rozstrój

SKC - Arek Sokal

Gdy chwycił – złapał go za gardło – gdy.. , oczy nabrzmiały

mu natychmiast i zaczął pluć; i charczeć. Spadł kubek. Rozluźnił palce; nucił cicho pod nosem.

- Odbiło ci!! Ty idioto, puś.. – ale zgasił ten bełkot. Słyszał go już tyle razy. Nie miał ochoty prosić o inwencję. O cholerną odrobinę artyzmu w życiu.

Poszedłem do kuchni i włączyłem czajnik.

- Chcesz herbatę? – zapytałem w mrok, choć wiedziałem, że nie odpowie. Słyszałem jak wymiotował za ścianą.


Tyle z mojego snu. Gdy otworzyłem oczy było po jedenastej i za ścianą rzeczywiście ktoś wymiotował. Włączyłem czajnik codziennym ruchem i wrzuciłem na dwie herbaty; jedną posłodziłem. Swoją, ale miodem. Nie czekałem aż przyjdzie i zacząłem powoli zmagać się z tym wrzątkiem, patrzyłem się na firanki w oknach naprzeciwko, na ulicę pomiędzy. Wreszcie przyszedł, blady - wyraźnie odmóżdżony. Bez słowa wziął swój kubek, na którym - jak zbrązowiały pająk – wymalowane było pęknięcie. Płytek ma kaca.





Dante wyszedł z domu ale wrócił się od razu. Pojawił się potem podrzucając mały kluczyk z breloczkiem. Początek lata – roztrzepany czas. W cieniu, między blokami nachylił się nad zapaliczką. Nad głowami ani jednej chmurki. Chłopak przechodzący obok przykucnął i z plecaka wygrzebał zeszyt. Zaczął spisywać godziny autobusów z przystanku- no bo chyba nie ceny. Dante miał ochotę zjeść plaster schabu na zimno w żurawinach; to ssało. Przez ciemne okulary popatrzył na prawie bezchmurne niebo a potem potarł skronie- jak gdyby nie był do końca pewien na co właściwie ma apetyt.





- Co ty robisz? – Płytek wyrwał mi puszkę z piwem, które wlewałem do garnka. Upił go zanim zdążyłem powiedzieć coś o jego matce. Wrzuciłem o połowę mniej goździków.

- Halo! – powiedziałem – To zupa. Typ piwny.

Nie miałem mięsa ani żurawin; miałem piwo, chleb i kostkę twarogu; jedną sztukę jaj – nie było go tutaj wcześniej. Stałem i gapiłem się teraz w garnek. Piana nagle wyskoczyła nad piwo; pchnąłem w nią łyżkę by zaczęła opadać.

Zaciągnąłem się parującym świeżym piwem i od razu przypływa energia. Jeszcze wczoraj delirium wysysające wszystkie chęci przytłaczało moją głowę, a dzisiaj siedzę nad talerzem kremowo-złocistego napoju. Życie jest tak pełne niespodzianek. Płytek kończył robić kanapkę i jak zwykle oblizywał nóż:

- Przestań oblizywać! A gdyby był naostrzony z obu stron! – spróbowałem go splątać.

- Właśnie, głupio by było – zmartwił się i odłożył tasak – Ej! Przecież nie..!

Już miałem wszystko wytłumaczyć, ale zauważyłem; za oknem padał śnieg. Letnie słońce i malutkie śnieżynki. Odsłoniłem firankę i przetarłem oczy, a śnieg dalej padał. Malutkie skrawki papieru płatkami spadały z parapetów na samochody; z trawników na ulice. Bieliły się wokół szarych bloków. Dzieci na kolanach rozdmuchiwały je we wszystkie strony.

Dopóki Płytek zajęty był podjudzaniem dzieci z okna, dorzucaniem im strzępów gazet, a potem tłumaczeniem się sprzątaczce – dopóty mogłem oglądać każdą łyżkę podnoszoną do ust i w spokoju wyławiać goździki z talerza zupy jak ze szkatułki drobne koraliki.



Dzieci znalazły piłkę i pobiegły kopać ją o ściany; tak też Płytek - zaczął dreptać po pokojach i grzebać w stertach papierów raz po raz wyciągając jakąś gazetę. Rzucał je w przeciwległe kąty. Moim sposobem na kaca było przenoszenie skarpetek między szufladami, ale trudno dopatrzyć się w tym czegoś, co byłoby skuteczniejsze niż rozrzucanie gazet.

- Widziałem w którejś gazecie niezły sposób na kaca.. – powiedział i przechylił resztę piwa. Rzucił puszkę na stół. Coś zaczęło się toczyć.

- Czy chciałeś się kiedyś zmienić? – Spytałem gdy jajko bryznęło po podłodze; odstawiłem talerz, a Płytek gniótł puszkę. – Bycie nie-szkodliwym dla otoczenia..?

- Ja? – spytał zanim jeszcze skończyłem ja – Nie; po co?

Mierzył się by rzucić ją tyłem, przeze mnie- między ścianą a meblami.

- Ty naprawdę stajesz się coraz płytszy.

- Gdyby człowiek był tym, czym chce być... mielibyśmy niezły burdel – jakby próbował się głośno zastanawiać

- Człowiek staje się tym na co starcza mu sił. Nieprawda?

- Ja? – powtórzył to – Ja nie; myślałem ostatnio nad...

- Taaak. To twój główny problem. – Teraz musiałem powiedzieć coś, żeby odciągnąć go od snucia planów. Gdybym miał tego wysłuchać kolejny raz, zacząłbym go dusić naprawdę:

– Znacznie łatwiej jest natomiast powiedzieć czego człowiek nie chce zmieniać.

Po tym, z magicznym gestem sięgnąłem do kieszeni.

Płytek oblizał się, gdy wyciągnąłem mocno opaloną już fifkę. Można to było poznać po tym, że błyszczała jak brzeg pękniętego lustra.

tra.



Przez chwilę przyczepiłem się myślami do tego co słyszałem w radio. Wczoraj wieczorem skończyłem na. masssa masssa - jak dekadencka mantra; opadały powieki:


- Nieważne jaki jest ten człowiek. Musimy znaleźć niezbyt bystrego i bogatego człowieka, który będzie na tyle naiwny, żeby dać nam swoje pieniądze - Przebudziłem się wtedy; Płytek to wymyślił.

- O, to niezły plan – powiedział Dante. Czułem się jakbym to nie był ja. – Prawie tak dobry jak z tą wieżą.

- To był jeden z lepszych. – przytaknął Płytek – Teraz, Grupa Wielkiej Chmury przejmie pierwsze miejsce.

- Dalej myślisz o tym, przecież ta komedia jest... To będzie komedia w końcu? Czytałem coś tydzień temu i dalej było w rozsypce.

- Sypkie... – zawiesił się nad tym. – To słowo brzmi jak... Zresztą, zrobimy teatr alternatywny, każdy wybierze to, co dla niego najlepsze. My mu to wszystko ładnie wysypiemy, porozdzielamy kreskami.

- To raczej teatr selektywny.

- Selektywnie dobierze się publiczność; zaprosimy samych ludzi w klimatach.

Podniosłem się.

- Silne jednostki – zapaliłem gaz – Otwarte. Może powinieneś dodać kilka.. no wiesz lżejszych scen, jeśli w ogóle o tym myślisz. Za dużo artyzmu to też niedobrze.

- Prawie zrobione; mam wszystko wstępnie przepisane. Nawet... – przechylił szklankę wody – rozmawiałem z Zosią!

- Nie wierzę...

- No dobra – stuknął szklanką – ona do mnie podeszła. To Doktor jej powiedział.

Dante trzymał ostrożnie fifkę; myślał z pół otwartymi oczami:

- Może to co mówił wczoraj; może nie był tak pijany? – Potem wstrzymał powietrze tak długo.

- Ona się nadaje do roli W_czerwieni. No popatrz, przecież ona nawet się tak zachowuje.

- ...yyp – Płytek szybko schwycił- sięgnął po tę czarną różdżkę. Teraz w oczach zabłysło mu coś nowego:

- Światła, stroje i wybuchy. I muzyka. Muzyka najbardziej. Cała masssa muzyki.

- Chciałbym zobaczyć oczy tego, kto ci da na to pieniądze.

- O! To będzie performance miesiąca.

- Do kogo najpierw idziemy? Może zadzwonimy po jeszcze kogoś?

- Pan, wójt i pleban – wymruczał Płytek i chlusnął przez pół kuchni resztką zastygłej herbaty. Zszedłem z drogi na zapomnianą gazetę.

- Klasycznie, hę? Po panach został park, kilka cegieł.

- Tam będzie premiera.

- Z przekabaceniem plebana na twój pomysł też może być problem. Zapisz się do partii. Tej...

- Więc na pierwszy ogień pójdzie wójt. - Zadecydował. Zakręcił szklanką i patrzył jak rozchlapują się fusy. Nigdy nie rozdzieraj torebek.

- A gdzie mieszka wójt? – Spytałem.

- Nie wiem...

- Dobra, wiemy gdzie mieszka burmistrz, na razie powinien wystarczyć.

- Tak! - Wykrzyknął Płytek i pchnął szklankę przez stół. - Brzęk!

- Dalej, ratusz czeka. – wstałem, ale nie by pójść do drzwi. Zerkałem w głąb rurki jak w studnię. Mruknąłem – tam chyba coś jeszcze jest...

- Hajda na ratusz! – Zerwał się teraz Płytuś.

- Tak, tak, ale nie dzisiaj – pstryknąłem zapalniczką – Nie dzisiaj___

SKC - Arek Sokal
SKC - Arek Sokal
Opowiadanie · 13 listopada 2002
anonim
  • :)
    nastroj rozstroju... ciekawa sprawa, boli mnie to, ze pojawiaja sie tam schematy zdan jak np. to "Właśnie, głupio by było – zmartwił się i odłożył tasak – Ej! Przecież nie..!" a pozniej wszystko normalne az do nastepnego przeblysku.

    niczego sobie.

    · Zgłoś · 22 lata
  • SKC - Arek Sokal
    No cóż. Spodziewałem się, że nie będziecie wielu komentarzy. Ocen spodziewałem się wiecej i niższych.

    · Zgłoś · 22 lata
  • :)
    :)) prowokacja?

    a czy nie mozna wprowadzic mozliwosci glosowania dopiero po zalogowaniu? glos bez komentarza malo pomaga ;(

    · Zgłoś · 22 lata