Prywatny detektyw, jak to brzmi? W moim odczuciu dumnie, groźnie, mocno. Tak myślałem dopóki sam nim nie zostałem i nie minęło kilka lat mojej działalności. Postrzeganie przeze mnie pracy jako prywatnego detektywa zmieniało się z każdym rokiem a później z każdym miesiącem mojej pracy.
Kiedy jako nastoletni chłopak przeczytałem pierwszą powieść o Sherlocku Holmesie byłem oczarowany. Nie chodziło tu o styl pisania powieści, kunszt autora. Byłem oczarowany postacią Holmesa. Z miejsca poszedłem do osiedlowej biblioteki i wypożyczyłem kilka pozycji opisujących przygody sławnego detektywa i jego przyjaciela Watsona. Wydarzenia opisane na kartach tych powieści zaważyły o całym moim przyszłym życiu. Już nie chciałem zostać introligatorem, którym był mój ojciec i przejmować po nim małego punktu naprawy i oprawiania książek. Lubiłem książki, zawsze były obecne w moim życiu i to po trochu dzięki ojcu, który je naprawiał czy sprawiał im nowe twarde oprawy lecz mało czytał, prawie wcale i po trochu mamie, która w przeciwieństwie do ojca czytała jak opętana i zaraziła mnie tym czytaniem. Gdy byłem dzieckiem czytała mi książeczki z serii " Poczytaj mi mamo " , później razem czytaliśmy " Krzyżaków ", Trylogię czy " Kamienie na szaniec " czytaliśmy sobie na głos, na zmianę. Pokochałem książki i to właśnie dzięki tej miłości trafiłem na Sherlocka Holmesa i jego przygody. Do tego stopnia byłem zahipnotyzowany tymi opowieściami że prawie wierzyłem w to że mój ulubiony angielski bohater żył naprawdę. Postanowiłem w przyszłości zostać prywatnym detektywem.
Zabrałem się solidniej do nauki, przecież taki detektyw musi być wszechstronnie wykształcony, wiedza z każdej dziedziny zawsze się przyda przy rozwiązywaniu tajemniczych spraw morderstw, przy rozpracowywaniu mafii czy wielkich oszustw finansowych. I tak leciały lata ja zaniechałem całego życia towarzyskiego tylko uczyłem się i zdobywałem kwalifikacje, które mogą mi się przydać jak już zostanę tym wielkim detektywem. Zapisałem się do sekcji Karate, byłem też członkiem sekcji strzeleckiej, studiowałem chemię, fizykę, psychologię. Byłem tak naładowany wiedzą że miałem wrażenie iż uniesie mnie ona w powietrze niczym balon napełniony helem. Gdy osiągnąłem dorosłość kształciłem się dalej i pracowałem u ojca w zakładzie naprawy książek. Niestety po kilku latach ojciec zmarł, niedługo po nim mama. Zostałem sam.
Postanowiłem że już czas na zrealizowanie marzeń. Sprzedałem punkt naprawy i oprawiania książek, miałem jeszcze pieniądze, które zostały mi po rodzicach. Zacząłem ubiegać się o licencję prywatnego detektywa. Nie było to takie proste jak mogłoby się wydawać. Wywiady środowiskowe, policyjne, badania psychologiczne, opnie od sąsiadów, znajomych, to wszystko trwało i trwało i oczywiście kosztowało, tak samo jak w przypadku starań o zezwolenie na posiadanie broni palnej. Po prawie roku udało mi się wszystko zakończyć i odebrałem wymarzoną licencję. Wynająłem biuro na VII piętrze warszawskiego biurowca, umieściłem ogłoszenia w mediach " Biuro Prywatnego Detektywa HOLMES, sprawy trudne, dziwne, zagmatwane. Nie ma spraw nie do rozwiązania. Kontakt: Piotr Świderski, adres, telefon, fax, e-mail. "
Umeblowałem swoje biuro, podobało mi się. Było nowocześnie, czysto i prosto. Bez zbędnych ozdóbek, obrazków czy jakiś posążków na biurku. Na drzwiach do mojego biura sam, własnoręcznie wykonałem napis: "Prywatny detektyw Piotr Świderski" . Zadowolony z siebie usiadłem przy biurku i czekałem na całą masę klientów, która miała oczywiście za chwilę walić do mnie drzwiami i oknami z prośbą o rozwiązanie spraw straszliwych morderstw, miliardowych oszustw finansowych, ofiar nękania przez mafię. Tak, mogłem sobie czekać.
Praca ta okazała się nieco inna niż się spodziewałem. Sprawy, które prowadziłem dotyczyły przeważnie niewiernych żon lub mężów, kilka zleceń odzyskania skradzionych samochodów, zdemaskowanie nieuczciwego wspólnika. Nie przeżyłem wielkich przygód, nigdy nie użyłem broni ani też ciosów Karate, których zawzięcie się uczyłem. Ale dało się żyć, pieniądze z tego były, może nie jakieś ogromne ale wystarczały na w miarę przyzwoite życie i nawet na zatrudnienie asystenta.
I tak mijały lata pracy w zawodzie, podszyte rutyną a czasem nudą. Do tego dnia, w którym zapukał do mojego biura pewien jegomość szukający pomocy w złapaniu kogoś, kto jego zdaniem złośliwie uprzykrzał mu i jego rodzinie życie w nowo wybudowanym domu rodzinnym.
CDN