Zostawił mnie. Ot, tak po prostu, jak zostawia się rzecz, jak oddaje ubranie do pralni, jak wymienia koło w samochodzie. Nie pomyślał, że może zaboleć. Jego przecież nie bolało. Przyszedł niedawno i rzucił nieśmiertelne „ Zostańmy przyjaciółmi” Co miałam odpowiedzieć? Że super, że świetnie, też się cieszę? Zamurowało mnie; przesiedziałam otępiała dzień i noc, ani ręką ani nogą. Mama podsuwała kanapeczki, ciasteczka, budynie o trzech smakach, kiedy straciła cierpliwość próbowała mnie karmić. Ale ja tylko siedziałam . Milczałam, chciałam się z tym pogodzić, ale nie potrafiłam. Nie pomyślał, że jest dla mnie całym światem, że nikt go nigdy nie będzie kochał tak mocno jak ja. Ból, tak dotkliwy, że aż mnie zgięło w pół.
Godzina pierwsza...jak sobie bez niego poradzę, no jak?!? Był przy mnie zawsze, ocierał łzy szczęścia i smutku, przytulał, całował, pieścił...Taki cudowny, taki jedyny, taki mój...W każdej chwili mogłam na niego liczyć, wystarczyło sięgnąć po słuchawkę i szepnąć „Przyjeżdżaj”. Zjawiał się w dziesięć minut później, z paczką chusteczek, kolorowym brukowcem i orzechową czekoladą, choć osobiście nie cierpiał ani szmatławców ani słodyczy. Taki cudowny, taki jedyny, taki mój...Planowaliśmy duży dom z ogródkiem, rosły by w nim begonie i chryzantemy. Najpierw miał zdać egzaminy i znaleźć pracę, ja skończyć szkołę. Potem...mieliśmy nie rozstawać się nigdy. On zda egzaminy, ktoś inny rzuci mu się na szyję; ja skończę szkołę, ktoś inny mi pogratuluje. Nie będziemy już razem...
Godzina druga...jak on mógł?! Jak śmiał?! Nie daruję mu tego. Teraz pewnie bajeruje uroczą blondynkę, stawia szampana z kawiorem, zapala papierosa i szarmanckim gestem płaci za apartament w hotelu. Boli. Nie był taki cudowny, taki jedyny, taki mój. Owszem, zawsze były inne ale udawałam że nie wiem, nie widzę...W Walentynki także mnie zostawił, ponoć wypadło mu coś ważnego. Machnęłam ręką „ Nie ma sprawy, zdarza się” i usiadłam przed telewizorem. Tak, pozwalałam się oszukiwać. Przecież nie mogłam inaczej. Kochałam go...nawet wtedy gdy opowiadał o Asiach, Paulinach czy Dominikach.
Godzina trzecia...samotność nie jest taka straszna. Minęły 72 godziny, 37 minut, 15 sekund...zegar wciąż tyka. Ale żyję. On mnie nie kochał nigdy, przez ani jedną minutę w której był ze mną. Mistyfikacja, zwykła gra...ja byłam laleczką a on pociągał za sznurki. A jednak kochałam go...Nie jem, nie śpię od paru dni. Tylko siedzę. Lubię siedzieć. Koleżanki odeszły szukając zabawniejszego towarzystwa niż mój smutek, ukochane książki leżą w kącie, świat powoli znika...Kiedyś minie, pocieszam się.
Jest już ciemno, koło północy, gapię się przez okno w niebo. Pełnia. Myślę sobie: Księżyc, choć samotny to przecież Słońce gdzieś na niego czeka.
Telefon.
- Cześć, to ja. Moglibyśmy spróbować raz jeszcze?
Wyłączam. Nie dać sobą pomiatać, nie podporządkowywać się, nie poniżać się...wbijam sobie łopatą do głowy i powtarzam, jak nudny slogan reklamowy.
Dobrze mi ze swoim smutkiem, fajny z niego towarzysz. Poklepie po plecach, przykryje kocem gdy zimno, otrze rękawem łzę z policzka. Tylko się nie śmieje. I jest trochę uparty, nie odstępuje mnie ani na krok. Chociaż wie, że potrzebuję serotoniny to nie zgadza się na rozstanie. Czasem się o to właśnie kłócimy, jak to zwykle bywa w takich związkach. Mówi, że go zdradzam myśląc o Szczęściu. Oburzam się. A potem przepraszam. Nie lubię jak się na mnie gniewa.
*
Wczoraj odszedł. Powiedział, że nie musi się mną dzielić ze Szczęściem, że na to nie zasłużył. Wyszedł trzaskając drzwiami. Jedyne co mi po nim pozostało to brązowe skarpetki i skórzana kurtka, której zapomniał. Nie zatrzymałam go; kiedyś wróci, pocieszam się.
Telefon.
- Wiesz, masz rację. Chyba rzeczywiście moglibyśmy zacząć wszystko od nowa...
w tym mamy stary jak świat motyw rozstania, który przeżywa nastolatka.. prosty i schematyczny do cna... ale "uczucia i szczerość" tego tekstu dzięki w miarę poprawnemu warsztatowi dają o sobie znać.. ładny opis samotności, bardzo dobry motyw z telefonem i jakiś taki klimat tego rozstania, bardzo dobrze oddany
co do minusów: "blondynka" - jakoś mi tak na infatylizm schodzi i podział na godziny.. jak dla mnie bardzo nie wykorzystany i zgubiony w całym tekście..
podsumowując tekst niczego sobię :) gratulacje larousse i walcz ze mą tak dzielnie dalej to będą z ciebie ludzie :)
tylko mam pytanko czy to tak na serio osoba ktora to napisala przezyzla??