Ozzy Osbourne nakłania kolegów do zakończenia czarnej mszy! Aż Bill Ward zasalutował na propozycję wspólnego finału.
Koncert pogrzebowy Black Sabbath w klimacie ostatniego pożegnania na stadionie w Aston będzie fascynującym przedstawieniem dla fanów. Własnie przedstawieniem, bo muzyki tam jak na lekarstwo.
Ze strachu wymęczyli w szkockim zamku jeden dobry album pod egidą Ricka Wakemana.
,,Sabbath Bloody Sabbath" daje się wysłuchać w całości.
Klawiszowiec Yes uszlachetnił sztampową muzykę, którą zespół zaprezentował na pierwszych czterech płytach.
Reszta poza kilkoma wyjątkami stanowi szajs nagrany bez polotu. Zazwyczaj utwory komponowali na riffy, brzęczenie Ozyego, nieudolne solówki gitarowe. Teksty piosenek rażą infantylizmem.
Black Sabbath zasłynął mrocznym stylem inspirując ruch metalowy w latach 70 XX wieku. Choć Ozzy rzyga na metal przyklejono do zespołu etykietę satanizmu. Akurat to satanizm ozdobiony krzyżami wiary chrześcijańskiej. Cóż, fani dali się złapać przez wydawców muzycznych na lep okultyzmu.
Nie wiadomo ile jeszcze odbędzie się pożegnalnych koncertów trupy? Ostatni miał miejsce w rodzinnej miejscowości chłopaków w Birmingham. Na pożegnanie Ozzy wybeczał w studiu przerażająco smutną balladę ,,Changes". Uważajcie - ta piosenka roztacza urok śmierci. Notabene, prawdziwa perełka w dorobku Black Sabbath.
https://www.youtube.com/watch?v=_eBCxYVma1g