Romeo i Julia

A Raskolnikowski

W sobotę przesadziłem z baletami. Kosmiczny (jak dla mnie) rachunek z Królewskiej to kilka dni walenia na wadze — kredyt rozłożony po 0,3 grama na każdego klienta.
E! Dominik! (Przechodzę na jego stronę ulicy)
Fama poszła, że widujesz innego dilera za moimi plecami.
- Co ty, tylko robię sobie przerwę. (kłamie) Nie wie, że ja wiem ile, co i od kogo — nie zna powiązań.
Mam kaca — nie dzisiaj — niech idzie precz.
Jeszcze kilka godzin stania — zaklinam się, że nie będę już przesadzał z alkoholem. Który to już raz, szkoda gadać — też tak masz przyjacielu?
O, jakiś hipis — nie znam.
Witaj bracie. Co cię do mnie sprowadza?
Dałem mu ten dobry (pierwsze wrażenie — bardzo ważne)
Dla nich to życie w harmonii, dążenie do wolności czy marzenie o ucieczce od świata — dla mnie to, jedyne źródło utrzymania.
Następny to kobieta — znam — od tygodnia przychodzi codziennie po lunchu.
Ten jest dużo lepszy od tego, który, brałeś/brałaś ostatnio — powtarzam to, jak mantrę. Nie wiem, czy ktoś jeszcze w to wierzy, ale na pewno
są tacy, którzy podczas podejmowania decyzji, potrzebują tego potwierdzenia.
Odpowiedziała: Twój towar, jakimś dziwnym trafem jest każdego dnia lepszy. (bezczelna pomyślałem) Spojrzałem jej w oczy, nie było w nich przerażenia. (dziwne) Nie przerwała — gdyby ta lepszość rosła w centymetry, twój
towar z pewnością dotykałby gwiazd — a to mi się spodobało, jaranie "Gwiezdny Pył". Można wciskać kit np. "taka nazwa, gdyż
kwitnie nocą" — poetyckie, tu muszę zaznaczyć, że to jedyny finansowy
pożytek z mojej "poezji", dobra nazwa towaru przyciąga klientów (szczególnie turystów).
Powiedziałem: Prawda jest taka, że raz jest lepszy, raz gorszy — ja tego nie produkuje, ja tylko... (zapanowała cisza)
Nie wiem czemu to zrobiłem, to było głupie, prawdziwe, ale głupie. Cokolwiek powiesz, nie mów nic — rozbijało mi się po głowie.

 
(Poniedziałek) 
...co się ze mną dzieje, znowu się pomyliłem. To już drugi raz dzisiaj, jak tak dalej pójdzie to, będę musiał dopłacać do tego interesu. Nic tylko wypatruję. Zobaczę w tłumie blond włosy — ona, nie ona, ona, nie ona... — chyba zwariowałem... OMG, tym razem, wprowadził mnie w błąd jakiś kudłacz od szarpidrutów, oczywiście blondyn — na bank zwariowałem. Już zwracam uwagę, nawet na te z krótkimi włosami, przecież mogła pójść do fryzjerki. No ale z drugiej strony, jak tam była to, mogła też je sobie przefarbować — co ja wygaduję. A może już tu była, gdy poszedłem po towar. Zobaczyła, że mnie nie ma i... no właśnie i co? Może kupiła od kogoś innego — zapytam.

Symi! Czy była tu, taka blondynka w żakiecie?
- Co to jest żakiecie?
Zapomnij o żakiecie, blondynka długie włosy — była?
- Niska i gruba?
Nie, wysoka i szczupła.
- Jak ta z tego filmu o tym nagim instynkcie? To, takiej nie było.
(Pomyślałem — wkręca mnie — musiał się zorientować).
Wiesz, o którą mi chodzi, ta co była tu wczoraj po lunchu. Nie miałem jej wydać z pięćsetki — zaufałem — dzisiaj miała donieść.
- Przepraszam, ale nie mam kompetencji komentowania takich zachowań — nie jestem psychiatrą. Wybuchnęli śmiechem, tylko Symi dumny, że udał mu się żart, stał z wypiętą piersią, jakby miano mu przypiąć medal. Kolejne nieprzemyślane posunięcie z mojej strony. Przecież to było do przewidzenia, ale ja dzisiaj nie kontaktuję, a i w nocy, też prawie nie spałem.
Gdybym wiedział, jakie ma imię, wtedy w myślach zwracałbym się do niej po imieniu. Zastanawiam się, jakie imię do niej pasuje — może "Cedella" (piękna księżniczka) albo "Mirabel" od łacińskiego słowa "mirabilis" (cudownie piękna). Co się zemną dzieje? Czy to sen? Nie mogę w to uwierzyć. Tęsknie za kimś, kogo znam przelotnie od dwóch dni. Kilka minutowych spotkań i z mojej strony nic. Nawet nie patrzę jej w oczy. Mówię swoje, biorę, podaję, czasami wydaję resztę i myślę, nic tylko myślę. Cholera, myśliwy się znalazł. Ktoś mnie woła — znowu się zamyśliłem.
- Ej! Worek ci wypadł. E! Romeo, worek ci wypadł!
Dzięki zamyśliłem się.
- Podnieś worek i podejdź do mnie.
Co tam?
- Zapomnij kuzynie.
Zapomnij, co?
- Zapomnij o niej. Ona, nie mówi jak my, nie wygląda jak my, nie
myśli jak my. Chodziła do innej szkoły.
Z całym szacunkiem Symi, ale ty nigdy nie chodziłeś do..., skąd wiesz, że jej tam nie było? Powiedziałem to głośniej, tak żeby inni słyszeli, miałem nadzieje, że ich to rozbawi. Niestety, nie tym razem. Nie spodobało się to nikomu, z jakichś przyczyn to nie był dobry żart — może zbyt prawdziwy. Oczywiście w takich okolicznościach zachowałem się tak, jakby zrobił to każdy z nich — rzuciłem kilka niecenzuralnych słów i odszedłem obrażony.(dalej rozmyślać o Mirabel)
Romeo, idziesz? Już nikt nie przyjdzie, po drodze jeszcze wpadamy na piwko i bilard — idziesz?
- Nie, jeszcze trochę postoję, muszę odrobić za sobotę. Do jutra!
Nara!

 

A Raskolnikowski
A Raskolnikowski
Opowiadanie · 17 kwietnia 2021
anonim