O głupoto! Jak cię Erazm z germańskiego Rotterdamu wykwitł po wysokie góry! A i on nie barbarzyńcą, jak ich wielu w germańskich miastach. Głupoty zawierze i życia, głupoty i nie przez stokroć powtarzanej, i w ponętach, w słowie, jak i umysł go zwalczyć nie może, choć i mógłby, ale umysł przeciw pokusom taki słaby, nawet mędrca. Głupotą i mężczyzna, i kobieta, i zwierzę.
Czyż to mało motłochów krąży po świecie? Czyż oni bez rozumu, jakby to rzekł tam ich obserwujący? A i oni w zabawie pogrążeni, radości, że odmieńców zniesławią, że i mienie naruszą, że wiele rzeczy wspólnie uczynią, a im to takie euforyczne. Jacyś to głupcy są zakochanymi — wieczystość sobie ofiarują, a i tej wieczystości tam nie ma, bo albo odejdą przez kosie śmierci, albo przed jej kosem, bez namiętności wytrzymać w spoczynku ducha ze sobą nie mogą — okaże się więc, że i oni w namiętności tylko dla siebie stworzeni, a i w przyziemnych sprawach nie. Z głupoty pociąga pokusy umysł nawet i doświadczony w wiedzę się, a co mu po tym, jak i w żałości się z kolei pogrąży. Głupoty wszechobecnej orszaki doświadczą, czy to już za dziecka i w młodzieńczości, a i na wiek sędziwy się zdarza.
Biada tym, co głupcami orzekają bliźnich swych, choć tak w głupocie toną na pozycji nieidentycznych spraw. Ale najwięksi z największych głupców, wyśmiewawszy tych, którzy w skrawku nie wiedzy innym szemrzą; bo i oni przecież w innych faktach niebiegli pozostają. Biada tym, co śmiechem kwitują odmiennych w odzieniu, biada przepowiadam, bo i oni dla drugich odmienni, a przez swe krótkie spojrzenie dostrzec samych przez się nie umieją. Biada tym, co uznali, że i ktoś tam przed stu, dwieście, a choćby tysiące laty uznali postępowania za definitywne, a i nawet nie wiedzą, czemu to przestrzeg
ają.