Literatura

Reprymenda i bilans (opowiadanie)

Marek Jastrząb

               
       Wyjeżdżała z nimi do lasu, pchała ich wózki na świąteczne spacery, pokazywała im drzewa, kierowała spojrzenia na kwiaty. A kiedy jechali, wpatrzeni w chmury, gdy zwierzali się, że jest im ciężko, że nie potrafią się odnaleźć, kręciła się nerwowo i poważniała. Zapewniała, że choć rozumie, dlaczego nagromadziło się w nich tyle malkontenctwa, to jest zniesmaczona ich dezynwolturą w przedstawianiu opinii o czymś, o czym nie mają pojęcia.
       
       Są ludzie, którym do całkowitego nieszczęścia potrzeba stosownej oprawy. Sami z siebie nie potrafią być przygnębieni w sposób wiarygodny. Cierpią nieudolnie, po łebkach i na pokaz. W ich roztkliwieniu brakuje ikry, autentycznego entuzjazmu, furii, odrobiny ochoty na skromniejszy spazm, a ich tragedie, prują się i rozłażą w szwach. Ze wstrętem  więc przypatruje się ich nietrafnym manifestacjom powstałym na skutek zbyt rozrzutnego wylewania łez na śmietnik.
       
       Choć na ogół wiedzą, że trzeba się wspierać i nadal  wierzą w powrót do zdrowia, to przecież za prędko zrezygnowali z walki. Według niej, ich opowiastki są nie na miejscu. Wyraża więc kategoryczną dezaprobatę wobec żartów z nieszczęścia. Sprzeciwia się im, ponieważ ich cierpienie jest drwiną z autentycznego.
       
       Więc z przykrością zawiadamia, że dzięki Bogu ma jeszcze zdrowy rozsądek pozwalający jej odróżnić szczere zwierzenia od pozerstwa. Niniejszym oświadcza, że zaczyna ją drażnić lekkość, z jaką przychodzi im użalanie się na zły los, fatum, czy inne usprawiedliwianie własnej bezradności. Sądzi, że ich wyobrażenia o własnych tragediach są przesadne. 
       
       Co prawda znajdują się w nietowarzyskim nastroju. Wprawdzie nauki i nawyki wysnuwane z poprzedniego życia, prowadzą ich odmiennymi drogami. Jakkolwiek  świat potraktował ich nie tak, jak by chcieli, nie dał im tylu zabawek, ile pragnęli, zlekceważył ich, wpędzając w gorzkie żale i smętne rozważania; choć wie, że część z nich już nigdy nie będzie chodzić, to niech zauważą, że prócz ich zgryzot, są na świecie ludzie, którym powiodło się jeszcze gorzej. Dostali zgrzebne przytulanki, słońce znają tylko z bajek, sukcesem jest, gdy mogą samodzielnie odwrócić się na drugi bok i wiele by dali, by choć w ten wózkowy sposób być w lesie. Toteż radzi im zachowania miary. Egoizm bólu przesłania im odkrycie tej prawdy, że jakiekolwiek cierpienia są sprawą indywidualną. Osobistą, gdyż liczy się proporcja i dystans do własnych odczuć.                                                                                                     
              Mimo to da radę z nimi żyć. Lecz jak, sprawa to indywidualna. Można się turlać po zawiściach, szlajać po zacietrzewieniach, trawić czas na szukanie winnych, zamykać się w pretensjach do garbatego. Ale to niedobry styl. Dobry, polega na rozumnym pogodzeniu się z postępującymi nieuchronnościami. Z biologią narastających ograniczeń. 
       
       Byłoby więc dobrze, gdyby zrobili zestawienie. Prywatny bilans zalet i wad; zamiast bredzić o nieszczęściach, mogliby sporządzić listę miejsc, w których byli, książek, które czytali, powiesić ją na widoku i codziennie konfrontować z listą gorzej chorego. A wtedy okaże się, że ich narzekania są niedorzeczne.  


wyśmienity 1 głos
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 18 września 2024 (historia)

Inne teksty autora

Trutka na życie
Marek Jastrząb
Jałta wiecznie żywa
Marek Jastrząb
Rewitalizacja
Marek Jastrząb
Cześć słodziutka!
Marek Jastrząb
Pan cieć
Marek Jastrząb
Kąpiel
Marek Jastrząb
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca