wypoczynkowego Energetyków. Suchy, trzeszczący las po drugiej stronie jeziora. Nieustająca cierpliwość Marii.

  Wieczorem: w stadninie „Kasztan” – konie nie wolne od trosk.

 

 

Noc z 22 na 23 września

  W bezbłędnie przystrzyżonym ośrodku wczasowym Elektrociepłowni Wybrzeże elegancka cisza i wzorowy spokój. Dystyngowany szum wyprostowanych tui przy głównym trakcie, półsenne zmarszczki zielonego, od kwitnących glonów, jeziora. Ścieżka dźwiękowa Blade Runnera z dyktafonu w salonie bungalowu. Czuwające, czerwone oko czujnika ruchu w sypialni.

 

23 września

  Restauracja „Pod wieżą” w Szymbarku: żurek, kurczak, sznycel i barszcz. 44 PLN. Dziękujemy, zapraszamy!

 

24 września

  Ciemność i zgliszcza (we mnie). „Śmierć będzie mi ostatnią przygodą”.

Sąsiedzi spod 15-stki wołają, że wezwą policję jeśli nadal będę tak wrzeszczał. Xanax 0,25 mg.

 

25 września

  Co w tym świecie może przynieść spokój? Kiedy słucham środowych audycji o filozofach w programie II Polskiego Radia, to u wielu pojawia się konstatacja o umiarkowanym podejściu do dóbr konsumpcyjnych. Postawa być a nie mieć daje większą szansę na spokój, harmonię i dobre ułożenie z otoczeniem. Ale jak wyrobić w sobie dystans?

 Być może ja sam rozogniam w sobie niepokój sprowadzając zło. Ale jak żyć „z nerwami     na wierzchu”, jak zgłuszyć tę piekielną nadwrażliwość?! Wszystko, przecież, widzę przez nią; świat trudno obwiniać, zawsze był okrutny, zawsze miażdżył. Biologia i prawo doboru naturalnego. Przyroda, w swej najczystszej formie, tworzy i zabija równie obojętnie.

Wiedza o tych mechanizmach i reakcjach, orientowanie się, jak najlepsze, w schematach i archetypach, daje – jak sądzę – cień szansy na zrozumienie maszynerii świata; to, zaś, zrozumienie prowadzi, być może, do akceptacji i pogodzenia. Akceptacja to już duży krok ku harmonii. Cha!

 

29 września

  Piknik Sopockiego Klubu Pisarzy i Przyjaciół Książki Brodwino w Operze Leśnej;  spotkanie z L.I. – niespodziewane wzruszenie, recital wspomnień.

 

1 października

 W głowie jakiś dzięcioł (ptaki w głowie, hmm, gdzieś to już widziałem na afiszu) wyłupuje larwy myśli; te jeszcze nie narodzone, które mogłyby się przepoczwarzyć w coś godnego choćby notatki... Szkoda mi ich, szkoda.

  Z Kafki - Dzienniki: „Małżowina mojego ucha była świeża w dotyku, szorstka, chłodna, soczysta jak liść”.

 

2 października

 Wydęte policzki naprzeciwległej ściany; pokój zawęźla się.

  Moja nowa proza... pożal się Boże; dałem jej tytuł: „Poligon”. Cha! – poligon nonsensu chyba!

Październik szorstką łuską ociera miękkie, nieosłonięte miejsca. Światło wcieka w szpary po złych myślach.

 

4 października

  Spochmurniona przestrzeń hipodromu (Sopot-Wyścigi).

 

6 października

 748 Dzień: start! Skośna praca słońca; molekuły żółci. Nierówne podkłady tramwajowych szyn.

 

7 października

  Jesień otumania, jesień znieczula...

 

8 października

  Na trasie rowerowej: Gdańsk-Sopot. Wieczorem – nieudany koncert; poczucie osaczenia sięgnęło zenitu, musiałem opuścić kościół pod wezwaniem Gwiazdy Morza, gdzie muzycy stroili właśnie instrumenty.

 

9 października

  Z Andrzeja Babińskiego: „Wywożenie chmur za miasto”.

 

10 października

  Spotkanie Klubu Pisarzy; przezroczysta folia słów.

 

11 października

  Tęskne zaloty liści.

 

12 października

  Spacer wokół filtra gruntowo-wegetacyjnego ze zbiornikiem retencyjnym na potoku Swelina w Sopocie. Przepustowość obiektu: 30 dm3/s; pojemność retencyjna zbiornika: 500m3.

 

13 października

  Ciii! Dziecko uśpione w krtani  wywołasz.

 

14 października

  III Symfonia (Pieśni Żałosnych) Henryka Mikołaja Góreckiego w Archikatedrze w Oliwie.

 

16 października

  Kasztanowa pogoda.

 

noc z 28 na 29 października

  Harakiri.

 

 

 

Poligon

 

   Obojętność, zupełna obojętność: ulicy wobec ulicy, metropolii wobec państwa.

Lęk o łąki za miastem, o stary poligon, już nie strzelający fajerwerkami głupoty; podmokły, pełen smutnego światła i zasieków. Gdy się przez nie przedrzeć – skorodowane, haczące o nogawki, cicho szepczące wojskowe zaklęcia – a gdy przejdziesz – przeklinające cię metalicznie... Zawiesina bezradności, dal, po horyzont sina, po widnokrąg łysa. Grube przesieki wytratowane w gęstym lesie przez transportery to jakby wątpliwość przeznaczenia. Przestrzeń. Olbrzymia. Ale i osaczenie wyczuwasz. Obie właściwości na raz. Przestrzeń; wciąga, pożera, wypełnia.

  Wojsko już nie chce tych łąk, miasto nie wie co z tym fantem zrobić. Kilkanaście kilometrów kwadratowych gruntu; nieużytego, podziurawionego. Pośrodku lasów, za miastem brunatnych ludzi w niemodnych ubraniach.

  Na środku wielkiej połaci siadam, na dresowej bluzie złożonej w cztery. Z każdej strony parę kilometrów równiny, ciężkiej ziemi. Baśń, którą opowiada świat, jest tutaj martwa.

  I teraz ty, siedząc niespiesznie z truskawkami w kieszeniach, jesteś lżejszy, coraz zwiew-niejszy; w koniuszkach palców czujesz mrowienie i całą roztoczoną przestrzeń pochylasz sobie pod nogi. Rozmazany, zygzakowaty kształt miga na granicy widzenia, pola odbijają biały krzyk. Znikomość.

 

 

3 listopada

 Spotkanie w Afrykańskiej Pracowni Integracji Kultur i Sztuk w Sopocie. Hebanowe gęby ze ścian...

 

6 listopada

  Kiełbaski filozoficzne.

 

8 listopada

  Fototerapia; Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej  - Sopockie Centrum Fizykoterapii i Rehabilitacji...

 

10 listopada

  Patogeny chaosu.

 

13 listopada

  Mdłości (...)  Takie właśnie uczucie towarzyszy odkryciu, że świadomość człowieka, będąc czymś zupełnie odrębnym od reszty rzeczywistości, jednocześnie skazana jest na rzeczywistość znajdującą się poza nią, nie może istnieć sama dla siebie, może być tylko świadomością wciąż odnajdującą się –  wobec panoszącego się wszędzie bytu.

Z posłowia Jacka Trznadla do Mdłości Jeana Paula Sartre’a

 

 

14 listopada

  Klub Pracy – aktywizacja bezrobotnych.

 

16 listopada

  Nieobecność nieusprawiedliwiona.

 

noc 17 na 18 listopada

  Białość; przerywana linia śniegu.

 

23 listopada

  Nagroda prywatna, ufundowana przez Eugeniusza Kuppera, w X Konkursie Poetyckim im.Mieczysława Czychowskiego Gdańskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuki; za poezję, osobowość twórczą i działalność animatora kultury.

 

Oceń ten tekst
Marek Kielgrzymski
Marek Kielgrzymski
Opowiadanie · 13 grudnia 2018
anonim