Tak właśnie było na podwórku pewnej kamienicy znajdującej się blisko centrum miasta. Gromadka dzieci biegała bawiąc się w jakieś wymyślone przed chwilą zabawy, które jednak zostaną zapamiętane przez nie do końca ich życia. Leżąc na łożu śmierci prawie każdy z nich wspomni jak to używał życia na tym podwórku, tego późnego popołudnia, w to tak bardzo upalne lato. Dorośli siedzieli spokojnie w cieniu pod oknami, przy murze kamienicy. Wystawili sobie stolik, różnego rodzaju napoje, grilla i piekli na nim kiełbaski, które aż trzeszczały ze szczęścia, że wkrótce spełnią swoją życiową rolę. Czas płynął powoli, nic nie zakłócało spokoju tej prawie sielankowej sceny.
-Chodźcie zobaczcie To! -wołał nieduży chłopiec, wskazując na coś co leżało wewnątrz bramy wiodącej na ruchliwą ulicę – no chodźcie tutaj szybko!
Użył on słowa szybko choć to co miał innym do pokazania wcale nie wymagało szybkiego stawiania się na miejscu. Dzieci z całego podwórka szybko pobiegły do bramy w której miała się znajdować nie zwykle interesująca, jak wynikało z okrzyków ich kolegi, rzecz.
-Patrzcie na to- powiedział chłopiec, który znalazł ów ciekawe odkrycie.
-On śpi?- zapytała się jedna z dziewczynek. Wtedy przed tłum dzieci wysunął się wyższy od reszty chłopiec i powiedział
-Tak śpi, pijany jest i tyle. Teraz takich tu pełno przyłazi, chodźmy stąd, zostawmy go.
-No co ty a jeśli coś mu się stało?- powiedziała druga dziewczynka o długich blond kręconych włoskach.
-Tak pewnie, że mu się coś stało, upił się pijak jeden. O patrzcie tam leży butelka po tym świństwie- chłopiec wskazał ręką miejsce w drugim końcu bramy gdzie leżała brązowa butelka z resztą tajemniczego płynu. Na butelce była etykieta, która potwierdzała stan materialny leżącego niedaleko właściciela. Człowiek ten z wyglądu miał około 50lat, brodę, wąsy, krzaczaste brwi , wszystko w kolorze popiołu. Na sobie miał lekko ubrudzone dżinsy, z małą dziurą na lewym kolanie, a także ciemno brązowy sweter w stanie podobnym do spodni. Był to Henryk S. , 48 letni ślusarz, z brzydką żoną i dwójką podobnych rodzicom dzieci. Pracował w warsztacie przez 27 lat gdy ten zbankrutował zostawiając Henryka na bruku. Żona jego była sklepikarką w jednym z małych sklepów w centrum miasta, gruba, wielka kobieta z małymi wąsami. Gdy Henryk się z nią żenił miała 25 lat i była o niego o 3 lata młodsza. Wtedy miała normalną figurę, ani szczupła ani chuda, taka jak jej mąż to określał „była w sam raz”. Zarabiała jednak mało, a Henryk stracił niedawno prawo do zasiłku. Nigdy nie wykazywał skłonności do nadużywania alkoholu, lecz te wszystkie nieszczęścia wtrąciły go zupełnie z równowagi, zaczął pić. Tego dnia jego maraton do totalnego zamroczenia rozpoczął się parę minut po dwunastej gdy to kupił pierwszą butelkę, tego samego taniego napoju którego resztka leżała teraz w butelce niedaleko jego bezwładnego ciała. Osiągnął swój cel, nie był w stanie się podnieść, ani rozumieć do końca otaczającej go rzeczywistości.
-Ja uważam, że powinniśmy mu jakoś pomóc- stwierdziła niska blondyneczka o długich kręconych włoskach.
- No co ty? Jemu nie można pomóc trzeba powiedzieć rodzicom, oni zadzwonią na policję, a ci go stąd zabiorą i będzie spokój- powiedział wysoki w porównaniu do reszty dzieci chłopiec. Był on najstarszy ze wszystkich dzieci na podwórku. Miał nad nimi wszystkimi pewien rodzaj władzy, prawie zawsze go słuchali i to on miał decydujący głos o tym w co się dzisiaj będą bawić. Teraz karcił i brzydził się tym człowiekiem, który leżał w bramie, nieświadomy faktu, że za 31 lat zajmie jego miejsce. Miał on na imię także Henryk, także znajdzie tu po stracie pracy. Uzyska zawód mechanika samochodowego i podczas zwolnień pracowników z jednej z firm, także zostanie na bruku. On jednakże nie będzie miał żony, zostanie sam, co tym szybciej zaprowadzi go na dno. Lecz tego dnia to on stał nad pijakiem z pogardą i niechęcią w sercu, namawiając innych by go pozostawić bez pomocy.
-A może trzeba mu pomóc przecież nie mógł tak po prostu bez przyczyny się upić- powiedział jeden z chłopców stojących naprzeciwko Henia, w dopiero co utworzonym kole wokół leżącego Henryka.
-Właśnie, pomóżmy mu- odpowiedziało kilka głosów, znajdujących się w różnych miejscach kręgu. Z dziecięcą naiwnością, mało wiedząc o świecie dorosłych, chciały pomagać człowiekowi, który dla innych ludzi był zupełnie przegrany.
- Ale jak mu możemy pomóc?! – krzyknął Henio- przecież jesteśmy tylko dziećmi i nie mamy możliwości by coś zrobić dla tego człowieka.
-Nie prawda mamy możliwości, te zawsze są, trzeba wierzyć - odparł niski chłopiec o krótkich, prostych, czarnych włosach, stojący naprzeciwko ich przybranego podwórkowego wodza. Nie miał pojęcia co mają zrobić ale wiedział, że nie mogą tego pijaka po prostu tak zostawić. Był to jego pierwszy raz gdy postanowił komuś pomóc, takich momentów w jego życiu będzie jeszcze wiele. Skończywszy wyższą uczelnie, zostanie założycielem jednej z największych fundacji charytatywnych w kraju. Krzyś, bo tak było mu na imię, będzie ceniony, podziwiany za upór i poświęcenie podczas niesienia pomocy innym ludziom. Wtedy stał zdeterminowany by pomóc biedakowi. Wiedział, że coś się zmieniło, jakiś guzik w sercu został naciśnięty i ta determinacja będzie już mu na zawsze towarzyszyć, do końca jego dni.
-Głupi jesteś!- huknął z lekkim gniewem Henryk.- idę po rodziców oni już będą wiedzieli jak sobie poradzić z tym pijakiem!
-Stój! Może możemy mu pomóc biorąc mu pieniądze, wtedy nie będzie miał za co kupić tego świństwa - zawołał stojący obok Henryka, chłopiec z rudymi włosami, piegowatą twarzą i lekko za długim nosem.
- No co ty! Przecież pójdzie do domu i sobie weźmie więcej pieniędzy jak będzie chciał - odparł Henryk, odwrócił się, przedarł przez dzieci i ruszył po rodziców.
- Ja tylko tak myślałem, że to mu pomoże- odpowiedział rudzielec o imieniu Bartek. Kłamał, wcale mu nie zależało na dobru śpiącego Henryka tylko na swoim własnym. Miał nadzieję, że pieniądze zabrane wydadzą na słodycze, które tak bardzo lubił. Przez chciwość wiele razy popadnie w konflikt z prawem, trafi do więzienia, aż w końcu za 23 lata zginie z ręki swojego wspólnika, podczas kolejnej kłótni o pieniądze z nieczystych interesów.
-No poczekaj Heniu! Przecież może on dlatego pije bo mu jest smutno i trzeba go rozweselić - zawołała ciemna dziewczynka, która została przed chwilą potrącona przez Henryka.
-Ale z was dzieci - ironicznie odpowiedział z wyraźną wyższością Henryk, on był starszy i rozsądny, nie uważał się już za dziecko, ani także za dorosłego. Twierdził, że jest czymś pomiędzy. Dawało mu to prawo dowodzenia wszystkimi dziećmi na podwórku - A co chcesz mu zaśpiewać? Zatańczyć? Może zaprosić by się z nami pobawił?
Gdy padły te słowa, autorka propozycji rozweselenia leżącego Henryka, rozpłakała się. Nie stało się to dlatego, że była nadzwyczaj wrażliwym dzieckiem. Zrobiła to bo była rozpuszczoną jedynaczką. Nie lubiła jak nie zwracano na nią uwagi, niebyła najlepsza a tym bardziej jak z tego powodu była wyśmiewana lub na nią krzyczano. Tą płacząca dziewczynka była Kasia, która będzie piękną dziewczyną, zawsze otoczoną wianuszkiem wielbicieli. To ona za 6 lat pod wpływem alkoholu, zajdzie w ciążę w brudnym samochodzie, z dopiero co spotkanym mężczyzną. Popełni samobójstwo w 4 godziny po dokonaniu aborcji, płacząc tak jak to robiła tego dnia przy tym pijanym ślusarzu. Od tego będzie huczeć całe miasto, wszyscy będą o niej rozmawiać, będzie w centrum uwagi, co przecież tak za życia lubiła.
- Przestań płakać! I Tak mu nie pomożesz swoimi tańcami ani śpiewem! – krzyknął Henryk, wyraźnie zdenerwowany, zachowaniem Kasi.
- On ma rację- przytaknęła niska dziewczynka o długich blond kręconych włoskach- Wiecie co ja słyszałam ostatnio w kościele? Jak ksiądz mówił o tym ze ludzie są nieszczęśliwi jak nie wierzą w Boga i nie chodzą do kościoła.
-Zaniesiesz go do kościoła?- roześmiał się mały Henryk, a za nim śmiechem wybuchła reszta stojących w kręgu dzieci.
-Chociaż niech pacierz powie, może to mu pomoże?
- Ty zawsze coś głupiego palniesz - powiedział Henio.
-No co może ty coś lepszego wymyślisz?- zapytała agresywnie, dziewczynka. Później także wiele razy stanie w obronie swoich poglądów i wiary. Miała także na imię Kasia lecz była zupełnie innym typem człowieka niż ta Kasia, która chwilę przedtem płakała, a teraz była już uśmiechnięta i radosna bo to nie ją teraz wyśmiewali, znowu była tą podziwianą. Ona zostanie zakonnicą, misjonarką za 15 lat. Przez całe swoje życie będzie pomagać ludziom i głosić słowa Chrystusa. Przeżyje 96 lat w Bogu i po kolejnych 39 zostanie świętą, o której będą mówić, że miała serce większe od ciała. Już wtedy wierzyła, że może pomóc biednemu, pijanemu Henrykowi przez modlitwę.
- Nie możemy mu pomóc! Rozumiecie?- krzyknął Henio i w tym momencie Henryk się poruszył i zwymiotował na swój brudno-brązowy sweter. Szybko rozniósł się wstrętny zapach na wpół strawionego alkoholu. Dzieci odskoczyły z obrzydzeniem, zatykając nosy. Leżący Henryk odzyskał na chwilę przytomność i gardłowym , słabo słyszalnym głosem powiedział
-Uciekajcie stąd pieprzone dzieciaki - po tych słowach próbował wstać lecz w alkohol jeszcze miał nad nim kontrolę i gdy tylko się podniósł, upadł z powrotem na ziemię, uderzając głową o beton. Wszystkie dzieci uciekły z krzykiem z bramy, jakby czaiło się w niej straszne zło, a nie niewysoki pijany człowiek, nie potrafiący nawet wstać. Nastąpiła chwila ciszy przerywana tylko odgłosami rozmów dorosłych i przejeżdżających samochodów. Po tym wyczekaniu i upewnieniu się czy na pewno nic już im nie grozi, dzieci zaczęły wracać do bramy znowu ustawiając się w krąg wokół leżącego Henryka.
-Zobaczcie leci mu krew, musimy o nim komuś powiedzieć! - zawołał autor tego niezwykłego znaleziska.
- No mówię wam o tym od początku - odparł Henio.
- Dobra ja szybko pobiegnę i powiem rodzicom - wypowiedziawszy te słowa chłopiec, który znalazł pijanego Henryka, wybiegł szybko z bramy. Zawsze później Patryk będzie biegł po pomoc do kogoś jak nie będzie radził sobie z życiem. Będzie się to jednak zdarzać niezwykle rzadko, gdyż zostanie on za 16 lat listonoszem tak jak jego ojciec, do którego teraz biegł. Nie będzie mu się przelewało lecz, będzie mógł sobie pozwolić na wiele rzeczy. Ożeni się z bardzo ładną dziewczyną mieszkającą na drugim końcu miasta. Wydadzą na świat trójkę synów należących do kolejnego pokolenia listonoszy, a jeden z nich zostanie lekarzem pediatrą. Będzie zadowolony z życia i miło będzie wspominał czasy dzieciństwa na tym zakurzonym, brzydkim podwórku. Pobiegł wtedy co tchu ku swoim rodzicom, także spożywających alkohol, tylko w mniejszych ilościach i w innym napoju niż Henryk, by ci pomogli mu rozwiązać problem, będący ponad jego dziecięce siły.
- Chociaż spróbujmy by powiedział pacierz - powiedziała Kasia o blond włosach i obróciła głowę leżącego. Ten otworzył oczy i patrzył ze zdziwieniem na to urocze dziecko jak na swojego anioła. Tak w przyszłości będą wiele razy patrzeć na Kasię.
- Niech pan powtarza za mną dobrze? – powiedziała i zaczęła recytować pacierz- Aniele Boży stróżu mój....
- Aniele Boży stróżu mój – powtórzył szeptem, z wyraźnym wysiłkiem leżący Henryk
-Ty zawsze przy mnie stój
-Ty zawsze przy mnie stój - nie wierzył w wypowiadane słowa, powtarzał je automatycznie. Podświadomie wiedząc jednak, że są one dla niego ważne.
-Rano, wieczór, we dnie, w nocy
-rano, wieczór....- alkohol walczył by ostatnie resztki świadomości zniewolić i zamknąć w głębi czaszki. Henrykowi coraz trudniej było powtarzać słowa padające z ust dziewczynki.
- we dnie, w nocy
- we dnie, w nocy- gdy padły te słowa z ust pijanego, przybiegł Patryk z rodzicami reszty gromadki stojącej w kręgu.
-Zostawcie go dzieci!- rozległ się gruby głos, któregoś z ojców.
Rodzice brali za ręce swoje dzieci odciągając je od tego źródła zła i zarazy. Większość posłusznie usłuchała rodziców i nie stawiając oporu oddaliła się od bramy. Tylko małą Kasia, blondyneczka z kręconymi włosami wyrywała się powtarzając:
-Bądź mi zawsze ku pomocy – słów tych jednak ślusarz nie rozumiał, opuściły go siły, zamknął oczy i wyłączył świadomość. Tak mu było łatwiej, nie musiał o nic walczyć.
Rodzice siłą odciągnęli Kasię od pijanego Henryka. Gdy znalazła się za bramą, w takiej odległości, że nie było już widać leżącego, rozpłakała się wtulając w ramiona swojej mamy. Pytała z wielkim żalem przez łzy
-Dlaczego nie możemy mu pomóc mamo?
Któryś z rodziców pobiegł po przechodzący patrol policyjny. Ci wzorowo wezwali radiowóz. Już po chwili pakowali Henryka do środka. Byli jednak przy tym bardzo nieostrożni przez co głowa ich więźnia uderzyła o krawędź otwartych samochodowych drzwi. Gdy już było po wszystkim poinformowali zebrany tłum, że zawiozą go na izbę wytrzeźwień gdzie spokojnie spędzi noc. Po tym wsiedli do samochodu i szybko odjechali. Tłum zaczął się rozchodzić. Przyszli księgarze, murarze, lekarze, pielęgniarki i nauczyciele zaczęli powoli wracać do zabawy. Tłumili wrażenia i współczucie co pozwalało im zapomnieć o niedawno widzianym Henryku, jego siwej brodzie i brudno brązowym swetrze. Znowu liczyła się dla nich zabawa. Rodzice także wracali do swoich wcześniejszych zajęć. Niektórzy po powrocie ku swemu zdziwieniu zastawali spalone na grillu kiełbaski. Te wykorzystując ich nieuwagę, postanowiły wyłamać się spośród konwenansów, spalając się, a nie będąc zjedzonym co było im przeznaczone. Słońce ciągle chyliło się ku zachodowi, nie mogąc do końca zniknąć za horyzontem. Nie spadła ani kropla deszczu a mało miasteczkowa atmosfera panowała wszędzie tak jak kilkanaście minut temu.
Henryka S. już nie było w bramie, ani nawet w radiowozie w którym jechało jego bezwładne ciało. Jego gruba żona, nie zorientowała się wcale, że właśnie we tej chwili została wdową. Była zajęta wyzywaniem swoich głupawych dzieci gdy alkohol pożerał życie jej męża.
Po kilkudziesięciu minutach od zabrania przez policję pijanego człowieka leżącego w bramie, rozległy się grzmoty i oberwała się chmura. Ludzie w pośpiechu zaczęli uciekać do domów, zwijając cały ich, znajdujący się na zewnątrz, dobytek. Dzieci pobiegły do swoich pokojów, zmartwione końcem zabawy na dworze. Mała Kasia siedziała w oknie patrząc na spadające krople. Już nie płakała czuła, że jej modlitwa pomogła Henrykowi. Myślała wtedy
-On nie mógł być takim złym człowiekiem, jeśli Bozia tak płacze, że go spotkało nieszczęście.