Nic nie wskazywało na to, że zebranie szybko się zakończy. Stefan K. wiercił się na krześle i patrzył bezwiednie na małą butelkę wody mineralnej, stojącą przy rozłożonym skoroszycie. „Woda mineralna, niegazowana” – czytał Stefan po raz siedemdziesiąty – „Nasza woda pochodzi ze źródeł oligoceńskich, usytuowanych setki metrów pod powierzchnią ziemi. Dzięki temu woda jest nieskazitelnie czysta i wolna od zanieczyszczeń...”. Na końcu stołu łysy facecik w okularach mówił coś na temat „restrukturyzacji sektorów” i „mobilizacji esencji ludzkiej”, pokazując rozmaite schematy za pomocą rzutnika. Stefan już dawno przestał go słuchać i skupił się na sobie. Poruszywszy w bucie dużym palcem u lewej nogi, stwierdził, że ma nierówno obcięty pazur, który zaczepiał o nitki skarpety. Ponieważ pomieszczenie było mocno klimatyzowane, Stefan czuł, jak po plecach ścieka mu wolno kropelka zimnego potu. Siedzący obok kierownik działu sprzedaży zerknął na niego kątem oka, więc Stefan chcąc nie chcąc musiał utrzymać pozory uwagi. Pochylił się nad skoroszytem i zaczął zamaszyście notować, spoglądając w kierunku łysego, który tokował właśnie o „niezbędnym upodmiotowieniu marketerów”. Po chwili ogłoszono przerwę. Gdyby w tym momencie ktoś zajrzał do skoroszytu Stefana, przeczytałby tam: JARAĆ, JARAĆ, JARAĆ.
2.
Korzystając z chwili wytchnienia Stefan wymknął się do toalety na siódmym piętrze i zamknął drzwi kabiny. Siedząc na kiblu przetrząsał kieszenie marynarki w poszukiwaniu papierosów. Wreszcie znalazł, wyjął jednego i zapalił, zaciągając się niebieskawym dymem przynajmniej po dwunastnicę. Nie przypadkiem Stefan siedział akurat w toalecie na siódmym piętrze. Znajomy technik powiedział mu, że na tym piętrze zepsuła się instalacja przeciwpożarowa. „Zepsuła się” – rzekł technik mrugając do Stefana skośnym oczkiem – „Rozumiesz, chłopie, ciągle się psuje”. Powiedział to, zdaje się, nie tylko Stefanowi, bo w krótkim czasie toaleta wypełniła się ludźmi, słychać było zduszone szepty, pstrykanie zapalniczek i wszędzie unosił się swąd papierosów. Stefan siedział cicho i nie dawał znaku życia. Na wszelki wypadek bezszelestnie kucnął na sedesie, tak żeby nie było widać butów od dołu. Co chwila ktoś naciskał na klamkę i mówił: „Cholera, znowu się zacięło”.
3.
Stefan ćmił papieroska skulony na desce klozetowej i zastanawiał się nad życiem. Wiedział, że pokrętny referat wygłaszany przez łysego w okularach, to w gruncie rzeczy zapowiedź redukcji. Zawsze kiedy występował łysy, leciały głowy. Nieważne, o czym mówił, czy o „reorganizacji”, czy może o „przeformułowaniu”, albo o „nowych celach”. Do tej pory Stefan czuł się bezpieczny, ale ostatnie plotki krążące po firmie wyraźnie wskazywały na jego dział, jako przedmiot przyszłej polityki oszczędnościowej zarządu. Stefan zdawał sobie sprawę, że nic potrafi poza przekładaniem papierków z jednego kąta w drugi i nawet fakt posiadania rodziny na utrzymaniu niewiele mu pomoże, gdy przyjdzie do oceniania przydatności pracowników pod kątem „reorganizacji”, czy czegoś podobnego. Żeby oderwać myśli od czarnej przyszłości, Stefan skupił się na wyobrażaniu sobie opiętego krótką spódnicą tyłka sekretarki z sąsiedniego pokoju. Tyłek poruszał się rytmicznie, a spódnica była podwinięta.
4.
Nagły rumor wyrwał go z rozmyślań. Ktoś powiedział „O Jezu”, a inny głos pisnął „Nie !”. Minęło może parę sekund i rozległa się ogłuszająca seria z karabinu maszynowego. Stefan skulił się na sedesie, schował łeb między kolana i przykrył rękoma. Zamarł. Strużka krwi wpłynęła pod drzwiczkami do kabiny i zaczęła się wolno rozlewać po podłodze. Stefanowi przypomniały się krople zimnego potu wędrujące po jego chudych plecach. Czas stanął. „Woda mineralna, niegazowana” – szeptał Stefan – „Nasza woda pochodzi ze źródeł oligoceńskich, usytuowanych setki metrów pod powierzchnią ziemi. Dzięki temu woda jest nieskazitelnie czysta i wolna od zanieczyszczeń...”. Trzasnęły drzwi, kroki oddalały się.
5.
Stefan nie wiedział, czy spędził skulony w klozetowej kabinie wiele minut, czy może wiele godzin. W końcu podjął próbę wydostania się na zewnątrz. Cztery ciała leżały rozrzucone w nienaturalnych pozycjach na podłodze toalety. Nie umiał ich rozpoznać. Trzęsąc się jak galareta, przeskakiwał nad nieboszczykami, aż w końcu dotarł do drzwi i wyszedł na korytarz. Panowała cisza. Zajrzał do pierwszego lepszego pokoju. Sekretarka przeszyta serią z broni automatycznej leżała przewieszona przez biurko. Zza przepierzenia wystawały czyjeś nogi w czarnych półbutach. W popielniczce zrobionej z kawałka folii aluminiowej tkwiło parę niedopałków. Stefan wycofał się gwałtownie. Drzwi do kolejnych pokojów były pouchylane i z jednego dochodziły jeszcze stłumione jęki. Przyspieszył kroku. Doszedł do klatki schodowej i zaczął zbiegać po schodach, poszukując śladów życia.
6.
Na drugim piętrze znajdowała się duża sala konferencyjna. Ku swojemu zdziwieniu Stefan usłyszał dobiegające stamtąd głosy. Na miękkich nogach dowlókł się pod drzwi i przystawił ucho.
- ...to nadzwyczajne zebranie. W świetle tragedii, która miała dziś miejsce w naszej firmie, plany reorganizacji zostają oczywiście znacząco przesunięte w czasie... – mówił ktoś. Stefan poznał głos prezesa zarządu. Zgromadzeni zaczęli bić brawo, a po ciele Stefana rozlało się błogie uspokojenie. Otarł czoło chusteczką i podreptał do swojego pokoju, dokończyć zaległą pracę.
w maju 2002 roku