Bohater serialu "Dom", Ryszard Popiołek, nie dożył naszych świetlanych czasów. Niestety, gdyż jego powiedzenie „koniec świata”, miałoby teraz nowy sens. Tak jak jego powiedzenie, że "mogą zmieniać się systemy, a brama być musi".Zastąpił go Obywatel Anioł, kukiełka skonstruowana z mydła, wazeliny i właściwie zaadresowanych ukłonów, a Złota 25 przebrała się za kurnik Alternatywy 4.
Pan Ryszard, zwolennik logicznej oceny rzeczywistości dziwił się, jak wiele jego prawd schodzi na psy. Warszawski dozorca, lokalny miłośnik zdrowego rozsądku, czuł się wszędzie obco i nigdzie nie był na swoim miejscu. Począwszy od miasta, w którym przed wojną czuł się sobą, a które po wojnie, z roku na rok, przekształcało się we własną parodię, w zakłamany autentyzm. Anachroniczny, ideologicznie niemodny, nie potrafił zrzucić dawnej skóry. Do życia powracały niedobitki ocalałych, rodowitych mieszkańców domów kiedyś, a ruin teraz. Pociągami, pieszo, drabiniastymi limuzynami gnały matki z pędrakami, z tobołami najpotrzebniejszego dobytku, maszerowali ojcowie, synowie i córki szukając na bramach obwieszczeń skierowanych do siebie: "tu jestem", "tu czekam".
Wesoły, pogodny, optymista, nauczony, że nie ma takiej opresji, takiego nieszczęścia, które by go powaliło, rozłożyło, wpędziło w niemoc, bezradność i depresję, nauczony, że cała ta nowa Polska jest zjawiskiem przejściowym, istniejącym chwilowo zaledwie, bo nie ma w niej stalowych wartości, niezłomnych prawd, bo rozleci się jak puch, trwał na posterunku, obserwował demagogiczną codzienność, z ironicznym, dosadnym komentarzem obserwował, jak obok rodowitych warszawiaków zlatuje się człowiecza szarańcza, maruderzy i ludzie napływowi, obywatele pochodzenia pastewnego, warkliwe, czerwone karły gotowe dzielić się cudzym, margines przefarbowany na narodową większość, gramolili się na szczyty i wierzchołki świecznikowej władzy.
Nie dożył i już na szczęście nie widzi, jak horda ich wnuków, pociotków i nienażartych kleszczy, obsiadła biura i uplasowała się w strategicznych gabinetach z telefonami. Nie widzi, jak leżakują w nich nadal, tyle że nie są już czerwonymi karłami, ale karłami różowymi lub karłami post. Jak bez końca naprawiają, reformują i polepszają, bez przerwy pochylają się nad cudzym losem i są.