- A kto powiedział że kochałem swoich rodziców i miałem rodzeństwo?
- Acha.....
Uśmiechnął się, choć nie mogła tego widzieć, już bardzo dawno nie uśmiechał się do siebie, czy do kogokolwiek spontanicznie. Od dawna były to uśmiechy wyliczone, umiarkowane, zawsze miały swój cel. Uśmiechał się gdy chciał coś osiągnąć, ona sprawiła ze powoli zaczynało być inaczej. Była taka naiwna, nie mogło się jej pomieścić w głowie, że mając rodziców można ich nie kochać i na odwrót. Widać ona kochała swoich rodziców, a oni kochali ją, choć gdy się kiedyś kochali, a ona była lekko zamroczona wypitym wcześniej alkoholem, powiedziała że jeśli kiedykolwiek będzie taki jak jej ojciec, to ona odejdzie. Widać jej ojciec nie był tak do końca idealny...
- Nie. Nie kochałem nikogo - przytuliła się do niego mocniej. Zamachem głowy odrzuciła włosy z jego piersi, tak jakby chciała zasłonić nagie ramiona. lubił gdy tak rzucała głową, zawsze kojarzyło mu się to z piękna klaczą, ukochanym koniem jego dziadka.
Fascynowała go, bo była przedziwnym połączeniem dziecka i dojrzałej kobiety. Mimo iż kołysała dorodnymi biodrami i w jej oczach często krył się wyraz zmęczenia i jakiegoś smutku, to było w niej coś z małej, rozmarzonej dziewczynki. Czasem potrafiła się popatrzyć na człowieka z tak wielkim zdziwienie w oczach, że nie wiedziało się co zrobić.
Chyba nigdy do końca nie pogodziła się z tym że wszystko już nie jest takie proste, jak wtedy gdy się ma 10 lat. Kiedyś znalazł w jej portfelu zdjęcie małej dziewczynki, tańczącej z chłopcem. Fotograf zrobił je akurat w momencie gdy postać małej była najbardziej wyeksponowana i patrzyła prosto w obiektyw, zadzierając nieco dziecięcą głowę. Zdjęcie był czarno-białe i nie najlepszej jakości, ale dobrze widać było jej twarz i wielkie ciemne oczy, który miały taki wyraz, ze postanowił zatrzymać to zdjęcie, kiedy ona już odejdzie, a wiedział ze kiedyś odejdzie. Ze skanował je do laptopa i często siedząc w knajpie, popijając jakiegoś drinka, patrzył przez długie chwile w jej oczy. Nigdy się nie przyznał że zabrał jej to zdjęcie, nawet gdy płacząc szukała go po całym mieszkaniu.
Zasnęła. Lekko, by ją nie rozbudzić, zsuną ją ze swojego ciała i ułożył się obok.
Lubił na nią patrzeć jak śpi, gdy sam nie mógł zasnąć. Jej duże pełne usta, wiecznie zmięte, nie domykały się, nadając jej twarzy niewinny wyraz. Brwi, które zawsze układały się w dwie ostre kreski, kiedy się złościła, teraz stanowiły dwa łagodne łuki. Włosy, wiecznie sprężyste, oplątały jej szyję, tak że linia jej szczęk odcinała się wyraźnie na ich tle. Najczęściej spała na boku z równo ułożonymi udami, Jedną dłonią przy brodzie, ułożoną w taki sposób że łokciem zasłaniała piersi, a drugą bezwładnie leżącą na prześcieradle. Z wiecznie nie dociśniętą piąstką, jak małe dziecko. Leżał tak czasami do rana próbując zapamiętać każdy szczegół, a to że ma małą bliznę na łuku brwiowym i pod mocno wywiniętymi ustami zawsze mieszka cień. A z boku dłoni, ma jedno naczyńko krwionośne widoczne, tak że wyglądało jakby się ukłuła s igłą, i wiele innych szczególików, które składały się na nią całą.
Jak to że lubiła duże psy i nie bała się pająków, węży i ropuch. Nie znosiła smażonej wątróbki, ale ją uwielbiała w pasztecie. Chciała mieć przynajmniej dwójkę dzieci i żeby jej mężczyzna dawał jej choć raz na jakiś czas bukiet kwiatów, mogą być z kwiaciarni, choć najbardziej lubiła polne jaskry i zapach bzów. Lubiła leżeć na trawie, kochała piękne przedmioty, choć w złości, mogła zniszczyć najpiękniejszy flakon, była sfrustrowana, czasem wpadała w czarne doły, złego humoru, a wtedy najchętniej piła. I jak sama kiedyś powiedziała, uśmiechała się do siebie, wiedząc że nie wraca do pustego domu, po pracy.
Chciał je wszystkie zapamiętać, wiedział że kiedyś odejdzie. Poznał ją przez przypadek, zaproponował zimny układ i minęło trochę czasu, nim zaczął się zastanawiać dlaczego się zgodziła. Wiedział że ona jest jak najprostsza zagadka na świecie, której nigdy nie rozwiąże, ale teraz jest, wiec czerpie z tego jak najwięcej. Nie miał czasu i siły żeby żyć z nią. Zbierał jej włosy i obcięte paznokcie, czekając aż jej bransoletki zadźwięczą po raz ostatni, gdy cicho będzie zamykać za sobą drzwi.