-ale tam stoi posterunek-odrzekł mężczyzna niewielkiego wzrostu, z małą szczecinką na brodzie i z dużą blizną na czole
-myślę, że da się go zdobyć bez hałasu –powiedział Edik patrząc na wielki głaz stojący przy nim.
-dobrze ja i Tolia załatwimy to.
Mężczyzna o niewielkim wzroście, który nazywa się Wołodia rozmyślając o podstępie zaatakowania posterunku szedł w stronę sosnowego lasu.
W lesie wziął karabin maszynowy, który wcześniej tam schował.
Machnął ręką do Tolii na znak, żeby tu przyszedł.
-weź trójnóg i zanieś go za róg budynku, a ja zaraz przyniosę karabin z amunicją –
Słońce jeszcze nie wzeszło i nad lasem tego zaczynającego się dnia unosiła się gęsta mgła.
Wołodia ustawiając karabin na rogu ruiny domu tłumaczył nam jak mamy korzystać z tej broni.
Wołodia i Tolia poszli teraz załatwić posterunek a mnie kazali zostać przy karabinie i celować na któregoś, jeśli będzie uciekać.
Tolia rzucił dwa granaty pod ścianę posterunku i upadł na ziemię.
Ściana budynku upadła i wtedy ja ze strachu zacząłem strzelać do wnętrz posterunku,
Kiedy nagle przestałem, i czułem jak szybko bije mi serce.
Żołnierze, którzy byli w budynku wyszli z podniesionymi rękoma i jeden z nich powiedział
-poddajemy się
-na pewno –rzeknął z uśmiechem na twarzy Wołodia
-pod ścianę!- krzyknął groźnym głosem Wołodia już bez uśmiechu, który był przed chwilą na jego twarzy, widocznie był bardzo zdenerwowany.
-i na kolana!-dodał.
Wyciągnął pistolet i podszedł do pierwszego żołnierza, który pocił się ze strachu klęcząc pod ścianą posterunku.
Wymierzył mu w sam środek głowy i strzelił.
Na leżącego żołnierza patrzyli jego koledzy.
Wołodia zabił wszystkich tak samo i teraz na suchą pokrytą kurzem ziemię wylewała się krew z siedmiu młodych głów.
Kiedy tak patrzyłem na tych młodych chłopców powiedziałem sobie :
Jest to mój najczarniejszy dzień w moim życiu.
I wzeszło słońce.