Hotele

Alicja Kubiak

Nasze życie, pełne spotkań bez większego znaczenia. Każdy z mijanych ludzi odciska nam swe piętno, przez co stajemy się wielością, która kształtuje nas, jako indywiduum w tłumie. Składamy się z myśli i uczuć innych ludzi. Nasze jestestwo podyktowane jest starciem się ze światami innych osób. To nas kształtuje aż do samego końca i dalej.

Hotele, miejsca notorycznie zdradzane przez przejezdnych. Często bywa, że już nie wracają, a jeśli, to już nie jest to samo miejsce. Przepełnione aurami wielu gości, wydają się obce i nieznane. Pozbawione zapachu domu sprawiają, że nie można się do nich przywiązać. To tylko na chwilę, niczym zauroczenie przygodnych kochanków. Niezwykle rzadko zdarza się, że ktoś zamieszka w hotelu na stałe. Taki człowiek nasiąka wielością przybywających i opuszczających w pośpiechu gości. Trudno go określić, jest częścią hotelu i jego osoba znika wśród ludzi, staje się niewidoczna jak jeden z mebli, jedna z kolumn w holu i nikt nawet nie zauważy, gdy takiej osoby pewnego dnia zabraknie, bo tak naprawdę zostawia swój ślad we wszystkich innych, mijanych każdego dnia na schodach do jadalni, osobach.

Oddech, strój, kosmetyki rozpływają się w wielości odmiennych ale obecnych spraw, zdarzeń i spotkań. Znaczenia nabierają barwy dominujące, przeważające w otoczeniu. Zapach farb ściennych, mebli, dywanów, kurzu, wilgoci wpadającej przez drzwi wraz z wchodzącymi do pomieszczenia. Czasami goście wnoszą ze sobą krople deszczu, płatki śniegu, piasek, orzeźwiające lub parne powietrze, które przenika wszystko na chwilę, niemal momentalnie miesza się z atomami atmosfery wnętrza, przyjmuje jego barwę, zapach, temperaturę. Klimatyzatory pracują cały czas i choć czyszczone według zaleceń, mieszają klimat wnętrz, istniejący i wciąż wzbogacany dziesiątki i setki lat. Wirusy, bakterie, roztocza, pleśń, drobinki kurzu – wszystko osiada na przybywających, a potem wymyka się z opuszczającymi hotel. Tylko stali mieszkańcy hotelu obrastają grubą warstwą tych niewidocznych osobliwości. Z upływem lat coraz bardziej oblepieni, stają się apatyczni i zmęczeni niewidzialnym ciężarem hotelowej aury. Hołubieni za swą szczodrość wobec pracowników hotelu, przemieszczają się wyludnionymi korytarzami, niczym niewidzialne duchy. Kupują napiwkami uśmiechy i ukłony, pozorne względy. Dopiero na schodach do holu, zauważeni, zdają się promienni wobec uprzejmości pracowników recepcji i bojów hotelowych, gotowych spełnić każde życzenia. Z upływem czasu obojętnieją na życzliwe, często wymuszone gesty personelu, skupiają się na własnym celu, szybko przemykając za plecami ludzi, by po latach stosowania uników zatęsknić za dotykiem w samotnej ciemności apartamentu hotelowego, pełnego pustych i zimnych ścian, gdzie brak serca, czułości, troski i zrozumienia przyczynia się do powolnego umierania w bólu niespełnienia. Kres dopada ich na skąpanym w słońcu balkonie, w księżycowy wieczór na tarasie, w wilgotnym od deszczu ogrodzie, niekiedy w windzie – zawsze jednak są sami, chociaż wokół mnóstwo ludzi. Nie ma wśród nich nikogo, kto przytrzyma dłoń umierającego, by z ufnością i w spokoju mógł dokonać żywota swego.

 

Alicja Kubiak
Alicja Kubiak
Opowiadanie · 5 lipca 2019
anonim