Padał jesienny wieczór - ściemniało wokoło,
Zimny był oddech niebios i pochmurne czoło,
Spomiędzy ciemnych sosen wychylały głowę
Żółtym liściem pokryte gałęzie klonowe;
A jeszcze żółtsza brzózka z osiną czerwoną
Zdawały się płomieńmi, co nad lasem płoną.
Tęskno bywa w dni takie na duszy człowieka,
Jak gdyby coś utracił, jakby czegoś czeka,
Widząc jak dogorywa natura powoli
Bólem trawki i listka i jemu coś boli;
Czoło jego pochmurne, a myśl ciężko płynie,
Jak te szare obłoki na niebios krainie.
Ludwik Kondratowicz z kartki kolejnej kalendarza coraz cieńszego.
Wstało się. Dzień się powitało przeciągłym mruknięciem, mówiącym bardzo wiele i bardzo mało mówiącym. Na termometr za oknem się spojrzało i powiedziało się do siebie, że nawet ciepło jest. Pomyślało się zaraz o tym, o czym myśleć się nie powinno i wyobraziło się sobie, przypomniało się sobie, czego przypominać i wyobrażać nieszczęśliwie. Eh! - rzekło się sobie i do łazienki pospieszyło. Wzięło się prysznic i jajecznicę się zjadło myśląc, jakby to było miło, gdyby się tylko samemu nie musiało jej jeść. Ale zaraz żachnęło się samokrytycznie i łyknęło gorącej czekolady. Słuchało się takiego Eltona Johna ze świata, który pewnie gdzieś tam jest i patrzyło na samochodów-reflektorów sznur. Nasłuchiwało się pośród muzyki czegoś, czego niezdrowo nasłuchiwać i odebrało się telefon, który zaterkotał tak niespodziewanie i głośno, a przez to, tak realistycznie. I dowiedziało się, że miało się przecież ziemniaki z piwnicy przytargać i wiadro ze śmieciami wynieść. I rozmawiało się chwilę, i głaskało po łebku i grzbiecie psinę, psinkę, piesiulinkę. Odwiesiło się słuchawkę i za okno popatrzyło, i nasłuchiwało się. Poszło się wreszcie i przytargało ziemniaki z piwnicy, i wiadro ze śmieciami się wyniosło. Pochodziło się trochę po rodowitym, łąkowym, zmarzniętym stepie aby psina, psinka, piesiulinka kapnęła kapkę i zasiadło się ponownie tutaj, gdzie zasiadać w tym celu niezdrowo i niedobrze. Myślało się, że ma się na głowie tak niewiele w porównaniu z resztą człowieczeństwa i może z tego to wszystko, a potem poszło się obierać ziemniaki, co to się je przytargało z piwnicy.