Powoli zmniejszam osad niechęci do siebie. Za plecami mniej cieni. Przedramiona coraz rzadziej drętwieją. Dławię się drżeniem lasu. Kosy zmierzchu ścinają światło. Na dnie niedomówionej kropli tęsknota. Mogę ją ująć w dwa palce jak owada.
Nic nie zostało przed czasem opowiedziane. Wiadomość o śmierci zeszłego kwadransa dotarła z opóźnieniem.
Setki ulic miasta. Zapleśniałe przecznice. Stalowe chwyty bram. Kroki bajecznych usytuowań. Wszystko zapomnę, wszystko. Już niebawem.