Znajdowała się w kryształowej jaskini, otaczała ją ciemność, czuła jak zacieśnia wokół niej swe kręgi. Jak swymi rozpalonymi pazurami próbuje rozedrzeć jej ciało na kawałki, wniknąć do środka. Wkroczyć w nią uczynić i ją ciemnością. Chciała płakać, jednak nie mogła się na to zdobyć, przecież była twardą wojowniczką takie nie plączą. Mimo to chciała zapłakać. Może i na zewnątrz była twarda, w środku jednak wciąż była miękka. Może jeszcze nie była gotowa? Teraz to już nie miało najmniejszego znaczenia. Ciemność była wszechobecna, wszechogarniająca, wszechmocna. Chciała uciec od swego losu. Ciemność rzucała nią po ścianach jaskini, nigdzie nie było wyjścia, potęgowała się z każda chwilą, nie miała siły już z nią walczyć. Dała za wygraną, zdała sobie sprawę jak nie wiele znaczy, że jest niczym, a tak chciała być kimś. Udało jej się uronić kilka łez nad swym marnym losem. Ciemność już ją dopadła, czuła jak ją rozszarpuje, jak ją pochłania. Tonęła w niej, rozpadała się, rozpływała, pogrążała, odchodziła do krainy zapomnienia... Tak zakończyła swój żywot kostka lodu, w szklance z Coca-Colą.