- Dzień dobry Pani Halinko- przywitała mnie ekspedientka
- Dzień dobry- odparłam
- Bierzemy to co zawsze?- zapytała z uśmiechem- Mleko, chleb- wyliczała kładąc na ladę produkty- A na zupę co?- spojrzała na mnie łagodnie
- Nie wiem- byłam niezdecydowana- Może koncentrat pomidorowy?- zastanawiałam się- Tak Niech będzie- podjęłam decyzję- I ryż. Zrobię pomidorówkę z ryżem.
- Pani Halinko- sprzedawczyni westchnęła głęboko- Wczoraj brała pani koncentrat i ryż. Nie może pani jeść w kółko tej samej zupy- w jej głosie była troska, odwróciła się do mnie plecami i zaczęła szukać czegoś na regale- Proszę- powiedziała- To przecier z ogórków kiszonych- postawiła przede mną mały słoiczek z zieloną miazgą- Doda pani dwa ziemniaczki, trochę śmietany i gotowe.
Spakowałam zakupy, podziękowałam i wyszłam ze sklepu. Do domu postanowiłam wrócić przez park. ,,Co się ze mną dzieje?- myślałam- Co się ze mną dzieje?" Nie wiem jak długo spacerowałam po parku. Straciłam rachubę czasu. Zmarzłam jednak porządnie i to był sygnał do powrotu. Jakież było moje zdziwienie, gdy usiłując przekręcić klucz w zamku, drzwi nagle otworzyły się i ujrzałam w nich bladą z przerażenia twarz mojej córki.
- Gdzie byłaś tyle czasu?! Dlaczego wychodząc zostawiłaś otwarte drzwi?!- zasypała mnie lawiną pytań- Nic ci się nie stało?! Na szczęście nic!- odpowiedziała sama sobie mierząc mnie badawczo wzrokiem- Czy ty wiesz, jak się martwiłam?!- wzięła ode mnie torbę z zakupami i pomogła zdjąć płaszcz.
- Uspokój się- powiedziałam- Niemożliwe abym zostawiła otwarte drzwi. Choć do kuchni- zaproponowałam- Zrobię ci ...- poczułam znany skurcz żołądka, który sygnalizował, że znów nie potrafię przypomnieć sobie jakiejś nazwy- Zrobię ci coś do picia- wybrnęłam
- Nie mam czasu mamo- powiedziała już łagodniej- Muszę wracać do pracy. Zadzwoniła do mnie sąsiadka. Chciała coś od ciebie. Dzwoniła do drzwi, ale nikt nie otwierał. Złapała za klamkę i drzwi się uchyliły. Weszła więc do środka, myśląc, że jesteś- opowiadała córka z przejęciem- Gdy jednak okazało się, że dom jest pusty a ty nie wracasz, zadzwoniła do mnie- Ewa podeszła i przytuliła mnie mocno- Mamo, proszę nie wychodź już dziś nigdzie. Przyjadę do ciebie wieczorem. Musimy porozmawiać- spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem- Czekaj tu na mnie. Dobrze?
Skinęłam potakująco głową.
- I zamknij za sobą drzwi- powiedziała całując mnie w policzek.
Gdy wyszła, usiadłam na kanapie. Czułam, że dzieje się ze mną coś dziwnego, coś bardzo złego. Miałam wiele znajomych w moim wieku. One też uskarżały się, że pamięć je zawodzi, ale żadna z nich nie czuła w środku, że to coś innego niż starość. Przynajmniej o tym nie mówiły. Ja czułam, że jest jeszcze coś o czym chyba nie chciałam wiedzieć. Siedziałam tak wpatrzona w niebo za oknem. Było szaro-bure, jednolite. Takie nieciekawe, że nawet czarny ptak, który na moment ukazał się w ramce okna i przelatując trzepotał skrzydłami, nie był w stanie zakłócić jego monotonii. Ogarnęła mnie bezsilność. Nie chciałam być dla nikogo ciężarem na stare lata. Modliłam się, aby Bóg zachował mi sprawność fizyczną, żeby nikt nie musiał chodzić koło mojego łóżka i mnie pielęgnować. Zadowolona ze swej sprawności, zapomniałam modlić się o jasność umysłu. Nie pomyślałam, że przysporzy mi tyle kłopotów. Postanowiłam, że pójdę do lekarza. ,, Może wystarczą tylko jakieś leki- pocieszałam samą siebie- I wszystko się ułoży" Gdzieś w podświadomości, wiedziałam, że to nieprawda. Nie pierwszy raz obiecywałam sobie wizytę w przychodni a potem wymyślałam setki powodów, aby tam nie iść. Oszukiwałam samą siebie. Nie! Byłabym niesprawiedliwa, gdybym nie wspomniała o wizycie sprzed kilku tygodni.
- Dzień dobry- powiedział lekarz, gdy weszłam do gabinetu- Proszę usiąść- wskazał miejsce po drugiej stronie biurka- Czy coś pani dolega?- zapytał
- Nie- odparłam- Czuję się tylko trochę osłabiona. Chciałabym zrobić podstawowe wyniki badań.
Gdy wypisywał skierowanie, ja opowiadałam jak świetnie sobie radzę i że poza niewielkim uczuciem zmęczenia, czuję się naprawdę dobrze. Profilaktycznie lekarz zbadał mi ciśnienie, osłuchał płuca, oskrzela i zajrzał do gardła. Wszystko było w porządku.
- Życzę utrzymania tak dobrej formy- powiedział na pożegnanie
Takim sposobem wymusiłam na nim, aby powiedział to co chciałam usłyszeć; że jestem zdrowa. Wyniki badań podstawowych też były całkiem niezłe. To był następny krok, aby uśpić swoje obawy. Chciałam przechytrzyć naturę, własny los i organizm. Gdy kłopoty z pamięcią i ogólne roztargnienie nasilało się wmawiałam sobie, że jest sto ważniejszych spraw do załatwienia niż spotkanie z lekarzem. ,, Nie tak wyobrażałam sobie jesień życia"- pomyślałam- Planowaliśmy z mężem, że gdy przejdziemy już na emeryturę, będziemy spędzać czas na działce, chodzić na spacery, wyjeżdżać nad morze a nawet za granicę.- ,,Jesień naszego życia będzie słoneczna i złota"" mawiał mój mąż. Nie doczekał tego. Zmarł na zawał, zanim przeszedł na emeryturę. Gdy otrząsnęłam się z pustki po jego śmierci, postanowiłam, że jesień mojego życia będzie właśnie taka, że będzie mienić się wszystkimi radosnymi barwami. ,,Jemu nie było dane tego przeżyć- myślałam- Więc chciałby abym ja się cieszyła; za nas dwoje" Niestety- moja jesień zapowiadała się pochmurnie i deszczowo. Była mokra tak jak twarz pokryta łzami tęsknoty za tym co okazało się nie dla mnie.
Córka przyszła, tak jak zapowiedziała, późnym popołudniem.
- Dobrze się czujesz?- zapytała od progu
- Oczywiście, że dobrze- odburknęłam, ale zrobiło mi się głupio- Niby jak mam się czuć?
- Musimy poważnie porozmawiać- rzekła zdejmując płaszcz- Choć, zrobimy sobie coś do picia. W torbie mam ciastka- mówiła zmierzając wprost do kuchni.
Mówiła o zwykłych sprawach a jednak jej głos drżał lekko i można w nim było wyczuć nutę zdenerwowania. Czekająca nas rozmowa nie była łatwa ani dla niej, ani dla mnie.
- Poprosiłam o dzień wolnego w pracy- odważyła się - Załatwiłam ci też badania u mojego znajomego lekarza- mówiła nalewając wodę do czajnika- Tak się składa, że ma jutro dyżur w szpitalu, więc pojedziemy i zrobimy wszystko co potrzebne w jednym miejscu....
Powiedziała jeszcze coś o tym, że telefonowała do mojego syna a jej brata, że bardzo go martwi mój stan zdrowia ale ja już nie potrafiłam skupić się na jej słowach. Moją uwagę przyciągnął fakt, że Ewa trzymała w ręku ,,coś" , co potem postawiła na stole, wrzuciła do środka torebki herbaty a potem zalała je wodą, a ja bezskutecznie próbowałam nazwać ten przedmiot i nie potrafiłam. Nazwa wyleciała mi z pamięci. ,, Jak to się nazywa?- myślałam gorączkowo- Zaraz...Muszę sobie przypomnieć...muszę...."
- To twoja szklanka- powiedziała Ewa podsuwając mi to ,,coś"- Posłodziłam ci od razu.
,,Szklanka...szklanka...szklanka- powtarzałam w myślach- Przecież to proste. Jak mogłam o tym zapomnieć"
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- zamyślenia wyrwał mnie jej głos
- Tak, tak- otrząsnęłam się, wpatrując uważnie w jej twarz
- Co o tym myślisz?- zapytała
- O czym?- nie miałam pojęcia o czym mówiła
- Wiedziałam- spojrzała na mnie karcącym wzrokiem- Nie słuchasz mnie. Mówiłam, że w takim stanie nie możesz mieszkać sama. Musisz się przeprowadzić do nas. Tylko na jakiś czas- dodała widząc moją oburzoną minę- Dopóki się to wszystko nie unormuje. Rozmawiałam o tym z Robertem i z dziećmi-wzięła łyk herbaty- Zgodzili się. Mamy duże mieszkanie...
- W żadnym wypadku- zaprotestowałam- Nic mi nie jest. Mam prawo zapominać o różnych rzeczach!- mówiłam podniesionym tonem- Mam już swoje lata. Nie jestem nastolatką.....
- Mamo!- przerwała zdecydowanie- Kilka dni temu, nie poznałaś sąsiadki, która tu mieszka od dwudziestu lat. Przyszła do ciebie pożyczyć cukier a ty zaczęłaś krzyczeć, że złodziejka napadła twój dom i chce cię zamordować....- przerwała widząc łzy w moich oczach, których nie potrafiłam powstrzymać- Przyznasz, że nie wszystkim ludziom w podeszłym wieku zdarzają się takie historie- powiedziała już bardzo ciepło.
Rozpłakałam się na dobre. Nie byłam głupia wiedziałam, że dolega mi coś poważnego, że to postępuje. Z dnia na dzień było przecież coraz gorzej. Tak bardzo jednak pragnęłam wierzyć w to, że jestem zdrowa. Ewa podeszła i objęła mnie mocno ramieniem:
- Kocham cię- powiedziała- Poradzimy sobie, zobaczysz. Nie zostawię cię samej.
Obiecała przyjechać nazajutrz z samego rana. Tej nocy nie mogłam spać. ,, A więc jutro wszystko się wyda- myślałam- Nie pozwolą mi nadal wierzyć w perspektywę słonecznej jesieni; bez chorób, bez łez i zdania na łaskę drugiej osoby- mojej córki" Wiedziałam, że Ewa nie zostawi mnie samej i bardzo się tego bałam. ,,Czy opieka nad zniedołężniałą matką, nie zrujnuje jej małżeństwa?- myślałam- Robert jest dobrym mężczyzną, ale czy będzie w stanie znieść, że zostanie zepchnięty na bok. Jaki mężczyzna to wytrzyma? A dzieci? Ja jej nie pomogę a ich życie zmieni się nie do poznania. Nie będzie już beztroskie. Pozostaje jeszcze praca. Oboje pracują. Czy Ewa zrezygnuje z pracy?" Wiedziałam, że nie mogę do tego dopuścić. Znałam moją córkę. Wiedziałam, że poświęci się dla mnie. Nie było to jednak dobre rozwiązanie. ,,Ucierpią na tym wszyscy. Ja marzyłam o słonecznej jesieni a jej mam zgotować piekło w kwiecie wieku. Nie mogę tego zrobić Więc co mam zrobić?- myśli kotłowały mi się w głowie- Odebrać sobie życie? To by było najlepsze rozwiązanie. Czy potrafię? Nie, nię potrafię!- łzy spływały tak obficie, że czułam opuchliznę wokół oczu- Nie umiem tego zrobić. I nie chcę! Chcę żyć! Tak właśnie! Chcę żyć! Nie tak jak do tej pory. Chcę żyć, jak wszyscy normalni ludzie. Czy jest w tym coś złego?" Wiedziałam już, że to tęsknota za tym co traci się bezpowrotnie; młodością, zdrowiem...powoduje w ludziach chęć do życia. Wtedy, gdy niemal namacalnie czuć, że coś odeszło, opuściło nas, zaczynamy walczyć, aby wróciło, nawet wówczas, gdy jest to niemożliwe.
Z samego rana pojechałam z Ewą do szpitala. Zrobiono mi całą masę badań, w tym tomografię komputerową mózgu. Po jakimś czasie córka odebrała wyniki i skonsultowała się ze znajomym lekarzem.
- Mów- powiedziałam, gdy stanęła w progu mojego mieszkania.
Była smutna, ale nie wyglądała na zaskoczoną. Musiała domyślać się prawdy dużo wcześniej.
- Na pewno chcesz wiedzieć?- zapytała
- Tak- odparłam zdecydowanie
Podeszła i wzięła mnie w ramiona
- Pamiętaj, że cię nie opuszczę- szepnęła
- Powiedz wreszcie- ta chwila zdawała się trwać wieczność
Ewa odsunęła się i wzięła mnie za ręce. Nasze spojrzenia spotkały się
- To początki choroby Alzheimera- rzekła łagodnie- Choć- pociągnęła mnie za sobą w stronę pokoju- Lekarz mówił, że są leki: exelon, aricept- wymieniała nieznane dla mnie nazwy leków- które pomagają lepiej chorym funkcjonować. Wszystko będzie dobrze- powiedziała a ja zaczęłam zastanawiać się dlaczego tak często w sytuacjach, w których wiadomo, że nic nie będzie dobrze, ludzie wypowiadają to proste zdanie.,, Ponieważ nie mają co powiedzieć"- przeszło mi przez myśl.
Moja córka nie wiedziała co powiedzieć. Ja również.
- Wszystko będzie dobrze- powtórzyłam za nią.
Wiele czasu upłynęło zanim zdołałam przekonać Ewę, że póki to możliwe chcę mieszkać sama. W końcu uległa. Razem z bratem wynajęli mi opiekunkę. Mieszka w pokoju obok, gdyż moja córka stwierdziła, że potrzebuję opieki 24 godziny na dobę. To miła i samotna kobieta, której nie stać było na opłacanie czynszu we własnym domu. Za opiekę dostała dach nad głową i niedużą pensję. Jest zadowolona. Przynajmniej tak twierdzi. Ja też. W moim domu trochę się pozmieniało. Każdy przedmiot ma przyczepioną karteczkę z nazwą: ,,krzesło", ,,stół", ,,lodówka". Nie wiem tylko co będzie, jak zacznę zapominać nazwy liter, ale póki co jakoś sobie radzę. Ewa zagląda często. W końcu opiekunce też należy się wolne. Ostatnio dostałam od niej prezent. To obraz. Przedstawia las. Promienie słońca wdzierają się w szczeliny między konarami i rozpraszają , rzucając cienie na
pozostałe na drzewach liście. Pozostałe, te które zdążyły już opaść, pokrywają trawę, tworząc wielokolorowy dywan. Mienią się czerwienią, złotem i ciepłą pomarańczą, miejscami wpadającą w krzykliwą rudość. Powiesiłam go nad swoim łóżkiem, tak by budząc się rano cieszył moje oczy. Dałam mu tytuł ,,Tęsknota za słoneczną jesienią" i poprosiłam Ewę, aby taką przyczepiła mu karteczkę.