Dzień powszedni (opowiadanie)
Mr Fixit
Jedna z kobiet szepnęła cicho, ale tak, żeby wszyscy słyszeli, do swojej koleżanki:
-Proszę, niech pani zobaczy: siedzi taki smarkacz sobie wygodnie, kiedy ja, biedna i schorowana, musze stać. Żadnej kultury osobistej, żadnego wychowania. Nic, pewnie tylko potrafi piwo pić z takimi, jak on, koleżkami.
-Zgadza się, proszę pani -odezwał się już głośniej jeden z pasażerów. –Słyszysz, gówniarzu jeden, co do ciebie mówię? Mógłbyś ustąpić miejsca tej pani!
Sytuacja w autobusie stawała się coraz bardziej napięta. Tymczasem chłopak zupełnie nie zwracał na to wszystko uwagi. Nie reagował. Nie spojrzał nawet na nich. Tylko jego twarz stawała się smutniejsza. Patrzył ciągle w okno koncentrując się na przesuwających się zabudowaniach miasta. Uwagi na jego temat wymieniali już chyba wszyscy podróżujący. Przytyki przybierały na sile i zdawało się, że może dojść do rękoczynów, gdyż chłopak nie interesował się zupełnie otoczeniem. Ignorował ich w, można powiedzieć, bezczelny sposób. Żadnej reakcji. Zupełnie jakby to działo się poza nim i nie dotyczyło go w żadnej mierze.
-Zsiądziesz stąd wreszcie, czy będę musiał inaczej z tobą porozmawiać? –mężczyzna po czterdziestce pojawił się nagle obok dyskutujących.
Ta groźba, wypowiedziana przy ogólnej, acz milczącej aprobacie podróżujących, nie mogła pozostać bez odzewu. Autobus podjechał na przystanek i chłopak powoli wstał z zajmowanego krzesełka. Podniósł dwie kule, schowane uprzednio za jego plecami i łokciem. Delikatnie ujął je w dłonie, oparł na nich ciężar całego ciała, po czym, milczący, jak przez całą podróż, ruszył do wyjścia.
Skakał powoli na jednej, jedynej nodze, jaką miał.
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się
byc moze bardzo rzadko
z pewnoscia nie tym razem