Sebastian wyszedł, zatrzaskując ze sobą drzwi, za nim jak magiczna mgiełka wyparował zapach Kenzo Jungle. Siedziałem na podłodze z podwiniętymi pod siebie nogami i bezmyślnie wpatrywałem w kolorowe plamy farby na ścianie. Wokół gęstniała ponura, zimna cisza.
Sam. Jak potępiona, odepchnięta przez niebo i piekło dusza.
W kąciku oka zebrały mi się łzy, wytarłem je szybko małym palcem i przyłożyłem twarz do puchatego koca , który pysznił się koło moich kolan. Zapach Sebastiana przez chwilę wirował mi w głowie, ale wspomnienie to szybko zmieniło się w nieznośny ból w klatce piersiowej, pod językiem i w skroniach. Przyciskając twarz do miękkiego materiału starałem się stłumić falę płaczu...ale byłem przerażająco sam, nikt mnie nie kochał i nikt nie chciał być moim przyjacielem...
Sebastian uśmiechnął się ironicznie, zapalając papierosa.
- Michał, jesteś chory. Skąd wiesz, że w ogóle chce mieć z tobą cokolwiek wspólnego?
Był starszy ode mnie, pod każdym względem starszy i lepszy. Nawet wtedy, kiedy zaciągał się dymem w taki oryginalny sposób czułem, że powoli staje się moim bogiem, jedyną osobą, którą kocham.
- Gdybyś nie chciał , nie odpowiedziałbyś na moją wiadomość. Nie byłoby ciebie tutaj...Sebastian, nie udawaj, proszę, że nic dla ciebie nie znaczę.
- Tutaj nie chodzi o ciebie, ale bardziej o twój talent, wiesz? Jesteś obiecującym, młodym pisarzem, masz wszelkie dane aby stać się wybitnym twórcą...to tylko to, nic więcej. Jeżeli doszukujesz się w tym jakiś uczuć...mały, musze cię rozczarować, nie jestem pedziem tak jak ty. - rzucił nonszalancko.
- Nie jestem pedziem, rozumiesz? - krzyknąłem na niego, po czym szybko skuliłem się w sobie. - To nie jest takie proste, jesteś artystą , powinieneś to zrozumieć...
Nie odpowiedział mi. Po prostu założył torbę na ramię i bez słowa wyszedł. Kiedy otwierał drzwi pubu zauważyłem, że z profilu przypomina trochę Romana Polańskiego. I też czasami chodził na obcasach...
W moim mieszkaniu było ciemno i zimno. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy obudziłem się z kilkugodzinnego, bolesnego snu. Kiedy mam jakiś problem, momentalnie zapadam w sen- to uspokaja mnie i czasami podsuwa mi rozwiązanie...ale tym razem sen nie opowiedział mi na żadne z moich pytań.
Wstałem i poszedłem umyć ręce. Zastanawiałem się, w jaki sposób mogę zmyć zapach Sebastiana z moich dłoni, które wydawały się pachnieć coraz mocniej.
Byłem sam. W łazience, wśród plusku wody o zimną porcelanę umywalki zrozumiałem, że nie ma przy mnie nikogo, kto mógłby wypełnić pustkę po NIM, po moim bóstwie...tak jakby jakaś część mnie umarła , a ja poczułem się oszukany przez ludzi, przez cały świat. Sebastian, dlaczego mi to zrobiłeś?
Cisza , brak odpowiedzi. Pustka...
Był niezwykły, pod każdym względem. Genialny i niepowtarzalny, mogłem o nim mówić godzinami i zawsze łapałem się na tym, że on znów mnie zaskoczył. Zmieniał się z szybkością błyskawicy, jak psychodeliczny kameleon , codziennie potrafił być inny, czasem zły, czasami anielsko dobry...Poczułem się mały i śmieszny, jakby wszystko co mnie dotychczas otaczało stanowiło tylko kaprys znudzonego Boga- dał mi Sebastiana, a potem, nie zważając na to, co mogę przeżywać, zabrał go. Tak nagle...zaczynałem powoli rozumieć , że świat jest bańką mydlaną...
- Michał, co się stało?- głos Laury był nerwowy i piskliwy.
Przewróciłem się na drugi bok, potrącając butelkę, w której chlupotała nędzna resztka wódki. Nie widziałem nic oprócz bladego światła odbitego we flaszkach, stojących jak strażnicy wokół mojego posłania.
Trzeci dzień? Siedziałem tutaj trzy dni, nie pamiętając o tym, że należy wyjść z domu , zrobić zakupy, zadzwonić do redakcji... ? ostry zapach alkoholu był jak perfumy. Zapić, zapomnieć...Nie docierało do mnie nic, oprócz jakiś oderwanych od siebie słów Laury. Moja siostra stała nade mną i machała rękami , jakby była szalona, kopała butelki i tłukła obcasami kruche szkło. A ja leżałem wpatrzony w sufit, nie dbając o nikogo i nic. Wśród pajęczyn i plam farby widziałem tylko jedno słowo- zaklęcie: Sebastian...
- Co ci się stało?- powtórzyła Laura i szarpnęła mnie mocno za rękę.
- Sebastian...- wymruczałem nie całkiem świadomie. Pragnienie alkoholu z każdą chwilą stawało się większe, zaczynały mnie już brać pierwsze objawy kaca. Cały się trząsłem.
- Tak myślałam. Zostawił cię? Co za chuj, powinien się domyślić, że nie może tak robić!
- Co on może wiedzieć , Laura, daj spokój...
- Nie wolno mu doprowadzać ciebie do takiego stanu, rozumiesz? Pijesz, załamujesz się...bo Sebastianek ma fantazję ciebie zostawić, tak?
- Tym razem to koniec, Lauro, to ostatni raz...nie mam już nikogo...
Uderzyła mnie w twarz, po czym zawlokła do łazienki. Czułem, jak zimna woda zmywa ze mnie całą ochotę do życia, byłem jak martwy, sztuczny człowiek...
Sebastian przyszedł na rozdanie nagród spóźniony, jak zwykle. Miał na sobie pospolitą czerwoną bluzę i szare sztruksy, w czym wcale nie wyglądał jak poeta...raczej jak rolkarz albo koszykarz-amator. Siedząc na niewygodnym krześle obserwowałem go, jak z otwartą puszką piwa w ręce przemyka się do loży jurorów . Na środku sali przy mikrofonie stanęła jakaś chuda, apatyczna kobieta i zaczęła odczytywać nazwiska uczestników konkursu ( w tym także moje).
- Pierwszą nagrodę, za najlepszy debiut literacki minionego roku otrzymuje Michał Sójka...
Nie byłem zaskoczony, wiedziałem, że zdobędę tą nagrodę. Mimo tego poczułem, jak rośnie we mnie dzika duma...Satysfakcja z doskonale wykonanego zadania. Zostałem ostatecznie przekonany o moim talencie- a wcześniej często wątpiłem w swoje zdolności
Powoli wyszedłem na środek sali, z rękami założonymi za siebie i grzywą włosów wpadającą do oczu, jak prawdziwy nowoczesny pisarz. Kiedy odbierałem dyplom z rąk tej brzydkiej, chudej baby kątem oka dostrzegłem dziwny uśmiech na twarzy Sebastiana.
Na bankiecie po rozdaniu nagród podszedł do mnie ze szklanką wódki w ręce. Był już troszkę wstawiony, ale nie wyczuwałem w nim nachalności człowieka pijanego.
- Jesteś dobry. Nigdy nie czytałem takich zakręconych rzeczy, poważnie, a wiele już w życiu widziałem...Słuchaj, może byśmy poszli na małą rundkę po okolicznych piwiarniach, co? Tutaj atmosfera jest trochę za bardzo.. oficjalna.
Poszedłem z nim, a raczej za nim. Sebastian był moim przewodnikiem, nawet wtedy , kiedy ledwo trzymał się na nogach i rozmawiał z latarnią.
- Podobasz mi się, maleńki, wiesz, też bym taki chciał być jak ty...- zawisnął na moim ramieniu i przytulił głowę do rękawa mojej kurtki. Staliśmy pod mostem, nie wiedząc dobrze, co tam robimy. Sebastian przed chwilą wypił dwunaste piwo, kupione na stacji benzynowej .
W mojej głowie wirowało od nadmiaru wrażeń. Wydawało mi się tylko, że znalazłem Boga, właściwie to on sam podszedł do mnie ze szklanką wódki w ręce...
Po kilku dniach bez Sebastiana zacząłem czuć pustkę. Była ona z początku niewielka, ale wkrótce zmieniła się w olbrzymi głód, porównywalny prawie z seksualnym albo narkotycznym...Wiedziałem, że zginę, jeżeli nie dostanę chociaż minimalnej dawki jego uśmiechu, jego zapachu, JEGO, samego widoku Sebastiana...Nie miałem pojęcia, co on sobie może myśleć o mnie, zostawił mi tylko enigmatyczną wizytówkę.
Siedziałem nad białą, czystą kartką- wpatrzony w jej pustkę, w jej bezsens. Nie potrafiłem napisać ani jednego mądrego zdania, nic...Przez kartkę tak jak przez szybę spoglądałem na Sebastiana, który był gdzieś daleko a ja nie mogłem się z nim spotkać. Wszystkie ściany nagle urosły, stały się ogromne i nieprzyjazne, wszystko w koło zaatakowało mnie swoim zimnem i ciszą. Sam. W pustym mieszkaniu, gdzie słychać było tylko mój rozpaczliwy płacz...
Laura patrzyła, jak trzęsącymi się dłońmi usiłuję posprzątać butelki z podłogi.
- To wszystko przez niego, Michał. O tym chuju nie chcę więcej słyszeć. Musisz go spławić, uwolnić się od niego... - wyciągnęła z plecaka papierosa i nerwowo go zapaliła. Pomyślałem, że moja osiemnastoletnia siostra wygląda na dużo starszą, niż jest w rzeczywistości. Okropność.
Zastanawiałem się czasami, jak to się dzieje, że inni starzeją się tak powoli...chyba niektórzy, jak ja, naprawdę nie chcą być dorośli, bo to oznacza tylko nudę i ciągłe narzekanie na wszystko. Dawno temu obiecałem sobie, że nigdy nie stanę się taki , jak moja matka, która wciąż zjada się ze zdenerwowania i wyimaginowanych problemów...Jest też inny rodzaj bycia dorosłym, przyjemny i prosty- wystarczy tylko palić, pić i nosić ekstrawaganckie ciuchy połączone z demonicznym makijażem.
Laura wyglądała na seryjną, wielkomiejską laleczkę w zbyt opiętej bluzce. Pomyśleć tylko, że ma brata-geja, który pije, bo opuścił go przyjaciel. Że jej świat nie jest idealny...ale ona chyba chciała nagromadzić w nim jak najwięcej teatralnych problemów, żeby mieć czym się chwalić przed koleżankami.
Przez własną nieuwagę i zamyślenie stłukłem flaszkę, wbijając sobie odłamki szkła w palce. Kiedy Laura mnie opatrywała , starałem się porównać ból fizyczny z bólem, jaki przeżywałem każdej chwili, gdy nie było przy mnie Sebastiana.
- Kurwa, Michał, ty go kochasz czy nie? Powiedz...jeśli jesteś pedałem, to się po prostu do tego przyznaj...- powiedziała Laura, zaglądając mi głęboko w oczy.
- Daj spokój! Czy dla ciebie wszystko musi być czarno- białe? To jest ,kurwa, szare, to co ja czuję, to co ja w sobie mam...jak cień...Kocham go, żebyś wiedziała...
- A wiec jednak- westchnęła głęboko Laura i zaciągnęła się dymem z kolejnego papierosa- Mam brata homoseksualistę. Lepiej być nie może. Przyznaj się, ile razy ciebie dymał?
- Nie dymał mnie. - odparłem zgodnie z prawdą. - I nie jestem pedałem, on po prostu jest niezwykłym człowiekiem...
- W czym objawia się ta jego niezwykłość, bo niestety nie zauważyłam tego!- krzyknęła Laura.- Nie widzisz, do czego on cię doprowadza? Przecież wie...wie, że masz skłonności samobójcze...
Nie słuchałem jej. Wpatrywałem się tylko w moje własne, zniekształcone odbicie w lustrze. To ja, ale ja samotny...
Do tego, że życie jest bez sensu , doszedłem właśnie przy Sebastianie. Siedzieliśmy razem na balkonie mojego mieszkania, słuchając muzyki nocnego miasta. Zapach drzew owocowych mieszał się z krystalicznie czystym powietrzem, a niebo było grafitowe.
- Wszystko płynie...- mruknął Sebastian, kładąc głowę na moich kolanach. Zrobił to po raz pierwszy. Chyba wiedział, co do niego czuję, że coraz bardziej go kocham...- a my odchodzimy unoszeni prądem...nie wiemy dokąd, nie wiemy po co...nic nie wiemy...Kurwa, co za los...
- Jesteś pijany, daj spokój...Sebastian, przecież sam mówisz ,że życie jest piękne.
- Ja to powiedziałem? Chyba tylko kogoś zacytowałem, wiesz, mam takie odchyły. Tak naprawdę to wszystko wkoło jest bez sensu, nawet to, że teraz tu siedzę jest śmieszne i nic nie znaczące...Czasami mam wrażenie, że wszystko kręci się wkoło mnie, a ja jestem tylko biernym obserwatorem.. Wiesz, co jest najstraszniejsze? Ta niemoc, ta przerażająca niemoc, moja własna bezsilność...nie mogę nic zmienić...To tak, jakbym był sam pośród wszystkich ciał niebieskich.
- Teraz masz mnie. - uśmiechnąłem się do niego. Byłem pod wrażeniem tego, co powiedział przed chwilą, czułem się jakby z mojej głowy ukradł wszystkie najskrytsze myśli. Bezsilność, tak...i bezsens...
Zacząłem rozumieć, że jedynym sensem mojego życia może stać się właśnie ON, Sebastian, który jest jak księga mądrości. Tak, to wydawało mi się najrozsądniejsze...pragnienie bycia z nim przerastało wszystko, co do tej pory czułem. Powoli zrywałem zasłony z jego tajemniczej osobowości, ale wcale ich nie ubywało, był tak samo zagadkowy jak przedtem.
- Tak, teraz mam ciebie...- zapatrzył się w niebo , jakby żałował tego, co przed chwilą powiedział.
Niemoc? Bezsilność? Czy to wszystko czułem, kiedy zamykałem się w pustym pokoju, z martwymi obrazami na ścianach? Czy tylko tym objawia się poczucie bezsensu?
Ciemność, cisza, potem krzyk. Spadałem gdzieś w dół, każda minuta samotności przypominała mi o Sebastianie, który był gdzieś daleko...Dlaczego? Czy to ja byłem niedoskonały, niegodny jego uczuć?
Czułem się przytłoczony winą, która sprawiła, że Sebastian ode mnie odszedł. Jestem nikim, to nie tylko bezsilność wobec pędzącego naprzód świata. To prawdziwy bezsens...Kiedy zdradzi cię ideał, popadasz w absurd. Umierasz.
Spotkałem się z Laurą wieczorem w parku. Ona i jej przyjaciółki... nie miałem ochoty z nimi nigdzie iść, ale Laura uparła się, że wyciągnie mnie z psychicznego dołka. Niebo powoli przyjmowało odcień grafitu, miłej, miękkiej ciemności, szarej jak ołówek, rozjaśnionej tylko małymi oczami gwiazd...
- To są Weronika i Zośka. Z mojej klasy.- przedstawiła mi swoje nimfy Laura, kiedy siedzieliśmy w zadymionym nocnym klubie, pijąc gin z tonikiem.
W szklance na dnie krył się gorzki orzeszek beznadziei, czułem, jak ogarnia mnie śmiech- ale nie ten radosny, tylko przerażająco smutny. Byłem w miejscu, gdzie nikt poza mną nie miał duszy...ale wiedziałem, że jestem tylko nędznym robakiem, który nie zasługuje na duszę.
Sebastian, dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego czuję się samotny i zraniony, chociaż wokół mnie wirują kolorowe jak motyle kobiety i wszyscy pragną mojej przyjaźni?
Tak, wszystko jest kłamstwem. Nie chcą pokazać mi, że tak naprawdę jestem niczym. Sebastian mi uświadomił, jak bardzo różnię się od innych...
- Czytałam twoją książkę.- uśmiechnęła się Weronika. Wyglądała nawet dość ładnie i co najważniejsze miała inteligentne , ciemne oczy. - Jest niesamowita.
Już widziałem, że jej nie zrozumiała, wolałbym , gdyby powiedziała, że książka była ohydna...bo rzeczywiście była, obleśna jak bełkot pijaka.
- Dzięki za uznanie. - postanowiłem być tak samo zakłamany jak i świat Laury- Mówił ci ktoś, że masz niezwykłe dłonie?
Zachichotała i pozwoliła mi się wziąć za rękę. Ale ja nie widziałem wcale jej, widziałem Sebastiana, rozmawiającego ze mną jak za starych, dobrych dni. Nasze małe, zniszczone szczęście...
- Masz dzisiaj chwilę czasu?- głos Sebastiana przez telefon był proszący i cichy.
- Oczywiście, co chcesz? Jeszcze nie skończyłem tego opowiadania o które prosiłeś...
- Nie, nie o to chodzi...Niespodzianka. Dowiesz się.- odłożył słuchawkę.
Kilka godzin później powiedział mi, że nie może sobie wyobrazić beze mnie życia, a ja mu uwierzyłem...
- Więc chcesz ? Wczoraj mówiłeś...
- Wczoraj to wczoraj, Misiu. Wszystko płynie, a dzisiaj ja chcę być z tobą. Może i nie jesteś pedziem, może i ja nie jestem...po prostu coś mnie do ciebie popycha, jakaś bezrozumna siła, nie umiem jej sobie podporządkować...Chyba się zakochałem.
- We mnie?
- Tak, w tobie.
Wierzyłem w każde jego słowo, ale on po prostu płynął na falach swoich pragnień, podczas gdy ja szukałem przystani...Wziąłem go za rękę, a on przytulił się do mnie jak dziecko. Myślałem, że oszaleję ze szczęścia.
Miesiąc później odpłynął, tak samo nagle, jak się pojawił. Zatrzasnął za sobą drzwi i pozostawił mnie we mgle Kenzo Jungle, w pustym mieszkaniu , w sali tortur....
Zastanawiałem się, czy jestem pedałem, czy po prostu kocham Sebastiana tylko dlatego, że jest Sebastianem. Moja własna teoria na ten temat mówiła, że mam prawo kochać każdego, kto zasługuje na moją miłość, niezależnie , czy to kobieta czy mężczyzna. Chciałem po prostu kogoś uwielbiać i z kimś być, z kimś wspaniałym i niezwykłym, takim jak Sebastian...
Kiedy wyszedłem na świeże powietrze, żeby chwilę odetchnąć krystalicznie czystą nocą, zobaczyłem JEGO. Przechodził przez park, ubrany w czerwoną bluzę i sztruksowe spodnie, jak zwykle nieuczesany...
- Hej, Sebastian...- zawołałem go, łudząc się, że może pomacha mi ręką albo podejdzie chociaż na chwilę....
Odwrócił się i spojrzał na mnie w taki sposób, że poczułem się jak brudny , skopany pies. Potem po prostu odszedł. Serce biło mi nierówno i dziko, a głęboko we mnie zagotowała się jadowita złość. Wściekłość, żądza zemsty...a potem tylko żal i smutek...
- Kto to był?- spytała Weronika, stojąc tuż za moimi plecami. Odwróciłem się i szybko zamknąłem ją w ramionach.
- Ktoś kto ode mnie odszedł i teraz jestem samotny...Wiesz, jak to smakuje...? - wbiłem jej w oczy swój zaszczuty wzrok.
- Tak, wiem, Michał, niestety wiem. - odparła spokojnie.- Teraz chodźmy stąd, ledwie się trzymasz na nogach...
Z oddali słyszałem stłumiony, szyderczy śmiech, zupełnie jakby drwiły ze mnie gwiazdy i księżyc. Przegrałem. Zyskałem sobie tylko jego nienawiść, to ja jestem wszystkiemu winny...to przeze mnie...
Leżałem na podłodze, a Weronika siedziała tuż koło mnie, kiwając się jak autystyczne dziecko. Powoli docierało do mnie, że kobiety też istnieją na świecie.
- Doskonale ciebie rozumiem, Michał, poważnie. Ten Sebastian musi być prawdziwym gnojem...nienawidzę takich ludzi.
Wyczułem, że kryje w sobie tajemnicę , ale nie straszną i mroczną , po prostu mogłem zauważyć, że kiedyś bardzo cierpiała przez jakiegoś typa pokroju Sebastiana.
- Tak...to się zdarza...tylko że teraz nie mam po co żyć.- mruknąłem.
- Przecież doskonale piszesz.
- Nie mam natchnienia, jestem wypalony wewnętrznie, wiesz o tym? Wiesz, co to za ból siedzieć przez pustą kartką i nie napisać NIC?
- Wiem. Kiedyś też próbowałam pisać...A Laura ? A twoi rodzice?
- Kochałem go, rozumiesz? I dalej go kocham! To silniejsze niż ja, nie potrafiłem nawet ciebie poderwać! Nic poza nim nie ma dla mnie znaczenia, a skoro on mnie zostawił, to znaczy, że wszystko jest bez sensu...Laura i rodzice to ten zasrany, drobnomieszczański światek. Weronika, ja jestem artystą...
- W takim razie się zabij, to chyba najlepsze wyjście dla ciebie. Skoro nic już nie ma znaczenia....?
- Nic....ale proszę, nie zostawiaj mnie samego!
- Nie wiesz, czego chcesz, Michał..- powiedziała i wyszła, tak samo jak Sebastian, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Znów byłem sam.
- Laura? To ja, Michał...Chcę się z tobą pożegnać.
- Misiek, co ty pieprzysz?
- To co słyszysz, jutro już mnie nie będzie.
- Kurwa, co ty gadasz? Michał...chyba nie chcesz...
- Tak, Lauro. Muszę. Tutaj nie ma dla mnie miejsca, wszystko w co wierzyłem rozpadło się. Sebastian nie wróci już nigdy, straciłem swój ideał.- odłożyłem słuchawkę.
Byłem sam, zamknięty wśród ścian zimnych jak trupy. Wszystko wkoło przypominało mi, jak bardzo jestem nędzny i nic nie warty, jak bolesna jest moja porażka. W uszach ciągle dźwięczał mi huk zatrzaskiwanych przez Sebastiana drzwi, tak jak odgłos karabinu podczas egzekucji. Koniec. Moje życie było absurdem.
Wyciągnąłem spod łóżka pięć opakowań tabletek nasennych.
Anioł przypatrywał mi się badawczo.
- Wiesz, gdzie się znalazłeś?
Leżałem na świetlistym piasku, nade mną falowało granatowe niebo, a anioł, ubrany w modny biały garnitur, siedział na stołeczku pielgrzyma.
- Czy ja umarłem?- zapytałem nieśmiało, podnosząc się z ziemi. Pustynia wydawała się olbrzymia i bezkresna, jak morze srebrzystego piachu.
- Jest bardzo prosto umrzeć, tylko, że najczęściej nie ma to sensu...zrobiłeś wielkie głupstwo, mały. Zupełnie, jakbyś nie wiedział, że ludzie bywają fałszywi i źli.
- Mówisz o Sebastianie?
- Tak, właśnie o nim- ciągnął anioł.Zauważyłem, że jest dość grubym Murzynem, chociaż wcześniej miałem inne wrażenie. - Wszystko, co ci powiedział było kłamstwem. I ty w te kłamstwa uwierzyłeś...
- Co z tego? - krzyknąłem, zdenerwowany zagadkami anioła. - Co ciebie to obchodzi, skoro ja już umarłem, możesz co najwyżej nie wpuścić mnie do nieba. Pieprzę niebo, pozwól mi przejść, chcę umrzeć, chcę być martwy...
- Muszę cię rozczarować, przyjacielu. Nie udało ci się. Ja, czyli główny kontroler biletów, wyrzucam cię z autobusu..- uśmiechnął się anioł.
Zwyczajnie się wkurwiłem, ale co najgorsze, dobiło mnie poczucie własnej niemocy...a więc nawet tego nie potrafię zrobić porządnie? O Boże, jak boli mnie ten świat, to wszystko...chcę być martwy...!
- To wszystko jest jedynie iluzją, ty i całe niebo, i Bóg, i wszystko...Chcę być martwy i nie pamiętać o niczym...- powiedziałem pełen złości.
Anioł wyciągnął laserowy miecz i przytknął mi ostrze do piersi...zupełnie jak w gwiezdnych wojnach. Na piasku obok krzesełka leżała popielniczka pełna petów. Mimowolnie roześmiałem się.
- Ja ci mówię, że masz wrócić skąd tu przybyłeś. Rozumiesz? Za to, że zostałeś oszukany i okłamany, będziesz miał szansę znalezienia prawdy. Kiedy przyjdziesz tutaj drugi raz, będziesz chciał jeszcze kilku lat życia...
- Trujesz jak murzyński kaznodzieja.- prychnąłem mu w twarz, całkowicie wyprowadzony z równowagi.- Ksiega Ezechiela, rozdział dwudziesty piąty, werset siedemnasty...
Ale nie zdążyłem opluć go wyzwyskami rodem z "Pulp Fiction". Zanim otworzyłem usta, aby wyrzucić z siebie cały ból, całą wściekłość i rozczarowanie, poczułem znajomy zapach szpitalnej sali i w oczy zakłuło mnie białe światło.
- Budzi się.- powiedziała pani doktor, przeczesując palcami rudą grzywkę. Anioł przez moment stał w drzwiach, szczerząc swoje śnieżnobiałe zęby, a potem mrugnął do mnie po gangstersku i zniknął...
- Michał, słyszysz mnie? - Weronika zacisnęła dłoń na moim ramieniu.
Poczułem, że jestem wolny. Pusty i szczęśliwy, jak biała kartka , którą można od nowa zapisać i stworzyć na niej największe dzieło ludzkości...Wolny i odrodzony, jakby anioł zabrał mi wszystkie złe wspomnienia, związane z Sebastianem.
- Tak...Wróciłem...- wyszeptałem z ulgą.
- Wtedy znalazłyśmy cię z Laurą...Michał, dlaczego to zrobiłeś?- zapytała mnie następnego dnia, kiedy już czułem się trochę lepiej i mogłem usiąść na łóżku.
- Nie mam pojęcia. Może po to, aby zacząć wszystko od nowa?
Kiedy wyszła, poczułem, że pokój szpitalny staje się wielki jak cyrkowy namiot, i zewsząd otacza mnie nieprzyjazna pustka.
Teraz liczy się tylko ona...