Znów me powieki zatoczyły krąg. Nie znalazłam się jednak, ani na pustyni, ani też w ciemnościach. Teraz jak zjawa , która nocami pojawia się w zamkowych ciemnościach, tak ja nieomal przezroczysta, w lekkiej, przewiewnej jak mgła sukience siedzę na owocowej huśtawce bujana wiatrem o zapachu wanilii. Nieomal jak Ewa w rajskim ogrodzie spaceruję pośród grusz i jabłek, a wszędzie wokół waniliowy wiatr tańczy z liśćmi i z moim kapeluszem. Wszędzie śpiew ptaków, które jakby zapomniały widoku ludzkiego oblicza spoufalają się z kokardami mojej sukienki. Jest tu pięknie, ale powoli męczy mnie to wszystko...
Otworzyłam oczy i znów je zamknęłam. Tym razem znalazłam się na łące, na której tysiące kwiatów żyją ze sobą w harmonii, a trawa skąpana jest w rosie. Ja, jak mała Calineczka zbudziłam się w pąku kwiatka, który ubrał mnie w swoje płatki. Czułam, jak lekka ziemia parowała, a wokół mnie unosiła się delikatnie mleczna mgła. Szłam przez łąkę , ostrożnie posuwając się po podłożu. Dla kwiatów musiałam wyglądać jak jedna z ich przyjaciół, i nie tylko one się pomyliły.
Pszczoły, które przedtem z trudem nosiły złoty pyłek, teraz zaczęły przyjaźnie latać wokół mnie. Wiatr niósł w sobie rześki zapach frezji, róż i konwalii, a przy każdym mocniejszym podmuchu płatki odrywały się od kwiatów i wraz z nasionami i wiatrem wędrowały w dalekie kraje. Ja skuszona tym zapachem usiadłam na trawie i delikatnie posuwając dłonią po kwiatowych ciałach, uwiłam wianek. Popełniłam błąd i naruszyłam ich dobrą wolę i gościnność. Znów muszę opuścić przyjazne mi miejsce.
Przy kolejnym spuszczeniu mych powiek znalazłam się nad stromym klifem, o którego bok rozbijają się morskie fale. Nie były one jednak groźne, ale z miłym szeptem witały mnie i zapraszały do siebie. Bałam się trochę, ale przy igraszkach białej piany, tańczącej pod mymi stopami, pozbyłam się lęku.
Przecież to klif, na który stałam, był taki czarny i twardy, a fale jak błękitna pościel rozpościerała się miękko pode mną. Skoczyłam, więc bez obawy. Moje nagie ciało oplótł świeży wiatr, posiadający w sobie wszystkie znane mi zapachy.
Woda otuliła mnie swoja pierzyną, dała strój i bawiła się ze mną w chowanego.
Otworzyłam oczy. Ekspedientka w granatowej marynarce przypatrywała mi się zagadkowo.
- Te poproszę. Może pani zapakować - powiedziałam, podając błękitny flakon perfum.