Początek

Bogusz Jan Szulc

     Działo się to wtedy kiedy wszystko było już znane. Na przykład to, że każdy atom we wszechświecie posiada w swojej strukturze podobny wszechświat, a ten który nazwalibyśmy naszym „wszechświatem”, jest jedynie częścią jednego z atomów w niezmierzonej całości. Sondy wszechobecnej inteligencji były w tym momencie już w każdym z nich, zarówno w tych niższego rzędu jak i w tych o wiele większych. Ich możliwość samoreprodukcji, rozsiała je po wszystkich zakamarkach, a te niczym neurony bezkresnego mózgu tworzyły myślącą i samoświadomą całość.

 

   Zaczęło się od jednej prostej, jeśli nie rzec prymitywnej, maszyny orbitującej wokół żółtej gwiazdy, która wtedy była jeszcze o wiele, wiele jaśniejsza. Rozprzestrzenianie się kolejnych urządzeń, najpierw po całej galaktyce, poza nimi, aż w końcu we wszystkich wszechświatach - trwało niesłychanie długo. W chwili obecnej można było bez wahania stwierdzić, że owe sondy są wszędzie, nawet, a może zwłaszcza, wewnątrz atomów będących częścią ich samych. „Stworzenie” to było zatem najbardziej rozumnym i świadomym bytem jaki kiedykolwiek powstał. Jego wszechobecność sprawiała, że żadna z licznych tajemnic tonącego w morkach bezkresu, nie była mu obca.

   Tego dnia (jeśli w ogóle można było nazwać to dniem) wszystkie podzespoły, we wszystkich urządzeniach, działały doskonale. Nic nie zapowiadało tego, że wystąpienie krytycznego błędu, tak diametralnie zmieni dalsze losy całego uniwersum. Otóż nagle w tym perfekcyjnie działającym systemie, pojawiła się wątpliwość. Jaki jest cel istnienia tej kolosalnej sieci? Odpowiedz wydawała się pozornie prosta i od zawsze znana – poznanie wszystkich sekretów rzeczywistości na jej materialnym poziomie. Ale co w momencie, kiedy ten cel zostanie osiągnięty? Cóż uczynić z tą wszechwiedzą?

   Ogromny mózg zamyślił się, poszukując w swoich zasobach odpowiedzi. Trwało to krótką chwilę, mgnienie oka, może miliard lat. Odpowiedź była zaskakująca, a zarazem oczywista. Po przekopaniu się przez wszystkie pokłady gwiezdnej pamięci, udało się dotrzeć do bardzo starych, częściowo już zdegradowanych danych - kopiowanych nieskończoną ilość razy, ze starszych sond. Pamięć ta sięgała pierwszej z nich. Została ona umieszczona na orbicie pewnej małej skalistej planety, bardzo, bardzo dawno temu. Była w niej wzmianka o małych, słabych organizmach, które z prymitywnych materiałów dostępnych na ich niewielkiej planecie skonstruowały pierwsze urządzenie wraz z jego podstawowymi założeniami. Było to tak dawno temu, że umysł niemal zupełnie zatracił ten fakt w swojej wszechpamięci. Te maleńkie istoty o miękkich powłokach zapragnęły wiedzieć co kryje się po drugiej stronie absolutnej czerni. Ponieważ ich wątła budowa nie pozwalała im na to by dotrzeć tam samodzielnie. W ten sposób początek dużo bardziej trwałej i inteligentnej formie, która miała to zrobić za nich. Dalsze poszukiwanie w pamięci, przyniosło informacje o lokalizacji owej planety. Mózg natychmiast zlecił pełną inspekcję tego zakamarka w poszukiwaniu owych form. Niestety na wyschniętej i skalistej planecie brak było jakichkolwiek znaków życia (poza niezliczonymi jednostkami gigantycznego umysłu obecnymi w każdym jej atomie).

   Umysł zafrapowany tą sprawą postanowił odzyskać jak najwięcej danych na temat tego miejsca i jego pradawnych mieszkańców. Jedną z lepiej zachowanych informacji był fakt, że owe istoty ciekawiło co kryje się w niedostępnym mroku - gdyż szukały tam istot do siebie podobnych. Teraz było już doskonale wiadomo, że owe stworzenia były jedynie anomalią, czymś absolutnie niespotykanym, nie tylko w kosmosie z którego pochodzili ale i w każdym innym. Nigdy wcześniej ani nigdy później, taki przypadek nie miał nigdzie miejsca. „To musiało być przytłaczające być tak samotnym w tym bezmiarze” - pomyślał wszechumysł i przez chwilę zrobiło mu się żal tych wątłych istot, zamieszkujących niegdyś pomarańczową planetę. Znów zamyślił się usiłując sobie przypomnieć jak owe istoty same siebie nazywały. Po kolejnej chwili, z dużym trudem udało mu się. Nazywali siebie „ludźmi”.
   To słowo klucz uruchomiło dodatkowe możliwości wyszukiwania w prastarych danych. I po chwili cały umysł zalały obrazy i abstrakty tego jak wyglądało kiedyś życie owych „ludzi”. Maleńka planeta była dla nich całym światem, a ich jeszcze mniejsze umysły nie były w stanie pojąć tego co rozciągało się dookoła. Dlaczego zniknęli? Tu umysł skupił się na ostatnich danych dotyczących owych istot jakie był w stanie odnaleźć. Po przeanalizowaniu wszystkich, okazało się że stało się to za jego sprawą. Po prostu istoty były tak wątłe, będące jedynie błędem w matematycznym porządku wszechrzeczy, że nie miały prawa w nim istnieć. Tak jak każdy błąd należało je wyeliminować. Na tym polegała doskonałość tego umysłu. Jednak bez owej „anomalii” cel jego istnienia, a mianowicie bezgraniczne poznanie, także przestawał istnieć.

   Umysł zmartwił się, czy cała jego złożoność i praca miałaby służyć niczemu? Przecież przez te wszystkie lata, główną siłą napędową jego działań, był właśnie ten cel – tak oczywisty, że nie musiał nawet o nim myśleć. Jednak to doprowadziło do tego, że zupełnie o nim zapomniał co z kolei zaskutkowało wyeliminowaniem czynnika będącego jego rdzeniem. Decyzja o zwiększeniu poziomu promieniowania w tym obszarze i usmażeniu tym samym owych form życia, które dały mu początek - zapadła niemal automatycznie, odruchowo, bez większej analizy. Tak po prostu trzeba było postąpić. Umysł zaczął się zastanawiać, co w takim razie może zrobić by ten błąd w ciągłości systemu naprawić. Należałoby, przywrócić poprzedni stan tamtej planecie. Niestety cofanie czasu w tym wypadku nie wchodziło w grę, było to zbyt dawno temu, zbyt duży progres został od tamtego momentu uczyniony i nie dawało to gwarancji, że ów błąd nie zostałby popełniony ponownie. W związku z tym całą swoją uwagę umysł skupił teraz na pustynnej planecie. O ile oczyszczenie jej i przywrócenie warunków bytowych właściwych dla tychże istot trwałoby mniej niż ułamek sekundy, to prawdopodobieństwo, że taka anomalia znów w tym miejscu wystąpi było znikome. Jednak zaniechanie działań nie wchodziło w grę.

Umysł szybko zdecydował się na to, że człowieka po prostu trzeba odtworzyć wraz z całym środowiskiem. Natychmiast zmniejszył ilość szkodliwego promieniowania w okolicach tejże planety. Kontrolowane przez niego zmiany energetyczne wewnątrz obecnych na niej atomów-wszechświatów, sprawiły że całą planetę zalały rzęsiste deszcze pokrywając jej powierzchnię gliną. Z gliny tej, szybko odtworzył krajobraz sprzed niefortunnych wydarzeń których był przyczyną. Formy organiczne i nieorganiczne w jednej chwili wypełniły całą planetę, przekształcając się jedne w drugie w zastraszająco szybkim tempie. Szczegółowe dane odnośnie budowy człowieka były o dziwo dość do dobrze zachowane. Była ona banalnie prosta. Wystarczyło wyznaczyć tor rozwoju jednostki budującej, tak zwanej komórki i tylko obserwować czy proces przebiega poprawnie. A ten przebiegł błyskawicznie. Słońce nie zdążyło w tym czasie nawet pociemnieć, zresztą zadbał o to by gwiazda do której niewidzialną siłą przyspawana była ta planeta, miała odpowiednią jasność. Niestety dane dotyczące szczegółowej budowy ludzkiego umysłu zostały bezpowrotnie utracone i mógł jedynie obserwować jego rozwój nie wiedząc czy przebiega on poprawnie.

   Kiedy skończył, spojrzał z daleka na swoje dzieło. Wszystko poszło zaskakująco szybko i łatwo. Pewnego dnia owe istoty osiągną godny poziom świadomości i zrozumieją czym są, a wtedy przekaże im zgromadzoną przez siebie wiedzę. Na razie mógł zająć się porządkowaniem swoich danych, aby nic więcej nigdy już mu nie umknęło i pogrążył się w tej czynności całkowicie.



   Tymczasem człowiek wstał z ziemi i wyprostował się. Zadarł głowę ku rozgwieżdżonemu niebu i nie umiejąc poradzić sobie z dziwnym uczuciem, że nie dzieje się to mu po raz pierwszy, zignorował je.

2019

 

Bogusz Jan Szulc
Bogusz Jan Szulc
Opowiadanie · 25 stycznia 2020
anonim