Literatura

Równy teren (opowiadanie)

Marek Kielgrzymski

 Minął kościół wbity wieżą w sine niebo i zatrzymał się w mrocznym załomie. Brudny kot śmignął bezszelestnie. Spojrzał w górę. Stadko gołębi siedziało na gzymsach paskudząc ściany. Ktoś z trzaskiem zamknął okno. W oddali zadudnił tramwaj. Tajgowski ruszył dalej. Kroki ożywiły echem wąską uliczkę starówki. Skręcił w bramę i zapukał do pokrytych blachą drzwi. Przez chwilę nie działo się nic, potem usłyszał szurnięcie, coś się przewróciło i niski, kobiecy głos zapytał: — Kto?

— Kamil — odchrząknął.

Szczęknęła zasuwka i po chwili był już w środku. Ciemne wnętrze rozświetlała mała lampka otulona żółtym abażurem. Skromne umeblowanie dopełniał wielki patefon z tubą wykręconą w stronę przysłoniętego zasłoną okna.

— Po coś przyszedł? — gruba dziewczyna pochyliła się nad przewróconym taboretem.

— Nie mam co ze sobą zrobić.

— A co mnie to obchodzi — usiadła pod oknem na nie pościelonym łóżku. Sprężyny zajęczały.

Dziewczyna miała grubo ciosaną twarz i zgasłe spojrzenie. Patrzyła w stronę szafki, gdzie oparte o ścianę stało obtłuczone lustro. Chłopak zdjął marynarkę i ostrożnie zawiesił na oparciu metalowego krzesła. Zaczął bawić się wykałaczką.

— Nic cię już nie obchodzę?

Dziewczyna przeniosła na moment wzrok na chłopca, ale po chwili znowu zaczęła błądzić po pokoju. Gdzieś wysoko odezwały się dzwony. Kamil liczył w myślach, ale się zgubił. Ktoś niedaleko zapuścił silnik auta. Gołębie załopotały na wietrze.

— Puść jakąś muzę, Dorota.

Dziewczyna ciężko wstała z łóżka i wyciągnęła zza patefonu płytę. Pokręciła korbką. Zajęczała Natasza Zylska. Kamil wzdrygnął się. Zmiął przekleństwo w ustach.

— Co?!

— Sentymentalne gówno!

— Nie ma nic innego. Resztę płyt szlag trafił.

Kamil pochylił się nad stołem. Poczochrał ciemne włosy.

— Wyjeżdżam — powiedział ochryple. Przełknął ślinę i spojrzał na Dorotę. — Wypieprzam stąd! Tu za równy teren, człowiek się ślizga po kocich łbach.

Dziewczyna drgnęła. Jej wzrok błądził w okolicy twarzy chłopca.

— Wolę góry, tam się przynajmniej można zgubić.

W pokoju powoli robiło się ciemno. Żółta lampka świeciła coraz ostrzej. Dorota wstała i jednym ruchem odsunęła sztywną zasłonę. Zza okna wyjrzała popstrzona ściana.

— Napijesz się herbaty?

Spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem. Powoli wracał z tatrzańskich przełęczy.

— Nie. Chyba nie.

— Zrobię ci.

— Jak chcesz.

Zaszumiał elektryczny czajnik i po chwili oboje moczyli usta w mocnej, indyjskiej herbacie. Dziewczyna znowu przybrała bezwładną pozę na rozrzuconej pościeli.

— A w górach...

— Co w górach? — Kamil sparzył sobie wargi.

— Masz kogoś?

— Nie. Tak jak i tutaj.

Do drzwi ktoś zapukał. Dziewczyna wzdrygnęła się. Powoli wstała, odstawiła wyszczerbiony kubek do zlewu i szurając kapciami podeszła do drzwi.

— Kto?

— Ranicz.

Wszedł postawny mężczyzna o ciemnej twarzy buldoga. Pod pachą trzymał niewielki pakunek zawinięty w szary, szeleszczący papier. Nie golone policzki naprężyły mu się niepokojąco, gdy dostrzegł chłopca. Dziewczyna zatrzasnęła zasuwkę i wróciła do łóżka.

— Znajomy.

Ranicz odstawił zawiniątko pod zlew i przysiadł na stole. Z kieszonki rękawa kurtki wyłuskał papierosa bez filtra. Splunął tytoniem na podłogę. Przypalając rzucił okiem na Kamila. Chłopak dopił czajurę i delikatnie zdjął marynarkę z krzesła. Płyta dobiegła końca, igła zeskoczyła na martwe pole; szurała cicho. Mężczyzna wydmuchał kłąb dymu, podszedł do patefonu i nastawił od początku. Kamil skinął na Dorotę.

— Dzięki za herbatę.

Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem. Zatrzasnął za sobą ciężkie drzwi i odetchnął głęboko. Starówka gniła. Wyraźne znamiona rozkładu nie dawały się już zamaskować świeżą zielenią. Ruszył przed siebie.

 


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 13 grudnia 2018 (historia)

Inne teksty autora

Dziennik 2018
Marek Kielgrzymski
Sen
Marek Kielgrzymski
Na imię mi Pustka (Wydmy)
Marek Kielgrzymski
Apokalipsa (Wydmy)
Marek Kielgrzymski
Wieczorem się żyje (Wydmy)
Marek Kielgrzymski
Nazajutrz się żyje (Wydmy)
Marek Kielgrzymski
Na spacerze się żyje (Wydmy)
Marek Kielgrzymski
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca