Do końca...

Jacek 'ja co?' Pietrzyk

Czemu odszedłeś? Czemu nie zaczekałeś? Przecież poszłabym z tobą.

Nawet tam... nawet... Wyjdź już stąd, zgaś światło, opuść moją głowę... nie chcę, nie chcę o tym myśleć... nie chcę myśleć o tobie. Odejdź z mojego umysłu, z mojej duszy, z mojego serca... Proszę...

- Do zobaczenia - powiedział - nie mogę być z tobą - westchnął głęboko, powietrze czyste i świeże, wypełniło jego płuca. Pachniało wiosną, wonią narodzin. - Nie potrafię myśleć o nas tak jak kiedyś, życie jest zbyt krótkie, moje życie... ono się kończy, wiesz o tym dobrze. Nie mogę pozwolić, byś patrzyła jak powoli umieram...

Nie odpowiedziała, płakała... Na przekór wszystkim pięknym odgłosom wiosny, na przekór wszechpanującej atmosferze odrodzenia, potrafiła myśleć tylko o jednym. O śmierci, jego śmierci.

- Nie ciągnijmy tego dłużej - zapalił papierosa, wiedział, że nie lubi jak to robi, ale nie mógł się powstrzymać, teraz nie zależało mu na niczym, oprócz jednego, nie mógł Jej pozwolić patrzyć jak cierpi. - Pozwól, pozwól że ostatni raz cię pocałuję. Potem odejdę...

- Ja... ja chcę... ja nie pozwolę ci teraz... będę z tobą do końca - wyszeptała - słyszysz do końca...

Pokręcił powoli głową, z namaszczeniem, ze współczuciem w swoich głębokich piwnych oczach, ze współczuciem i bólem.

- Nie - powiedział cicho, ale z tą tajemną mocą w głosie, która pozbawia wszelkiego oporu rozmówcę. - Nie pozwolę ci na to. Kocham cię i nie... nie mogę... rozumiesz, nie chcę zniszczyć twojego życia, twojego serca...

Przysunął się do niej, pośród drzew wesoło śpiewały ptaki. Spływające po twarzy łzy sprawiły, że była jeszcze piękniejsza. Całował ją długo i namiętnie.

Dotykał je ciała, chciał zapamiętać na zawsze jej kształt, najpiękniejszą na świecie figurę. Wyrzeźbić ją w swojej pamięci... Ostatni raz w życiu...

Z trudem, najwyższym wysiłkiem woli, odsunął się od niej.

- Gdzie teraz pójdziesz, gdzie odejdziesz? - zapytała przełykając łzy.

- Nie wiem, jest wiele szpitali... wiele miejsc dla takich jak ja... hospicja... - to słowo brzmiało tak dziwnie, kojarzyło się z jękiem umierania, z odpychającym zapachem środków odkażających, z wonią wszechobecnej śmierci. - coś znajdę.

- Chcę wiedzieć gdzie.

- Już o tym rozmawialiśmy, proszę... nie pytaj... wiesz przecież, że nie chcę żebyś patrzyła, jak... jak umieram. Żegnaj, nie mogę dłużej... nie mogę... muszę odejść teraz, potem nie będę maił siły...

- Nie... Nie! - krzyknęła. Patrzyła jak odchodzi, jak znika w cieniu drzew parku, wśród drzew w koronach których zieleniły się pąki, pośród których śpiewały radośnie ptaki.

Patrzyła bezsilnie, nie mogła wstać, nie potrafiła zawołać, nie miała już siły...

Szary wróbel przysiadł na trawie, przekrzywiając śmiesznie maleńką głowę patrzył na płaczącą dziewczynę. Po chwili odfrunął gdzieś, w sobie tylko wiadome miejsce, cieszyć się wiosną.

Rafał dowiedział się o chorobie pół roku temu, zupełnie przypadkiem.

Okresowe badania wykazały jakieś nieprawidłowości. Okazało się, że to rak, nieuleczalny... Lekarze dawali mu dwa lata życia, jeśli tylko podda się terapii. Nie chciał tego, nie chciał zamienić się w ludzką marionetkę naszprycowaną chemią. Odmówił leczenia.

Nigdy nie myślał, że jego życie tak się zakończy, że będzie umierał pocąc się z bólu przez długie tygodnie... Zawsze myślał, że będzie, będą żyli długo i szczęśliwie, do końca razem, do późnej starości, że zamieszkają we wspólnym domu z niewielkim ogrodem, a na starość śmiać się będą ze swoich dolegliwości... Razem osiwieją, utyją, zniedołężnieją...

Z rozmyślań wyrwał go ostry dźwięk dzwonka telefonu. Nie podniósł słuchawki. To mogła być Ona, a on nie potrafiłby z nią już rozmawiać. Telefon dzwonił, dzwonek rozbijał ciszę, rozbijał jego skupienie, nie pozwalał myśleć.

Szybkim, gwałtownym ruchem wyrwał wtyczkę z gniazdka. Spojrzał na błyszczący ostry przedmiot leżący na małym stoliku wprost przed nim.

Okłamał ją. Tak to była prawda, nie powiedział jej... może wtedy jeszcze sam nie wiedział co zrobi... Może... Nie chciał o tym myśleć, nie teraz, nie mógł... starał się nie myśleć o Niej, ale wszystko co teraz robił, co zamierzał zrobić było właśnie dla niej... a może dla niego też... może był egoistą...

Wstał, szybko przemierzył pokój, otworzył duże, przeszklone balkonowe drzwi. Zapalił. Kiedy wyrzucał niedopałek, podjął decyzję. Szybkim ruchem podwinął rękawy koszuli. Błysnęła ostra stal, po jego nadgarstkach polała się krew, słodka ciecz życia. Kapała na podłogę, brudząc gruby, piękny dywan. Stał przez chwilę nie myśląc o niczym, do momentu kiedy pokój zaczął wirować. Wyszeptał jeszcze, żegnaj... do zobaczenia... i upadł na miękki dywan pokryty skomplikowanymi, dziwnymi wzorami.

Nie mogła pogodzić się z jego śmiercią. Samobójstwo - straszne słowo...

Czemu nic nie powiedział... czemu ją okłamał... zrobił to dla niej... tylko dla niej.

Czemu!!! Krzyczała jej dusza, mimo że znała doskonale odpowiedź na to nieme pytanie.

Spojrzała na spokojny, łagodny blask księżyca. Wieczność - tam się spotkamy - tak powiedział jej kiedy dowiedział się o chorobie. Ale... ona nie mogła czekać, nie mogła...

Podeszła do stolika, na którym spoczywała błyszcząca i chłodna śmierć...

Jacek 'ja co?' Pietrzyk
Jacek 'ja co?' Pietrzyk
Opowiadanie · 11 sierpnia 2002
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    pawel
    zajebisty:)

    · Zgłoś · 20 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    jaa
    Super!!!!!! jedynie co pwoiem to to ze milosc ma jedno uczucie!! kto kocha zrobi to samo!!!

    · Zgłoś · 18 lat
  • Domi$
    Śliczne...poprostu śliczne

    · Zgłoś · 18 lat