Robiła to specjalnie, wiedział o tym. Słowa bardziej skomplikowałyby całą sytuację, ale dzięki nim otrzymałby przynajmniej możność wytłumaczenia się. Nie mógł zrobić nic więc zapewne wyolbrzymione jej wyobrażenie o winie nie miało okazji zostać zmniejszone.
Jasnozielona ściana wyraźnie kontrastowała z ogólną szarością panującą za oknem. Deszcz sączył swą materialność, której oznaki powoli spływały po szybie.
- Przyznam się- Tadeusz przerwał milczenie.
Na pianinie leżały kartki w pięciolinię, na niektórych widniały czerwone nuty. Obok nich znajdował się wazon lilii, kwiatów na wskroś mickiewiczowskich.
„Zbrodnia to niesłychana
Pani zabija pana;
Zabiwszy grzebie w gaju,
Na łączce przy ruczaju,
Grób liliją zasiewa,
Zasiewając tak śpiewa:
>Rośnij kwiecie wysoko,
Jak pan leży głęboko;
Jak pan leży głęboko,
Tak ty rośnij wysoko<.”
- Przyznaj się- powiedziała przyglądając się kwiatom- będzie ci łatwiej patrzeć w lustro. Ale jeśli to zrobisz, stracisz ich zaufanie. Nie ma na świecie sprawiedliwości Tadeuszu, ona jest tylko w niebie.
Zmierzył ja zdziwionym spojrzeniem, a deszcz zaczynał padać coraz silniejszy i dziki.
- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem od ciebie Zofio. Myślałem, że postępuję...
- Myślałeś, że postępujesz szlachetnie - przerwała mu dziewczyna- i że będę zachwycona twoją godnością i tym, że nie stronisz od zasłużonej kary.
Tadeusz wiedział, że dziewczyna ma rację, a mimo to zdziwiła go szczerość z jaką słowa te zostały wypowiedziane.
- Oczywiście doceniam to, ale decyzja ta jest podjęta raczej wyrzutami sumienia niż honorem. A może się mylę, może powiesz mi, że honor jest fundamentem twojego poczucia winy? W to ci nie uwierzę.
Chciał coś powiedzieć, ale Zofia po krótkiej chwili poczęła mówić dalej.
- Boisz się i tylko dlatego to robisz, a przede mną odegrałeś scenę bohaterskiego czynu jakim jest powzięcie decyzji o przyznaniu się do winy. Jeśli chcesz to idź i im to powiedz, powiedz abyś nie miał spokoju dopóki będzie ci dane codziennie z nimi obcować. Idź jeśli myślisz, że to coś zmieni- dziewczyna wypowiedziała te słowa powoli i z niespotykanym spokojem.
- A ty myślisz, że nie zmieni? Będę mógł przynajmniej spokojnie spać. Pozbędę się tego uczucia, które nazywasz strachem- Tadeusz był nieco zmieszany, mówiąc nie silił się na łagodność.
- Strach możliwe, że cię opuści, ale zobaczysz jak bardzo będzie cię gnębić rozmowa ze mną. Myślisz, że jestem okropna? Nie jestem Tadeuszu, ale zależy mi na tobie.
- Więc dlaczego to robisz, dlaczego nie możesz mi powiedzieć dobitnie do czego zmierzasz? Co ma to wszystko na celu? Mam się nie przyznawać? – chłopak był bezsilny.
- Mówię bo nie mogłeś znieść mojego milczenia. Mówię ci to, czego nie przeczuwałeś ode mnie usłyszeć abyś nauczył się słuchać i wyciągać wnioski. Abyś umiał sam podejmować decyzje. Co chcesz w tej sytuacji zrobić?
Był coraz bardziej zdziwiony, a jego mieszane uczucia potęgował spokojny wizerunek Zofii.
- Przed przyjściem tu byłem zdecydowany się przyznać, ale teraz sam nie wiem jak mam postąpić.
- I byłeś pewny, że zrobiłbyś dobrze? – zapytała dziewczyna mierząc go wzrokiem.
- Tak- odparł bez zawahania.
- A jak długo mnie znasz? – chłopakowi przeszkadzało jej badawcze spojrzenie.
- Niedługo miną 3 lata Zofio, przecież wiesz o tym dobrze i nie rozumiem co ma na celu takie pytanie w tej sytuacji.
- I myślisz, że znam cię lepiej niż Tadeusz?
Chłopak zaczynał rozumieć, ale postawa przyjaciółki zadziwiała go coraz bardziej.
- Nie sądzę.
- Więc jeśli myślisz, że znasz swoją osobę lepiej niż ja i byłeś pewny, że zrobisz dobrze, dlaczego przyszedłeś do mnie? Możesz powiedzieć, że w biedzie trzeba polegać na radzie przyjaciół, że perspektywa czynienia dobra jest względna i czasami wygląda inaczej ze strony lewej a inaczej z prawej. Ale ja ci w to nie uwierzę. Przyszedłeś tu, bo chciałeś zyskać uznanie w moich oczach poprzez wspomnianą już szlachetność. Nie kłam, że tak nie było bo gdybyś przyszedł z dwóch pierwszych powodów uzyskałbyś odpowiedź na pewno.
Deszcz przestał dobijać się do szyb. Tadeusz pomyślał, że za chwilę się przejaśni. Nie patrzył na Zofię, wiedział, że dziewczyna ma rację.
- Zrobiłem tak, jak mówisz, ale teraz gdy już o tym wiesz, proszę cię o to abyś przedstawiła swoją perspektywę dobra, które tak bardzo mnie męczy.
Przewidywane przejaśnienie wreszcie się pojawiło i na twarz Zofii padła blada smuga światła. Tadeusza nie oświetlił pojedynczy promień, ale w sercu ucieszył się na widok znajomej twarzy, która dotąd znajdowała się w ciemnym półmroku.
- Czy widzisz żebym się na ciebie gniewała, była zła czy zniecierpliwiona? – zapytała.
- Nie- odparł zgodnie z prawdą.
- A przyznałeś się przede mną do swojego błędu i nic na tym nie straciłeś. Szanuję cię tak jak dawniej, a nawet jeszcze bardziej bo każdy człowiek popełnia błędy, ale tylko ten, który potrafi się do tego przyznać jest prawdziwie szlachetny. Przyszedłeś tu nie po to, aby dowiedzieć się, że dobrze robisz, bo o tym wiedziałeś, ale dlatego, że chciałeś abym cię za to podziwiała. Ja jednak zrobiłam coś zupełnie odwrotnego dlatego żeby zniszczyć w tobie uczucie pychy. Czy chciałbyś być politykiem, który mówi, ze zmniejszy bezrobocie aby zyskać wyborców, a w rzeczywistości nie robi nic aby jego słowa się sprawdziły? Nie ważne jest Tadeuszu to, co mówisz, ale co robisz. Jeśli grałbyś w meczu z silnym rywalem i zapewniał, że wygrasz, a tak by się nie stało to kibiców spotkałoby rozczarowanie, ale jeśli przed meczem byś milczał i wygrał pomyśl jak wielką sprawiłbyś niespodziankę. Teraz oboje wiemy dlaczego tu przyszedłeś, wiesz też, że powinieneś się przyznać bez oznajmiania mi tego, bo przecież byłeś pewny, że będzie to najlepsze wyjście. Po drodze dowiedziałeś się jaki zrobiłeś błąd i żałujesz, że miał on miejsce.
Zapadła chwila milczenia.
- I myślisz, że powinienem się przyznać? – zapytał.
- Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie.
- Więc po co tyle mówiłaś zanim to usłyszałem Zofio?
- Dlatego, że już wiesz jaka jest różnica między tym co mówimy, a co robimy.
- I tylko dlatego?- zapytał nieśmiało.
- I dlatego, że mi na tobie zależy. A także dlatego Tadeuszu, że sprawiedliwości nie ma na ziemi, ona jest dopiero w niebie.
A niebo jakby słysząc to co powiedziała, tak dziwnie, nieksiążkowo milczało. Oni milczeli również, a Tadeusz zrozumiał, że ona powiedziała to wszystko tylko dlatego, że „jej na nim zależy” po czym pomyślał, że Zofia jest bardzo dziwną osobą.
I nawet nie rzekł jej „kocham cię” jak to zwykle w książkach bywa...