Joanna nie zwracała uwagi na wołanie matki, nie teraz, kiedy widziała ciemne nocne jabłonie. Księżyc w pełni tkwił oplątany ich gałęziami, a liście śpiewały o polowaniu. Tak było zawsze i na zawsze tak zostać powinno. Dziewczyna biegła do nich, chciała wejść do tego jedynego prawdziwego świata w pokrzywach między czarnymi pniami. Ojciec chwycił ją mocno za ramiona
- Przestań w tej chwili!!! Co się z tobą dzieje??
Aśka nigdy im tego nie powiedziała, w końcu nie było to aż tak ważne. Postanowiła nie przekonywać nikogo, że to, co człowiek widział na samym początku - księżyc uwięziony w plątaninie liści jak wilk złapany w sidła, jest ważniejsze niż szkoła i efektywne spędzanie czasu.
- Idź do domu i natychmiast kładź się do łóżka.
Ojciec Joanny bał się. Bał się najbardziej naturalnych rzeczy takich jak miłość do drzew.
Noc była ciepła i spokojna. Joanna wyszła oknem na pustą drogę prowadzącą w rozgwieżdżone niebo. Poczuła wygrzany słońcem piasek pod bosymi stopami i ruszyła biegiem w stronę księżyca - jasnego wilka nocy. Wpadła do sadu i zaczęła tańczyć dotykając dłońmi otulonych mchem pni, a one garnęły się do jej rąk prowadząc dziewczynę w górę. Spostrzegła pełnię wplecioną w gałęzie najwyższej jabłoni, była jasna i okrągła jak oko wszechświata. Aśka z szacunkiem zbliżyła się do drzewa, które schwytało tak szybkoskrzydłą istotę. Ukwiecona jak na pogrzebie Łowczyni stała nad rozciągającym się w dole jeziorem z ciemnej mgły. Joanna wyciągnęła dłonie do pędów delikatnie zaciskających się na srebrnej tarczy i postawiła stopy na cienkiej linii dzielącej pustkę od kwitnącego sadu. Wcale nie zauważyła, że stanęła jednak dużo bliżej pustki.
***
- Boże drogi, to straszne, przecież taka mądra dziewczynka...
- A mnie się ten nasyp już wcześniej nie podobał!
- Aśka...nie...
- Dzieci...nie powinny...swoich rodziców…tak wcześnie…tak wcześnie…
- Całe życie było przed nią, na pewno jakieś studia. Nie...nie mogę w to uwierzyć
- Ale ślicznie wygląda. Taka jest...cicha...
***
Joanna zobaczyła dziewczynę na drodze. Tańczyła, śpiewała i biegła prosto w niebo.
- Widzisz, idzie. Mówiłam ci, że ciągle przychodzą. - szepnęła sąsiadka
Aśka nic nie odpowiedziała, tylko mocniej zacisnęła gałęzie na chłodnym obłym księżycu.