Błądzili często po korytarzach myśli, związani wzrokiem patrzącym zawsze w tę samą stronę. Nad ich głowami szybowały złociste ptaki - słowa. Powietrze przyjmowało delikatnie ich gorące szepty i zatrzymywało w swoich drżących objęciach. Kiedyś spotkali na jesiennej drodze Miłość. Wyłoniła się za drzew i położyła na nich swoje niewidzialne dłonie. Poznali smak szczęścia, ale w Jej oczach były łzy. Czuła, że to "coś" jest początkiem końca.
Trwali nadal w niezmąconej harmonii umysłów, karmiąc się snami. Pewnego dnia znaleźli nóż. Wbijali go sobie w serca i pili nawzajem swoją krew. Wtedy Ona była Nim, a On stawał się Nią.
Na moment oderwali się od świata. Szybowali nad swoimi ciałami. Każde z nich było własnością i żadne nie miało nic. Ona poznała, czym jest radość, stawała się najwyższą boginią, kiedy przynosił Jej mnóstwo kolorowych kwiatów. Pewnego razu zobaczyła uczepiony do Jego ramienia cień kobiety. Zdrada przeszyła Jej umysł bolesnym dreszczem. Przeraziła się i uciekła, szukając schronienia w Jaskini Tęsknoty. Wyrwała sobie serce i odrzuciła daleko, aby nie czuć bólu.
On odnalazł Ją. Spojrzał w głąb Jej duszy i zrozumiał, że nie ma tam już miejsca dla Niego. Zobaczył swój grzech i zapłakał krwawymi łzami. Wiedział, że nie może zostać. Zranił Ją śmiertelnie i nie umiał szukać wybaczenia. Odszedł.
Słońce wybuchło i powstała nowa gwiazda. Ale nie była to już gwiazda przeznaczona dla Niej. I wtedy Ona przestała istnieć...