Sam już nie potrafił policzyć dni spędzonych w podróży. Uciekał od nich wszystkich przed siebie. Nie zastanawiał się dokąd dojdzie. Po prostu miał dosyć. Dwadzieścia lat ciągłego naśmiewania się, popychania, bicia go, a przede wszystkim dwadzieścia lat bez miłości. "To nie ja jestem nienormalny, tylko wy!" Nie miał pojęcia, gdzie się właśnie znajdował i nie obchodziło go to. Szedł wytrwale do przodu gęstym lasem. Nigdy tu jeszcze nie był i starał się jak najmniej myśleć o domu. Był głodny i wycieńczony, ale przysiągł sobie, że nigdy nie wróci do tego piekła na Ziemi.
Dojrzał przed sobą niewielkie wzniesienie i postanowił, że tam odpocznie. Nie miał już sił na dalszą wędrówkę. Powoli doczłapał na sam szczyt i stanął jak wryty: przed nim rozpościerał się niesamowity widok na przepiękną dolinę. Jak urzeczony wpatrywał się długo w ogrom roślin, jaki pokrywał ziemię. W pewnej chwili ocknął się i już nie wszystko było takie cudowne. "Jak trzcina może rosnąć obok sosny?" To nie było naturalne. Zamierzał to sprawdzić.
Powoli zszedł w dół doliny. Tam delikatnie stąpał po podłożu, uważając by nie nadepnąć najmniejszego kwiatu. Widział tu wszystkie rośliny o jakich słyszał: lilie, palmy, paprocie, róże, kaktusy, trawy, liany, zboża, bananowce, bluszcze, sosny, akacje, miliony kwiatów. Zenobiusz niewiele znał się na roślinach, lecz wiedział, że obok cytryny nie rosną świerki. Jednak tutaj to miało miejsce zaprzeczając prawom natury. Był oszołomiony intensywnością zapachów. Kręciło mu się w głowie. Wszystko żyło tu w idealnej harmonii, nie kłóciło się ze sobą. Wręcz przeciwnie: cała flora układała się w niewiarygodnie wspaniałe kobierce. Podziwiał to, co widział. Niektórych odmian nawet nie podejrzewał o istnienie. Ogromne skupiska kolorowych kwiatów tarasowały mu drogę i migotały tysiącami barw. Darł sobie skórę przechodząc obok krzaków malin i jeżyn. Schylał głowę pod rozłożystymi konarami potężnych dębów i zadzierał ją z powrotem do góry, by znaleźć wierzchołki gigantycznych sekwoi.
Szedł przed siebie stawiając stopy na miękkich mchach. Wtedy ujrzał przed sobą polankę. W pewnej chwili myślał nawet, że to halucynacje, spowodowane zapachem jednego z nieznanych mu wcześniej kwiatów, lecz nie, na środku polany rzeczywiście stała chata.
Podszedł bliżej i wtedy drzwi chałupy otworzyły się z głośnym trzaskiem. Oczom Zenobiusza ukazał się starzec podpierający się laską.
Zaczął lustrować wzrokiem chłopaka, który w pewnej chwili uświadomił sobie, że ten czyta w jego myślach. Starzec przenikał jego umysł i przenikał jego osobowość, nazywając przy tym po swojemu cechy, które odkrył. Zenobiusz stał nieruchomo, a przez głowę przelatywały tysiące pytań. Wtedy jakby ze środka swojego umysłu usłyszał: "Dobroć - tulipan, wytrwałość - kosodrzewina, desperacja - oset..." Zemdlał...
Ocknął się w chacie nieznajomego. Był umyty, najedzony i wypoczęty. Nie czul obawy przed starcem, który siedział na brzegu łóżka i patrzył na niego delikatnie kiwając głową i uśmiechając się.
Zenobiusz po cichu zapytał:
-Kim jesteś?
-Jestem Botanikiem - odparł nieznajomy. - Hoduję sobie tutaj moje ulubione roślinki.
-Czyli wszystkie, jakie istnieją, tak?
-Wszystkie.
-Po co?
-Żebym miał o czym rozmawiać, gdy ktoś mnie odwiedzi.
-A często ktoś Cię odwiedza?
-Ty jesteś pierwszy.
-Więc nie rozumiem...
-Ja też nie.
Botanik na chwilę odszedł, po czym wrócił i usiadł z powrotem na łóżku. Trzymał w ręku lusterko.
-Spójrz w nie! - szepnął. - Zobacz jak bardzo zmężniałeś podczas drogi.
Zenobiusz zerknął szybko w lustro i stwierdził:
-Nic się nie zmieniło. Wyglądam tak samo.
-Tylko patrząc w zwierciadło możesz widzieć własne oczy. Patrz, jakie masz oczy. Błyszczą. Teraz chcą wiedzieć wszystko, wtedy uciekały.
-Kiedy uciekały?
-Wtedy, gdy odszedłeś od ludzi.
-Skąd wie..
-Posłuchaj, potrafię wiele. Mogę urzeczywistnić jedno z Twych pragnień. Pomyśl, co chciałbyś mieć najbardziej na świecie, a na pewno to otrzymasz. Skoro do mnie dotarłeś, należy Ci się nagroda.
-Kim Ty jesteś? - wyszeptał niepewnie Zenobiusz.
-Jestem Botanikiem. Hoduję sobie tutaj moje ulubione roślinki.
-Po co?
-Czy Twoim najskrytszym pragnieniem jest wiedzieć, po co hoduję rośliny?
-Nie...
-Więc słucham.
-Zmień mnie w kaktusa.
-Po co?
-Czy Twoim najskrytszym marzeniem jest wiedzieć, po co chcę być kaktusem?
-Nie...
-Więc czekam.
-Słuchaj głupcze - z twarzy Botanika zniknął uśmiech. - Mów, czego chcesz!
-Zmień mnie w kaktusa. Chcę wytrzymać bez miłości tak długo, jak kaktus bez wody. Czy potrafisz tego dokonać?
-Jeśli chodzi Ci o to, czy umiem zmienić Cię w roślinę, to tak, ale posłuchaj uważnie: żył sobie kiedyś człowiek, który chciał być- kaktusem. Pomogłem mu. Rósł wraz z innymi kaktusami na pustyni i nie potrzebował wody ani miłości. Aż do momentu, kiedy poczuł, że chce mu się pić i że musi być kochanym przez kogoś. Spadł deszcz i go napoił, jednak potrzeba miłości została. Gdy wreszcie jakaś karawana dotarła w tamte okolice, któryś z kupców powiedział: "Nie chcę kaktusa. Ma takie niemiłe kolce i mieszka prawie sam na pustyni. On na pewno nie potrzebuje być kochanym i sam kochać też nie umie. Wolałbym już różę." Kaktus niedługo potem usechł.
-Zmień mnie wobec tego w różę! - krzyknął Zenobiusz. - Tak, chcę być różą!
-Dobrze, mogę to zrobić, ale najpierw posłuchaj: żył kiedyś człowiek, który tak jak Ty znał już historię o kaktusie i tak jak Ty chciał być różą. Pomogłem mu. Rósł sobie z innymi różami w ogrodzie i potrzebował zarówno wody, jak i miłości. Ogrodnik podlewał go wystarczająco często i obficie. Jednak gdy tylko ktoś przechodził koło klombu z różami od razu zrywał jedną i mówił: " Jakie one wszystkie są piękne. Nie mogę się zdecydować, w której mam się zakochać. Wezmę obojętnie którą, przecież są takie same." Jednak człowiek zamieniony w różę pragnął innej miłości: szczerej i skierowanej tylko do niego. Kwiat usechł. A teraz Zenobiuszu połóż się spaći jutro powiesz mi, jakie jest Twoje najskrytsze marzenie.
Starzec z dobrotliwym uśmiechem oddalił się, a chłopak zasnął z głową nabitą niezliczonymi myślami.
Nazajutrz Botanik usiadł koło Zenobiusza i zapytał:
-Czy wiesz już, czego pragniesz?
-Tak. Skoro nie mogę chcieć miłości i skoro nie mogę jej również nie chcieć, to najbardziej na świecie pragnę, byś mi powiedział, co mam dalej robić ze swoim życiem?
Z twarzy starca zniknął uśmiech, oczy roziskrzyły mu się i odparł szeptem:
-Zostań botanikiem!
koncowa puenta mnie rozbroila :)
bardzo wartosciowe :)
po drugie: brakuje mi plastycznego jezyka w opisach. mowisz wyobraz sobie liany i zboza, ja sobie wyobraze, ale z pewnoscia nie tak jakbys sobie tego zyczyl. ;)