Krzyk, ktorego genezy należy domyślać się chyba w strachu, czy, co raczej przykre, w bólu.
Nieprzerwany jazgot wydobywał się z jego wnętrza dobrą minutę, zanim, dobity ostatecznym ciosem w splot słoneczy, skonał.
- A nie mówiłem, nie miał silnej woli, nie wytrzymał - rzekł Kazimierz.
Poczułem się skonsternowany. Nie dlatego, że przede mną skonał człowiek, nie też z powodu sytuacji, w której się znalazłem, będąc dobrze ułożonym człowiekiem; po prostu nie wiedziałem, o co chodziło Kazikowi.
- Nie rozumiem - na tyle było mnie stać.
- No tak, innej odpowiedzi po tobie nie oczekiwałem - co wprawiło mnie w osłupienie, przecież nigdy się tak impertymencko nie odzywał, w szczególności do mnie, jedynej nadziei, która wyciągnęła go z bagna, w którym znalazł się tylko i wyłącznie z własnej winy - Może byś wziął łopatę, no z bagażnika, ma się rozumieć i wykopał jakiś dół na naszego kolegę.
- Już, ale dlaczego nie wytrzymał? Przecież tortury, jakim go poddałeś złamałyby nawet Rambo. Sam dobrze wiesz, że człowiek tak schorowany jak on poddaje się łatwo - "naturalnie tylko w sparciu fizycznym" - tego jednak nie powiedziałem, żeby nie rozjuszyć Kazika.
- Fakt. Może i masz rację, nie mi przyszło skończyć podstawówkę i dwie klasy technikum. W końcu, odpowiedz na moje pytanie: czemu nie uczyłeś się dalej, bystrzak byłeś, taki super inteligentny.
- A jak sądzisz, gdzie mógłbym się uczyć? W tym syfie, gdzie nie mam jak rozłożyć książek!? O nie, ja wolę mieć kasę tu i teraz.
- Właśnie, kasa. Masz jego portfel? - sądziłem, że nie zapyta. Cóż. Łatwo przyszło, pójdzie jeszcze łatwiej.
Rzuciłem łopatę i sięgnąłem do kieszeni marynarki, zresztą mocno schodzonej i wytartej. Portfel, który w końcu wygrzebałem był szykowny, stwarzał wrażenie, że jego właściciel mógł mieć stałą pracę, co się nie sprawdziło. Adam nie znalazł pracy, chociaż szukał wytrwale, w czym też mu pomagałem.
- No, dawaj! - krzyknął Kazik zniecierpliwiony.
- Już, już - pospiesznie rzuciłem okiem w przegródki, gdzie powinny były znajdować się banknoty. Puste. Na wagę też niezbyt ciężki, góra 5 zł w drobnicy - masz.
- Zero, co za dupek! A w drobnych? Ho, ho, całe 2 złote, nawet na piwo za mało.
Jak już wspomniałem, ofiara nie była zasobna, Kazik jednak ciągle miał nadzieję, że coś znajdzie. Suma, której oczekiwał, musiała być wysoka, ponieważ nigdy nie był zadowolony.
- Ty, patrz jaka fajna lala. To jego? - pokazał mi zdjęcie młodej dziewczyny, która była całkiem ładna, jej warkocze koloru blond przypomniały mi Kasię, to jednak były stare czasy.
- Nie mam pojęcia, na pewno się z nami nie umówi - rzekłem, mając duże małe doświadczenie w związkach - ospale sięgnąłem po łopatę.