Być sobie kierownikiem.

Anna Bogusław

Nie zakochać się. Oto cel na zaczynające się właśnie lato. Nie zakochać się już więcej w żadnych oczach szarych, zielonych, niebieskich w żadnych kosmykach włosów na te oczy spadających. Ani w brązowych ani w blond kosmykach ani w rudych nawet, choć te już szczególnie urocze. Jeszcze w uszach mi dzwonią te słowa powiedziane Twym głosem ciepłym, niskim od którego ciarki po plecach szły.

- Podobasz mi się bardzo, ale ja nie mam czasu na miłość. Ja się będę przez najbliższe pięć lat uczył. Ja chce dojść do czegoś, a ty...

- A ja?

- A ty kiedy przychodzisz do mnie... Ja... Nie potrafię się skupić wtedy. Ja myślę że mógłbym tak wciąż patrzeć w twoje oczy.

- Czy to tak strasznie źle?

- Jeszcze gorzej. Po prostu nie przychodź więcej. Ja nie mam czasu na patrzenie w twoje oczy.

I spojrzał na mnie. A te jego stalowoszare zimne oczy... ten ton chłodny. Było coś co nie dało mi podejść wtedy. Płakałam całą noc w poduszkę. Cholerny dupek. Kto mu dał prawo mówić do mnie w ten sposób....

***

A teraz na drugim końcu Polski na jakimś głupim obozie. Same dziewczyny na moim turnusie. Choć tyle dobrze. Tylko ten kierownik taki młody. Jacek. Wrażliwy chłopak. Szkoda go na kierownikowanie.

Czemu na kursie dla kierowników takich obozów letnich, nie uczą jak z małolatkami sobie radzić? Powinni uczyć. Jak tym młodym, radosnym, opalonym, zielono, szaro, błękitnookim blondynkom, brunetkom, a nawet tym rudym mówić, że nic z tego nie będzie i robić jeszcze tak żeby nie było? Czemu nie uczą ich żeby sam na sam nie zostawać nigdy, nie dawać sobie pleców masować i nie uśmiechać się do nich więcej niż to konieczne. W oczy za ciepło nie patrzeć.

I siedzę tak sobie i patrzę jak ten nasz kierownik w sidła Magdy wpada, a ona jak dziecko szczęśliwa. A po turnusie odstawi go na półkę z innymi pamiątkami. "A to nasz kierownik z koloni" "Zakochał się we mnie, mowie wam... I jak ładnie na gitarze grał...". A on pewnie w brodę będzie sobie pluł, że się tak zrobić dał. Ale niechby czas cofnąć, i tak nie będzie widział gdzie błąd popełnił...

***

A niedawno całkiem ta afera była. Co wychowawca z koloni głupstwo zrobił i się z wychowanką prowadzał. Tylko o tym zapomniał, że on jeden, a szczeniar piętnaście. Któraś z zazdrości do kuratorium go podkablowała i teraz z dziećmi w wieku przedszkolnym tylko jeździć może.

***

Coś jej w nocy w plecach strzyknęło, kłopoty z kręgosłupem ma podobno. Jak miał nie masować? Przecież opiekować się nami powinien. Albo wtedy jak go zapytała czy się oprzeć o niego może jak film oglądaliśmy w świetlicy. Co miał jej powiedzieć? "Nie możesz, bo mnie to bierze jak cholera zwłaszcza jak gołym ramieniem mi o kolano jeździsz, albo jak się zbliżasz tak ze zapach twoich włosów czuje"? Musiałby się przyznać, że go to rusza. Więc powiedział "pewnie", a później udał, że herbatę chce zrobić i wstał... Wszystko to widzę kontem oka. Mogłabym mu powiedzieć, bo prawie na pewno jeszcze nie dostrzegł tego co go czeka.

Powiedzieć? Pomyślałby, że zazdrosna jestem. Zresztą trzeba by z nim sam na sam pogadać o tym, a to już kuszenie losu i zazdrosne spojrzenia pewne. Nie zakochać się, nie zakochiwać innych. Plan na lato. Sam się musisz Jacek pilnować. Zresztą nie moja sprawa żeby świat ratować.

***

Pech chciał. Gorączka mnie złapała. Kierownik chcąc, nie chcąc zostać ze mną musiał. Inni na plażę poszli. Dziewczyny z zazdrością patrzyły. Sweter nałożyłam. Co się mam gołym ramieniem odsłaniać. Czemu znów ja muszę wszystkiego pilnować.

- Magda ma oko na ciebie. Uważaj na nią Jacek.

- Nastolatki się zawsze musza w kierowniku kolonii kochać, nikt im nie zdoła zabronić.

- Pewnie ze nie, Ale ty uważaj na nią. Jeszcze tydzień i do domu wrócicie. A tam już nie będziesz kierownikiem. Puści cię w trąbę jak bum cyk cyk . Uważaj mowie ci.

- No coś ty, przecież ja...

- Sami dorośli na sali. Ściem tutaj nie puszczajmy. Wszyscy widzieli nagły atak bólu pleców dziś w nocy. Jutro znów się zdarzyć może... Nikt z kamienia nie jest, a Madzia niczego sobie całkiem, nie zaprzeczysz.

Spojrzał na swoje buty jeszcze i powiedział cicho

- Dzięki, ale ja nie wiem co z nią zrobić mam. Przecież nie mogę powiedzieć, że jej nie pomogę jak ma w nocy ataki?

- Nie możesz.

Wstałam i poszłam do swojego namiotu.

Siedzieć sam na sam w świetlicy i rozprawiać o miłości to nie był dobry pomysł. Zresztą gorączka chyba znów mi skoczyła.

***

A te oczy szare, tak zimne do niemożliwości znów wisiały nade mną. Oczy które nie potrafią płakać. Oczy które nie potrafią się uśmiechać. A potem poczułam ciepły dotyk jego dłoni, jego czuły szept. Sen, najpiękniejsza rzecz jaka mogła mi się zdarzyć na tym kretyńskim obozie.

Wstałam w nocy do ubikacji. W świetlicy paliło się światło. Magda wtulona w jego ramię. Spala. On nie spał. Zobaczył mnie i posłał mi jedno tylko spojrzenie pełne rozpaczy. A więc było już jednak za późno. Uśmiechnęłam się dodając mu odwagi. Każdemu się może zdarzyć wpaść w jakąś głupotę straszna.

***

A później żeby było śmieszniej topiłam się w morzu. Umiem dość dobrze pływać, lecz pogoda zmieniła się tak nagle... Byłam zdziwiona. Płynęłam z całych sił, a brzeg nie przybliżał się. W pewnym momencie zrozumiałam, że w końcu zmęczę się i brzeg zacznie się oddalać. Skupiłam się na linii plaży. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Słone fale uderzające w twarz. Gorzka sól w buzi w nosie w oczach. Wdech. Fala. Wydech. Wdech. Woda w nosie. Raz, dwa ręce uderzają o wodę coraz słabiej. Jeszcze do mnie nie dociera co się dzieje... I wtedy nagle przede mną te oczy zielone jak najciemniejsza głębia i ten glos stanowczy, ciepły, niski, skrajnie męski głos.

- Płyń na plecach.

I już żadnego szumu fal nie słychać. Nic. Tylko ten głos. Ten pewny chwyt unoszący mnie nad wodę, jakiś cholerny spokój. Co się dzieje? A potem ktoś inny przerzuca mnie przez ramie i słyszę tylko

- Chyba nie napiła się za bardzo nawet

A później ktoś biegnie ze mną przez plażę, a ja widzę świat do góry nogami, dziwnie spokojna i ciągle te oczy mam w pamięci zielone jak otchłań morza.

***

- Boże jaki on był przystojny....

- Kto?

- ten ratownik który cię wyciągał... widziałaś go z bliska? Rozmawiałaś z nim? Robił ci sztuczne oddychanie?

- nie... ale ten drugi strasznie mnie skrzyczał. I widziałam jak w dyżurce gotowali sobie ziemniaki.

Zaskoczone spojrzenia. Zawiedzione.

***

Później Jacek jeszcze mnie opieprzył, przestraszył się nie na żarty. W końcu odpowiadał za nas. Chyba nie okazałam dość skruchy bo szybko dodał:

- Ja wiem, że mnie nie szanujesz po tym wszystkim co zrobiłem ale...

- Wręcz przeciwnie Jacek. Raczej mi ciebie szkoda. Magdę przestałam szanować. Bo dla niej to zabawa, kiedy ty już wpadłeś po uszy. Przepraszam za ten wybryk w wodzie, ale sam widziałeś, że nie wypływałam za boje. Pogoda się zmieniła.

- Dobrze już wracajmy do obozu. I nie strasz mnie więcej.

***

I znow sen. I te oczy zielone jak głębia morska. Jak wyglądał człowiek który uratował mi życie?

***

- Jak wyglądał ten ratownik?

- Przecież ty go tylko z bliska widziałaś.

- Nic nie widziałam. Na plecach płynąć mi kazał.

- pokażemy ci go na plaży.

***

Może by jakąś laurkę narysować czy co... Życie mi facet uratował. A oczy miał... Lepiej nie. Po co znów się losowi podkładać. Ja mu dam laurkę, on zaproponuje spacer, a że życie mi uratował odmówić takiemu nijak... A i nie zakochać się nie ma jak. Takie oczy...

***

I gdzieś tam żyje facet o zielonych oczach któremu jestem dozgonnie wdzięczna, a którego twarzy nigdy sobie nie przypomnę.

***

A w pociągu powrotnym znów gadałam z kierownikiem. Stał na korytarzu w okno patrząc. Oczy podejrzanie szkliste mu się robiły. Stanęłam obok też w ciemność przez okno patrząc.

- Nie przejmuj się Jacek.

- Powiedziała, że telefonu to mi nie da, bo to przecież wakacyjna znajomość taka i że przecież nie pasujemy do siebie wcale.

- Nie powiem "a nie mówiłam", bo tak dorośli sobie mówią, a ty tylko dwa lata starszy ode mnie. Sama jeszcze tak samo głupio wpadam co krok.

Staliśmy milcząc do siebie każdy na inny temat.

Tym razem to nie ja byłam oszukana. Coś szło ku lepszemu chyba.

Anna Bogusław
Anna Bogusław
Opowiadanie · 11 czerwca 2002
anonim
  • Maciej Dydo Fidomax
    ech kolejny tekst nad którym się długo zastanawiałem.. czy to same takie teksty o nastoletnich miłostkach muszą przychodzić.. tekst jest pisany specyficznym językiem, który nie wszystkim może podejść, ale za sam fakt, że jest tak poprowadzony należy się uznanie, sama fabuła mimo, że z oddali wydaje się "błahostką" jest z bliska trochę mniej przewidywalna i troche bardziej prawdziwa :)..

    · Zgłoś · 22 lata
  • Misiek
    Zgadzam sie. Sposob napisania wyroznia ten tekst sposrod wielu innych traktujacych o tym samym. Szkoda ze tresc jest mimo wszystko malo orginalna. Ogolnie gdzies miedzy przecietny a niczego sobie. Oceniam na to drugie. Ale autorka na pewno moze napisac lepiej.

    · Zgłoś · 22 lata
  • mandeenka
    Rzeczywiście....styl pisania orginalny i specyficzny tylko szkoda, że fabuła jak z Fotostory w Bravo...

    · Zgłoś · 22 lata
  • Anna Bogusław
    Ech... zycie pisze takie glupie scenarjusze.

    Jedyne co moglam zrobic to odczekac te piec lat nim to opisalam, zeby choc styl pisania nie byl naiwny.

    Cieszy mnie ze myslicie ze moglabym napisac lepiej :)))

    · Zgłoś · 22 lata
  • suicidalmaniac
    czesc liwia, czytalem to wczesniej i ciagle mi sie podoba,

    · Zgłoś · 22 lata
  • Anna Bogusław
    suic. moj idolu wiec jesze tu bywasz :)

    · Zgłoś · 22 lata