Niewinna

marzena

 

      Nie, ja nie jestem nerwowa, czasem wyniosła, ale to pozory. Większość znajomych uważa, że nawet bywam za poważna. Ubieram się niezależnie od pory roku, to kwestia czasu. Nic nie poradzę, że poranki są takie krótkie, jakby ktoś nagle obudził dwie kukułki w zegarze. Ja się nie spóźniam, to czas mknie szybciej od moich myśli.

Jestem w łazience, szukam majtek, a tu jeszcze skarpetka mi uciekła, przecież to dzieje się niezależnie ode mnie.

Jak widzę skrzywione miny ludzi kiedy przyjeżdżam do pracy wykąpana z mokrą głową - nie, ja nie jestem próżna, szanuję ich czas, tylko mój wciąż mnie opuszcza, jakby tykał szybciej niż moje usprawiedliwienia.

 

Poszłam do fryzjera, trzymałam się za portfel, bo wyprawa do galerii to koszta.

Prosiłam grzecznie, aby pani zrobiła mi fryzurkę codzienną, taką, którą sama utrzyma się na włosach.

Wiecie, co mi powiedziała, że mam obudzić się wcześnie rano, umyć włosy i popatrzeć do lustra.

Poszukać szczotkę i suszarkę i to będzie fryzurka, taka o jakiej marzę, na co dzień. Oby jej ręka uschła, za tą cenną radę i podcięcie skasowała mnie dwieście, myślałam, że zemdleję. Już więcej z jej usług nie skorzystam.

 

Raz w życiu uderzyłam męża. Tak naprawdę, to nie była jego wina. Ale, najgorzej jak w afekcie jest blisko rodzina, człowiek jakoś traci kontrolę, bo ktoś bliski, taki zawsze wybacza i zapomina.

Nawet policjant, który przyjechał wezwany na interwencję, to był mój znajomy z dzieciństwa, oczywiście, że poparł moje zdanie.

Przecież nie uwierzy, że ja pobiłam męża. To nic, że lekko go szturchnęłam, stał zbyt blisko mojego pola rażenia.

Ja nie jestem agresywna, to wszystko zależy od pory roku. Nie znoszę braku słońca, dlatego moje myśli są pochmurne i wtedy robię się smutna. Dobrze, wypiłam trochę na zgodę, no może więcej, ale zrobiła się wojna.

Czy ja znowu jestem winna? Raczej nieprzewidywalna, tak sądzę.

Tak też potwierdził policjant, znajomy z dzieciństwa.

 

Codziennie tylko praca, zakupy i sprzątanie. Zapisałam się na wycieczkę. Pojechałam szalona i uśmiechnięta, jakbym wyrwała się z kajdanek, z uwięzi, do której byłam przypięta. Urocze chwile, poznałam nowe twarze, imion nigdy nie pamiętam, ale czy to ważne. Było miło, zwiedzanie i wspólne zdjęcia. Potem kolacja i dyskoteka.

Owszem piłam, nawet nie kontrolowałam ilości, zabawa i muzyka włączyła moje poczucie szczęścia.

Ktoś opowiadał o swojej życiowej roli, że pomaga i jest uduchowionym ideałem. Jakaś krucjata pomyślałam! 

Nie panuję nad emocjami w takich chwilach. Wiem ile wysiłku wkładam w swoje życie, czasem zasypiam w ubraniu zmęczona. A tutaj zobaczyłam Chrystusa, który opowiada ewangelię! 

Pękłam, moja wewnętrzna duma przerodziła się w walkę. Chyba uderzyłam w stół, albo zrobiłam coś więcej, bo szybko skończyła się impreza. Na pewno, to nie była moja wina, pogoda się popsuła, wiał halny, a wiadomo, że taki wiatr przynosi zawirowania emocji. Tak opowiadali miejscowi, wiem, że wypiłam, ale coś pamiętam.

 

Nie znoszę chamstwa, najgorszy jest taki cham inteligentny, bo prosty, da się opanować.

Poznałam takiego inteligenta, uprawiał ze mną seks, przez komunikator Messenger. Wykorzystał i potem napisał, że jestem infantylna i drętwa. Pomyślałam, że nowa technologia jest dla mnie ratunkiem. Gdybym miała go w zasięgu ręki, znów poczułabym się winna, a przecież nie jestem agresywna. Mam o sobie dobre zdanie, nawet znajomi to potwierdzą.

 

No, może raz, zdenerwował mnie mąż koleżanki. Sam zrobił dla mnie drinka, ja się nie prosiłam.

Płakał mi do rękawa, że jego żona jest niedobra i już go nie kocha, chyba ma kochanka. Sam był święty, nawet jego znajomi to potwierdzą. Szczególnie ci od drinka, których wypijał codziennie kilkanaście. Ale, ja go nie osądzam. Nawet się z nim napiłam, a nie powinnam. Pogoda była piękna, ciepły letni wieczór i grała muzyka. Nagle poczułam falę silnego napięcia, lekko go uderzyłam, nie chciałam i nie byłam pewna.

Ale, wciąż narzekał na moją koleżankę, a ja nie jestem wredna. Nie lubię zapłakanych mężczyzn, którzy nigdy nie trzeźwieją i twierdzą, że świat i kobiety to piekło.

Ktoś musiał mu wyjaśnić na czym polega miłość małżeńska.

Letni wieczór dobiegł końca, pojechałam taksówką do domu. Ale, jeszcze taksówkarz zaczął żądać, coś więcej niż zapłata pieniężna. Była ciemna noc, ciepła i letnia. Fala napięcia jeszcze we mnie wzrosła.

Nie powinnam pić w samochodzie, od tego robi się niedobrze.

Ale, ja jestem spokojna, lubię spacery w lesie i kocham zwierzęta. Jednak uległam, musiałam rozluźnić napięte mięśnie. Inteligent był nawet szczery, napisał, że skoro nie chcę być kochanką, to mogę zostać fanką.

Fan club otwarty!

Pomyślałam, że do klubu dołączy jeszcze taksówkarz. Pogoda była piękna. Ciepła letnia noc spędzona w lesie powinna mnie uspokoić. Pomyślałam, a co tam, raz zapomnę o swojej dumie i ściągnę majtki. Przecież nie jestem święta, tylko chciałabym się opamiętać. Wrócić do domu i spokojnie zjeść kolację, może obejrzeć serial.

 

 

marzena
marzena
Opowiadanie · 12 stycznia 2020
anonim